Metody Marnowania Czasu: Magiczny Miecz [recenzja/powrót po latach]

niedziela, 5 czerwca 2016

Magiczny Miecz [recenzja/powrót po latach]

W pierwszych latach podstawówki graliśmy w Magiczny Miecz co najmniej raz w tygodniu, czasami dużo częściej. Po lekcjach, na szkolnej świetlicy. To było zanim gry komputerowe wygrały z tymi, do których potrzebna była plansza i zanim dowiedziałem się, dlaczego ta gra dziwnie przypomina Magię i Miecz, inną planszówkę firmy Sfera. Na Magię i Miecz już nie zdążyliśmy, w pewnej chwili Sfera straciła licencję na wydawanie tej gry, ale ponieważ była bardzo popularna, wydawnictwo zrobiło plagiat. Plagiatem jest oczywiście Magiczny Miecz, gdzie wszystko różni się od pierwowzoru, jednak różnice polegają tylko na innej terminologii oraz odwróceniu pomysłów, gołym okiem widać, co kopiowali autorzy. Mimo wszystko grało się w to świetnie, zresztą nawet gdybyśmy wiedzieli, że to plagiat, czemu mielibyśmy się tym przejmować w wieku ośmiu czy dziewięciu lat? 

I tak: w Magii i Mieczu gracz musiał dotrzeć do znajdującej się na środku planszy Korony Władzy, w Magicznym Mieczu - do znajdującego się na środku planszy Zamku Bestii, którą następnie należało pokonać. W obu grach plansza podzielona była na trzy Kręgi, po których podróżowały Postacie. W Magii i Mieczu zaczynało się w Kręgu Zewnętrznym, zaś w Magicznym Mieczu w Środkowym. Reszta zmian to kosmetyka, na przykład w jednej grze mieliśmy Karty Zaklęć, w drugiej Karty Czarów, w jednej Karty Wyposażenia, w drugiej Karty Ekwipunku. Obie planszówki różniły się też atmosferą w czasie rozgrywki. Po poznaniu obu, Magiczny Miecz wydaje mi się bardziej mroczny i krwawy, w Magii i Mieczu wyruszamy na spacer po jakąś Koronę Władzy, ale tutaj musimy zabić Bestię, która zawładnęła światem. Poważna sprawa. Z drugiej strony, moja opinia wynika w dużym stopniu z sentymentu i gdybym zaczął od Magii i Miecza, pewnie wolałbym pierwowzór, a Magiczny Miecz uznawał za marną kopię. 

Gdyby odrzucić sentymenty, zarówno Magiczny Miecz jak i Magia i Miecz okazują się grami trochę niedorzecznymi, ograniczającymi decyzje gracza do minimum. Na początku swojej tury rzucamy kostką i decydujemy, czy nasza Postać pójdzie w lewo czy w prawo, a następnie badamy Obszar, na który trafiliśmy. Reszta to najczęściej loteria. Nie mamy wpływu prawie na nic, nawet na posiadane Zaklęcia, które też losujemy ze stosu Kart. Większość opiera się właśnie na Kartach, dosłownie na setkach Kart, a także na rzucaniu kostką. Można przez pół gry zbierać Złoto, a potem wylosować Zdarzenie mówiące nam, że w nocy zostaliśmy obrabowani. I tyle, Złota nie ma. Jeśli jednak nastawimy się wyłącznie na zabawę, Magiczny Miecz oferuje naprawdę rozbudowany (także dzięki licznym dodatkom) świat, ogromne ilości Przedmiotów, Zaklęć, Postaci, miejsc do zobaczenia i zadań do wykonania. Choć czasy podstawówki już dawno minęły, gra nadal może dawać sporo frajdy.

Żeby dotrzeć do zamku Bestii, najpierw należy zdobyć tytułowy Magiczny Miecz oraz Tarczę Tolimana. Wypadałoby też rozwinąć swoją Postać, czy to za pomocą Zaklęć, odwiedzając Obszary czy radząc sobie z problemami wynikającymi z wylosowanych Kart Zdarzeń. W grze występują cztery atrybuty: Magia, Miecz, Życie i Złoto. Te dwa pierwsze da się podnosić również pokonując Wrogów, co sprawia, że Magiczny Miecz można uznać za bardzo prymitywne, ale jednak planszowe RPG. Nie należy też zapomnieć o tym, że gracze mogą walczyć między sobą, powstrzymując się nawzajem przed osiągnięciem celu (którym nadal jest zabicie Bestii, a nie wszystkich pozostałych Postaci).

Oficjalnie ukazało się pięć dodatków do gry (Gród, Labirynt Magów, Jaskinia, Krypta Upiorów i Magia). Każdy z nich trochę zmienia jej oblicze i zwiększa możliwości dotarcia do Zamku Bestii albo uprzykrzenia życia przeciwnikom. Pamiętam, że podstawowa gra kosztowała jakieś 20 000-25 000zł, a każdy z dodatków mniej więcej 10 000. Dla porównania, za wersję podstawową wydawanej obecnie gry Talisman: Magia i Miecz należy zapłacić około 170zł. Czasy się zmieniają. Co ciekawe, Magiczny Miecz (zresztą tak samo jak stara Magia i Miecz) nadal żyje, wciąż powstają nowe dodatki autorskie, swoją ilością znacznie przewyższające ilość tych oficjalnych. Niektóre z nich są świetne, zarówno graficznie jak i pod względem pomysłów autorów. Swego czasu razem z dwoma znajomymi sam przygotowałem kilka nowych Kart. Świat gry jest więc bez przerwy rozbudowywany i pewnie będzie tak nadal, planszówka ciągle ma mnóstwo fanów. Jeśli chodzi o mnie, w pewnym stopniu sam do nich należę, głównie z powodu sentymentu, ale jednak. Nie gram w to za często (po części dlatego, że nie za bardzo mam z kim, choć nie tylko), jednak zawsze mile wspominam i pewnie będę wracał, nawet jeśli moje decyzje ograniczają się do niewielu rzeczy poza wyborem kierunku, w którym pójdzie moja Postać.

POWRÓT PO LATACH

Powyższy tekst napisałem w grudniu 2011 roku, w czasach, kiedy dopiero zabierałem się do powrotu do planszówek „na poważnie”. Jeszcze nie znałem Descenta, poza karcianką Vampire: the Eternal Struggle (w którą akurat wtedy nie grałem) nie znałem żadnej gry ze swojej obecnej pierwszej dziesiątki. Powoli zaczynało do mnie docierać, że z Magicznym Mieczem jednak jest coś nie tak, ale nie mogłem jeszcze porównać tej planszówki do wielu innych tytułów, które pojawiły się w moim życiu później. 

A jak wygląda moje podejście do tej gry dzisiaj, ponad cztery lata później? Magiczny Miecz razem ze wszystkimi dodatkami już dawno zniknął z moich półek, w zamian w moim portfelu pojawiło się ponad 500zł (których oczywiście też już od dawna nie mam). Czy żałuję? Ani trochę. Gdyby dzisiaj ktoś zaproponował mi wyprawę do Zamku Bestii, najprawdopodobniej odmówiłbym. Gdybym nadal miał tę grę w domu, służyłaby tylko do wyjęcia z niej co jakiś czas (może raz w roku) plansz oraz kart i powspominania przy kominku, gdybym posiadał kominek. Przez długi czas było świetnie, ale kiedyś trzeba ruszyć do przodu. 

Jednocześnie nigdy nie zapomnę frajdy, jaką dawał mi Magiczny Miecz, kiedy byłem dzieckiem. Nie zaryzykuję stwierdzenia, że bez poznania tego tytułu dziś przechodziłbym obok planszówek obojętnie, ale gra Sfery na pewno sporo ułatwiła. Jest takie określenie jak gateway games (kiedyś usłyszałem też „gry będące gejtłejami”, po czym, jak zwykle w takich sytuacjach, prawie dostałem zawału) i Magiczny Miecz to w moim przypadku właśnie taka gra: planszówka, od której wszystko się zaczęło. W 2016 roku nie mogę z pełną powagą polecać tego tytułu, ale trudno byłoby mi też zignorować to, co napisałem wyżej. 

Żałuję, że nie jestem w stanie powiedzieć, ile rozgrywek mam za sobą. Kiedyś mógłbym przysiąc, że setki, ale porównując to z ilościami partii w inne planszówki, które posiadam teraz, wydaje mi się to mało prawdopodobne. Upływające lata (właściwie już dekady) wszystko zniekształcają. Jest jednak faktem, że graliśmy w Magiczny Miecz (jak wspominałem, głównie na szkolnej świetlicy) wiele, naprawdę wiele razy. Fajne, beztroskie czasy, choć wtedy zapewne wydawało nam się inaczej. Teraz Bestia żyje i ma się dobrze, od dawna nikt nie próbował jej zabić. Co nie znaczy, że kiedyś nie wpadniemy na głupi pomysł zrobienia tego ponownie. Kiedyś na pewno... ale nie za szybko.

tekst: Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u