Tomek jeszcze nigdy nie grał Hunterami, z kolei ja po raz pierwszy kierowałem Alchemikami, więc tym razem zdecydowaliśmy się nie grać na czas. Cały mecz zajął nam dwie godziny bez kwadransa, razem z rozstawianiem wszystkich elementów i początkowym przypominaniu sobie nawzajem, co robi który zawodnik.
Tomek, Hunter's Guild: Theron, Fahad, Chaska, Egret, Jaecar, Seenah
Ja, Alchemist's Guild: Midas, Naja, Calculus, Veteran Katalyst, Vitriol, Compound
Runda 1
Midas wykopał piłkę w kierunku maskotki Łowców. Fahad zdecydował się ją przejąć, co bardzo mnie ucieszyło, bo jego KICK 1/4 to w takiej sytuacji bardzo dobre parametry. Problemem okazał się DEF na 6 (Fahad włączył Nimble), przez który mojemu kapitanowi nie udało się odebrać mu piłki (za to przyciągnął do siebie Vitriol z Lure of Gold). Jakby tego było mało, Chaska dodał maskotce 1 do ARM i zaczął rozkładać swoje pułapki. Vitriol przejęła piłkę, ale zrobiła to dopiero w finalnym ataku zużywającym jej ostatni punkt wpływu. Na to Jaecar postanowił rozłożyć swoją zapewniającą stany bleed i snared pułapkę właśnie koło niej, zaś Egret użyła Flurry, zatruwając Midasa i Vitriol. Compound i Katalyst postanowili wyjść trochę do przodu, a Calculus zatruła Jaecara (Fahad *jakoś* się obronił) i to chyba było na tyle.
Runda 2

Runda 3
Pomijając moją głupotę (bo zapomniałem, że Katalyst musi wejść na boisko z krawędzi... na szczęście nie spieprzyłem tego aż tak bardzo i ostatecznie miałem swój cel w zasięgu), wszystko poszło zgodnie z planem: inicjatywa dla mnie, Katalyst szarżuje w znokautowaną Egret (dodatkowo angażowaną przez Midasa i Compunda, więc rzucałem czternastoma kostkami), po szarży robi jeszcze jeden atak, Witness Me! po raz drugi, 12:6 dla mnie.
Podsumowanie
To moja pierwsza wygrana gra w Guld Ball, więc... cieszę się. Do tej pory Tomek regularnie lał moich Kamieniarzy z Kick Offa! swoją drużyną Inżynierów - zwykle nie było tragedii, zdarzało mi się przegrywać z wynikiem 12:8 i aż do samego końca sporą szansą na zwycięstwo, niemniej jednak nigdy jeszcze z nim nie wygrałem. Jednocześnie wydaje mi się, że dzięki Katalystowi było trochę za łatwo. Po jednej rozgrywce trudno mi mówić, że jest przegięty; na pewno można sobie z nim jakoś radzić, a nawet zrobić z niego utrapienie dla kierującego Alchemikami, ale ilość zadawanych przez niego punktów obrażeń i łatwość, z jaką klepał przeciwników... hmm.
Samymi Alchemikami grało mi się bardzo dobrze. Nie jest to przypadek, wcześniej przeglądałem karty zawodników i poszczególne gildie, więc wiedziałem, czego chcę. Nie zawiodłem się. Mam zamiar pobawić się nimi dłużej.
Co do meczu, zaznaczam, że pisałem tę relację z pamięci. Mogłem się gdzieś pomylić, ale nie powinno być dramatu.
Do ewentualnych komentujących: jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję.
tekst i "zdjęcie": Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz