Metody Marnowania Czasu: września 2013

piątek, 27 września 2013

Co tam czytam? [4]

Brak komentarzy:
Co tam czytam? to mój nowy eksperyment, efekt chęci podzielenia się z Wami wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji (aczkolwiek etykieta recenzje znajdzie się w każdym z takich wpisów, żebym sztucznie zwiększył sobie statystyki, a jakże). Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych zdań, szybkie opinie, czasem o jednej pozycji, czasem o kilku naraz, o serii lub o pojedynczym zeszycie. Taki jest plan.

Co tam w serii Fables?

Przed chwilą sprawdziłem, kiedy ostatnio wspominałem o Baśniach, i okazało się, że dokładnie cztery lata i dwanaście dni temu. Trochę minęło. W tym czasie zmienił się świat, zmieniłem się również ja i moje życie, ale nikogo to nie obchodzi, a poza tym to nie blog o tym. O serii Willinghama i Buckinghama wspominam po raz kolejny, ponieważ mozolnie nadrabiam zaległości, dzięki czemu w tej chwili jestem tuż po setnym zeszycie. Jeszcze do niedawna sporo narzekałem na Fables, nawet w sierpniowym tekście o Invincible i w rozmowach ze znajomymi. Dlaczego? W komiksie Kirkmana niemal od początku bohaterowie mieli przed sobą główny cel, ważne zadanie do wykonania. Kiedy problem został już rozwiązany, scenarzysta nie zastosował prostego wyjścia w postaci pojawienia się nowego, jeszcze silniejszego przeciwnika i tym samym sprawił, że jego historia utrzymała wysoki poziom. W Baśniach, kiedy pokonano Adwersarza, zastosowano właśnie to najprostsze wyjście: nowy, jeszcze silniejszy przeciwnik. Nuda. Tak w każdym razie wspominałem Fables po dłuższej przerwie, tymczasem kiedy wróciłem do czytania, okazało się bardzo szybko, że autorzy nadal dają radę. Owszem, to nie Invincible, gdzie pomysły Kirkmana zachwycają właściwie co chwilę, są słabsze momenty, ale to ciągle dobra seria i przyjemna lektura. Nudy właściwie nie ma, Willingham zawsze może odejść od głównego wątku i wykorzystać postacie z drugiego albo trzeciego planu, których ma w zanadrzu całe mnóstwo. Podsumowując, nadal zostaję przy tym komiksie, chciałbym już być na bieżąco. Mam też nadzieję, że kiedy najnowszy wróg Baśniowców także zostanie pokonany, kolejne wyzwanie będzie bardziej interesujące od nowego, jeszcze silniejszego nieprzyjaciela.

wtorek, 24 września 2013

Żywe Trupy: Co przed nami [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Brak komentarzy:
Powtórka z rozrywki czy nie, czytając osiemnasty tom Żywych Trupów po raz pierwszy od bardzo długiego czasu od początku do końca lektury czułem dokładnie to, co chciałem czuć za każdym razem dzięki tej serii. Wreszcie znowu zaczynam niepokoić się o bohaterów i znowu zależy mi na ich losie. Pytanie, na jak długo, ale póki co ponownie świetnie się bawię. Nowy czarny charakter, Negan, to kawał nieobliczalnego, chorego i przerażającego skurwiela, który może wyrządzić Rickowi szkodę o wiele większą od wcześniejszego pozbawienia go dłoni. Oczywiście wiem, że Negan to tak naprawdę nowa wersja Gubernatora, zaś sytuacja podobna do tej z Co przed nami miała już w Żywych Trupach miejsce, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Zobaczymy, czy po zakończeniu tego wątku scenarzysta wymyśli coś nowego, czy może wróci do punktu wyjścia. Wolałbym tę pierwszą opcję, praktycznie w każdej z ostatnich recenzji związanych z tą serią narzekałem, że prędzej czy później opowieść Kirkmana zacznie zjadać własny ogon. Zdania nie zmieniam, niemniej pozostaje faktem, że już kilkukrotnie oczekiwałem tomu będącego powodem do mojego rozstania się z Rickiem i spółką, tymczasem autorzy konsekwentnie odkładają ten moment na później. To spore osiągnięcie, teraz nie zaszkodziłoby, żeby poziom najnowszego wydania zbiorczego został utrzymany chociaż trochę dłużej niż przy ostatniej zwyżce formy. Najnowszy wątek przypadł mi do gustu, nawet bardzo, więc to jeszcze nie czas na pożegnanie.

Przygody Nikogo [Mikołaj Tkacz] [recenzja]

Brak komentarzy:
Z Przygodami Nikogo mam trochę tak, jak z Bi Bułką Otoczaka – najchętniej w ogóle nie wypowiadałbym się o tym komiksie, albo może inaczej: słysząc, że jest genialny, w milczeniu kiwałbym głową, z kolei gdyby ktoś nazywał wydanie go marnowaniem papieru, znowu stałbym bez słowa i wcale nie zaprzeczał. Biorąc go do recenzji czułem, że dostaję w swoje ręce coś, co parzy i czego należy jak najszybciej się pozbyć, przede wszystkim ze strachu. Miałem wrażenie, że ludzie widzący mnie przechodzącego z Przygodami Nikogo patrzą na mnie ze współczuciem. A najzabawniejsza recenzja, jaką słyszałem o dziele Mikołaja Tkacza to wypowiedziane z uśmiechem (bynajmniej nie pogardliwym) zdanie: "Czy ten gość chciał strollować całe komiksowo, czy co?". Nawiązując do mojej opinii o komiksie wspomnianego już Rafała Tomczaka, historia zdaje się powtarzać: czytelnik może zrobić z siebie ignoranta, gdy stwierdzi, że to jedynie prowokacja, jeśli twórca tak naprawdę postawił poprzeczkę znacznie wyżej zdolności pojmowania przeciętnego zjadacza chleba, jednak może też wyjść na ignoranta stwierdzając, że jest w tym ukryte COŚ, jakiś głębszy sens, podczas gdy autor jedynie wyśmiewa odbiorców szukających za wszelką cenę prawd objawionych w zwykłym żarcie. A najgorsze, że brakuje mi pewności siebie pozwalającej na zdecydowane opowiedzenie się po którejkolwiek ze stron. [więcej na stronie Gildii Komiksu]

środa, 11 września 2013

Szybki Lester #2 [Michał Jałoszyński i Michał Lasota] [recenzja]

Brak komentarzy:
Pierwszy zeszyt z przygodami Szybkiego Lestera był do pewnego stopnia zaskoczeniem: czytelnicy oczekujący zwykłej powtórki „Pokoleń”, serii publikowanej lata temu na łamach magazynu „Produkt”, w czasie lektury komiksu Jałoszyńskiego i Lasoty niekoniecznie czuli się jak w domu. Zmienił się scenarzysta, przez co zmianie uległ także typ humoru (nieznacznie, ale jednak odczuwalnie). Grający wcześniej pierwsze skrzypce dresiarze tym razem zeszli na dalszy plan, a rysownik zupełnie zmienił swoją kreskę (jest kilka rzeczy przypominających jego stary styl, jak choćby twarze ubranych w dresy mięśniaków, ale mimo wszystko nowe ilustracje Lasoty są czymś zupełnie innym). Ostatecznie okazało się, że „Szybki Lester” wcale nie jest bezpośrednią kontynuacją "Pokoleń", czego mogli oczekiwać niektórzy odbiorcy. Minęło trochę czasu, kurz opadł, ukazał się też drugi zeszyt serii. Jak wygląda ciąg dalszy? [więcej na stronie Alei Komiksu]

poniedziałek, 9 września 2013

Co tam czytam? [3]

Brak komentarzy:
Co tam czytam? to mój nowy eksperyment, efekt chęci podzielenia się z Wami wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji (aczkolwiek etykieta recenzje znajdzie się w każdym z takich wpisów, żebym sztucznie zwiększył sobie statystyki, a jakże). Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych zdań, szybkie opinie, czasem o jednej pozycji, czasem o kilku naraz, o serii lub o pojedynczym zeszycie. Taki jest plan.

Co tam w Forever Evil?

Kiedy piszę o komiksach ze stajni Marvela (wiem, że robię dość rzadko), zdarza mi się wspominać o tym, że tak naprawdę nie mam o nich pojęcia, bo nie śledzę i nigdy nie śledziłem na bieżąco losów poszczególnych bohaterów ani nie jestem w stanie połapać się we wszystkich wiekopomnych, wpływających na całe uniwersum wydarzeniach, które i tak średnio mnie interesują. Tak po prostu jest. Ale po lekturze pierwszego zeszytu miniserii Forever Evil, złapałem się na tym, że o postaciach z DC wiem równie mało. Jakieś No Man's Land, jakieś The New 52... to nie dla mnie. Podejrzewam, że owszem, to bardzo ciekawe sprawy, jednak mi wystarczy dosłownie kilka podstawowych faktów, jak choćby świadomość, że istnieje ktoś taki jak Batman. Albo że łysy facet występujący na pierwszych stronach tej historii to Lex Luthor. Niemniej muszę przyznać, że Forever Evil zdołało trochę mnie zaciekawić. O ile się orientuję, szykuje się kolejna wiekopomna, wpływająca na wszystko i wszystkich grubsza afera. Na początku ktoś uwalnia z więzień całe zastępy superłotrów, co trochę śmierdzi starym i znanym chyba każdemu planem Bane'a, jednak tym razem skala całego wydarzenia jest o wiele większa. Po pewnym czasie większość uwolnionych przestępców zbiera się w jednym miejscu, by wysłuchać tego, co ma im do powiedzenia grupa Crime Syndicate, będąca złymi odpowiednikami bohaterów z Justice League - zamiast Supermana jest Ultraman, zamiast Batmana Owlman, zamiast Green Lanterna Power Ring i tak dalej. Ich przywódca ogłasza, że cała grupa przybyła z innego świata, by opanować ten, co właściwie już im się udało, bo członkowie Justice League... nie żyją. Nieźle, prawda?

Oczywiście nie wierzę w to, że Geoff Johns zabił na śmierć najważniejszych superbohaterów DC. Albo wcale nie zabił, albo zabił, ale nie na śmierć. Tak czy inaczej, wynikające z tego konsekwencje mogą być interesujące, bo w regularnych seriach nieobecne postacie wchodzące w skład Justice League zostaną zastąpione swoimi przeciwnikami. Ma się rozumieć, że w przypadku tego wielkiego wydarzenia również nie zdołam być na bieżąco z pomysłami autorów, ale wygląda na to, że będzie się działo. Nie tylko wśród "poległych", bo taki na przykład Nightwing może się już nie pozbierać po tym, co spotkało go w pierwszym zeszycie Forever Evil. Chyba, że nastąpi reset uniwersum albo całość okaże się na przykład snem Alfreda.

Podsumowując, miniseria robi niezłe, mocne wejście, ze sporą liczbą dobrych plansz Fincha (zwłaszcza tych wypełnionych czarnymi charakterami) oraz ciekawym pomysłem na całość. Teraz wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał ciąg dalszy. I jeszcze jedna sprawa. Ultraman wyraźnie cierpi, kiedy padają na niego promienie słońca, więc w Forever Evil rozwiązuje ten problem, zasłaniając słońce księżycem. Nie wiem, jak to zrobił, skoro słońce wyraźnie go rani, a przecież wykonując tę czynność, musiał wystawić się na jego działanie, ale nieważne, mam inne pytanie. Księżyc zasłania słońce, Ultraman jest bezpieczny. Fajnie. I co, teraz zatrzyma naszą planetę, czy za każdym razem, kiedy słońce lekko "wysunie" się zza księżyca, będzie podlatywał i powtarzał cała zabawę, żeby promienie ponownie przestały mu przeszkadzać? Albo czegoś nie dostrzegłem, albo cały pomysł nie ma sensu i należy zaliczyć go do wpadek. Śmieszna sprawa. Na szczęście poza tym jest w porządku i warto sprawdzić ten komiks, nawet jeśli tak jak ja w ogóle nie jesteście na bieżąco z bohaterami DC.

stat4u