Metody Marnowania Czasu: Runaway 2: The Dream of the Turtle [recenzja]

czwartek, 22 listopada 2012

Runaway 2: The Dream of the Turtle [recenzja]


Pod koniec sierpnia postanowiłem pograć w jedną z do tej pory nieruszonych przeze mnie przygodówek. Padło na The Dig, ale z jakiegoś powodu niemal od razu odechciało mi się przy tym siedzieć, więc szukałem dalej. W końcu włączyłem drugą część gry Runaway (o pierwszej pisałem tutaj) i, swoim tempem, po kilkanaście minut dziennie (czasami z przerwami na dłużej niż tydzień) bawiłem się w rozwiązywanie kolejnych zagadek. I muszę przyznać, że bawiłem się dobrze, chociaż twórcy wcale nie usunęli z kontynuacji denerwujących mnie wad poprzedniej części.

Grafika uległa nieznacznej poprawie, ciągle stoi na wysokim poziomie, zwłaszcza jeśli chodzi o krajobrazy. Twarze bohaterów oraz animacja na szczęście przestały mnie drażnić, bo wcześniej miałem z tym spory problem. Brian, w serii Runaway postać najważniejsza, już nie jest grzecznym studentem fizyki, ale o wiele bardziej pewnym siebie gościem z nową, cwaniacką fryzurą. Jak się okazuje, znowu musi ratować Ginę, która, niestety, nadal nie dostała od autorów ciekawej osobowości. Właściwie nie dostała jakiejkolwiek osobowości. Tym razem jest kimś jeszcze bardziej nieobecnym niż w poprzedniej części. Inne postacie występujące w The Dream of the Turtle (sporo nowych, ale mamy też kilka powrotów), w przeciwieństwie do A Road Adventure zwykle nie denerwują aż tak bardzo. W kilku kwestiach jest więc poprawa, chociaż trudno tu pisać o znaczących zmianach.


Dobrze, że poprawie uległa też najważniejsza rzecz w każdej przygodówce, czyli zagadki. Są bardziej interesujące i kombinowanie, jak je rozwiązać, sprawiło mi większą przyjemność niż wcześniej. Niestety, gra nadal jest liniowa do bólu, wciąż nie można wykonać pewnych logicznych czynności, jeśli najpierw nie zrobiło się czegoś udowadniającego Brianowi, że to dobry pomysł. Przez to spędzony przy Runaway czas niepotrzebnie się przedłuża, zaś poziom trudności jest w dalszym ciągu sztucznie podnoszony. Mimo wszystko i tak jest bardzo dobrze. The Dream of the Turtle może nie zasługuje na miano arcydzieła gatunku, jednak osoby lubiące przygodówki nie powinny żałować spędzonego nad przechodzeniem kolejnych rozdziałów czasu.

O ile w poprzedniej części fabuła była raczej realistyczna, zaś elementy fantastyki naukowej dodano głównie dla jaj, tutaj w pewnej chwili dostajemy już stuprocentowe science fiction (aczkolwiek nadal z humorem), ze statkami kosmicznymi, nowoczesną technologią i całą resztą. Nie spodziewałem się tego, ale dla mnie może być. Całość została zrobiona na wysokim poziomie, przygodówka wciąga i jest zabawna. Inaczej niż w A Road Adventure, nie ma w niej zakończenia danego wątku, w finale dostajemy napis ciąg dalszy nastąpi. Czyli, żeby wreszcie uratować Ginę, trzeba zagrać w trzecią część, której póki co nie mam, więc, usatysfakcjonowany kontynuacją, odkładam to na bliżej nieokreśloną przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u