Co tam czytam? to mój nowy eksperyment, efekt chęci podzielenia się z Wami wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji. Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych zdań, szybkie opinie, czasem o jednej pozycji, czasem o kilku naraz, o serii lub o pojedynczym zeszycie. Taki jest plan. Jeśli ktoś jest wyjątkowo znudzony, może wyszukać gdzieś w starych wpisach podobną rzecz, a mianowicie "cykl" Po łebkach, który zmarł śmiercią naturalną po jednej odsłonie. Może tym razem będzie inaczej. Zobaczymy. Cały czas chcę pisać o komiksach, od pewnego czasu wrzucam teksty głównie na inne strony, a przecież czytam całą masę innych opowieści obrazkowych. Chcę pisać też o nich, niekoniecznie tak, jak choćby dla Gildii Komiksu. Czasami mam ochotę na skreślenie czegoś pozbawionego przemyślanych zdań, filozofii, czegoś na szybko. Czasami zamiast pisać, że coś jest świetne, wolę stwierdzić, że jest wyjebane, a tutaj nikt mi tego nie zabroni. Po to powstał ten cykl, który być może zostanie tu na dłużej.
Co tam w serii Invincible?
Jakiś czas temu przestałem pisać o tym komiksie. Trochę dlatego, że narobiłem sobie zaległości, ale ważniejszym powodem było to, że trzaskanie recenzji kolejnych tomów straciło jakikolwiek sens. I tak składałyby się głównie z szybkiego nakreślenia fabuły i akapitu poświęconego moim w pełni zasłużonym pochwałom. Zaległości nadrobione, niedawno Invincible dobił do setnego zeszytu i seria nadal jest wyjebana. W przeciwieństwie do Fables (ten cykl też muszę nadrobić, bo zdaje się, że nie ruszyłem go już od paru lat), gdzie na początku bohaterowie musieli pokonać głównego przeciwnika, po czym pojawił się po prostu kolejny, silniejszy, tutaj nie ma mowy o tak prostych i oczywistych rozwiązaniach. Po zakończeniu Viltrumite War pojawiło się tyle świetnych wątków, że w czasie lektury sam nie wiedziałem, którym zachwycać się bardziej. Ciągłe zwroty akcji robią niesamowite wrażenie i nie nudzą na zasadzie: "O, kolejna rzecz, która niby miała mnie zaskoczyć? Znowu?". Kirkman to zły człowiek, ma głęboko w dupie oczekiwania swoich czytelników. Najpierw coś zapowiada, potem okazuje się, że całkowicie świadomie kłamał, a ja i tak byłem zadowolony, bo dał mi coś jeszcze lepszego niż w zapowiedziach. I Wy też będziecie. Jednocześnie czytając Invincible ma się świadomość, że to w pełni autorski komiks, w którym scenarzysta naprawdę może zrobić, co tylko zechce. Zabicie głównego bohatera? Dlaczego nie? Zabicie wszystkich bohaterów serii? Dlaczego nie? A jeśli czyjeś odejście to tylko pozory, wyjaśnienie całej sytuacji jest przedstawione tak, że zamiast krzyczeć, że mnie oszukano, byłem jeszcze bardziej usatysfakcjonowany. W Sweet Tooth prawie zawsze było wiadomo, że jeśli ktoś jest dobry, później okaże się zły, tutaj na szczęście nic nie jest oczywiste. Raz jest zabawnie, innym razem śmiertelnie poważnie, a ja nie zawiodłem się jeszcze ani jednym zeszytem (jeśli nawet, zdążyłem już o tym zapomnieć). Dodajmy do tego niesamowitą stronę graficzną i dostajemy jedną z najlepszych serii, jakie czytałem w życiu, nie tylko tych superbohaterskich. Jeszcze nie znacie? No co Wy?
Jakiś czas temu przestałem pisać o tym komiksie. Trochę dlatego, że narobiłem sobie zaległości, ale ważniejszym powodem było to, że trzaskanie recenzji kolejnych tomów straciło jakikolwiek sens. I tak składałyby się głównie z szybkiego nakreślenia fabuły i akapitu poświęconego moim w pełni zasłużonym pochwałom. Zaległości nadrobione, niedawno Invincible dobił do setnego zeszytu i seria nadal jest wyjebana. W przeciwieństwie do Fables (ten cykl też muszę nadrobić, bo zdaje się, że nie ruszyłem go już od paru lat), gdzie na początku bohaterowie musieli pokonać głównego przeciwnika, po czym pojawił się po prostu kolejny, silniejszy, tutaj nie ma mowy o tak prostych i oczywistych rozwiązaniach. Po zakończeniu Viltrumite War pojawiło się tyle świetnych wątków, że w czasie lektury sam nie wiedziałem, którym zachwycać się bardziej. Ciągłe zwroty akcji robią niesamowite wrażenie i nie nudzą na zasadzie: "O, kolejna rzecz, która niby miała mnie zaskoczyć? Znowu?". Kirkman to zły człowiek, ma głęboko w dupie oczekiwania swoich czytelników. Najpierw coś zapowiada, potem okazuje się, że całkowicie świadomie kłamał, a ja i tak byłem zadowolony, bo dał mi coś jeszcze lepszego niż w zapowiedziach. I Wy też będziecie. Jednocześnie czytając Invincible ma się świadomość, że to w pełni autorski komiks, w którym scenarzysta naprawdę może zrobić, co tylko zechce. Zabicie głównego bohatera? Dlaczego nie? Zabicie wszystkich bohaterów serii? Dlaczego nie? A jeśli czyjeś odejście to tylko pozory, wyjaśnienie całej sytuacji jest przedstawione tak, że zamiast krzyczeć, że mnie oszukano, byłem jeszcze bardziej usatysfakcjonowany. W Sweet Tooth prawie zawsze było wiadomo, że jeśli ktoś jest dobry, później okaże się zły, tutaj na szczęście nic nie jest oczywiste. Raz jest zabawnie, innym razem śmiertelnie poważnie, a ja nie zawiodłem się jeszcze ani jednym zeszytem (jeśli nawet, zdążyłem już o tym zapomnieć). Dodajmy do tego niesamowitą stronę graficzną i dostajemy jedną z najlepszych serii, jakie czytałem w życiu, nie tylko tych superbohaterskich. Jeszcze nie znacie? No co Wy?
Znamy, znamy, nic się nie bój. Chyba jedna z moich ulubionych serii.
OdpowiedzUsuńZnam takich, co nie znają. Nie rozumiem, jak mogą z tym żyć.
OdpowiedzUsuńFajny pomysł na nowy dział, będę śledził. Swoją drogą nie wiedziałem, że Ty też jesteś fanem tej serii. Chociaż z drugiej strony nie ma się co dziwić. W Końcu jest świetna.
OdpowiedzUsuńCzy jest polska wersja komiksu?
OdpowiedzUsuńCzy jest polska wersja komiksu?
OdpowiedzUsuńJestem, jestem, swego czasu zrecenzowałem kilkanaście tomów. Do Viltrumite War.
OdpowiedzUsuńPolskiej wersji nie ma, to znaczy oficjalnie, po podobno przetłumaczone skany gdzieś są.
A możecie napisać, gdzie kupujecie "Invincible"?
OdpowiedzUsuńZagraniczne komiksy biorę z Multiversum, ostatnio nie mieli 7 tomu Ex Machina, to wziąłem z ATOM Comics.
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuń