Metody Marnowania Czasu: Mglisty Billy: Dar Ciemnowidzenia [Guillaume Bianco] [recenzja]

sobota, 23 lipca 2011

Mglisty Billy: Dar Ciemnowidzenia [Guillaume Bianco] [recenzja]

Zanim dostałem ten album w swoje ręce, o Mglistym Billym przeczytałem właściwie tylko dwie rzeczy: pierwszą, że to rewelacyjny komiks, i drugą, że wydawnictwo Post przesadziło z ceną (okładkowa to 99,90zł na niewiele ponad 140 stron). Po lekturze stwierdzam, że nie, wcale nie przesadziło. Naprawdę warto, nawet gdyby na stronach internetowych oraz u samego wydawcy nie było możliwości kupienia tego dużo taniej, a póki co jest. Bez bawienia się w trzymanie Was w napięciu do końca recenzji, już teraz napiszę, że Dar Ciemnowidzenia to jedna z najlepszych obrazkowych opowieści, jakie ukazały się w Polsce w tym roku... zaraz... przeglądam to, co miałem w rękach od stycznia i stwierdzam, że według mnie to NAJLEPSZA opowieść obrazkowa wydana u nas na przestrzeni ostatnich miesięcy. Dlaczego?

Jeśli chodzi o jakość wydania, Mglisty Billy od razu kojarzy mi się z Pinokiem Winshlussa. Bardzo podobny format, odblaskowe fragmenty okładki, twarda oprawa, gruby papier, czyli dokładnie tak jak w przypadku świetnego albumu wydanego przez Kulturę Gniewu, poza tym dodatek w postaci planszy Ouija. To robi wrażenie, ale jest mało znaczącą pierdółką w porównaniu z tym, co można znaleźć w środku.

Dar Ciemnowidzenia to komiks tak dziwny i pochłaniający czytelnika panującą w nim atmosferą, że przynajmniej w tej chwili nie przychodzi mi do głowy nic, do czego mógłbym go porównać. Niby można w nim znaleźć sporo humoru, ale to przede wszystkim czarny humor (znowu skojarzenie z Pinokiem, choć żarty łączy jedynie kolor, nic poza tym), pozornie to historia dla dzieci, jednak jest zbyt ponura i mroczna, by była odpowiednia dla najmłodszych odbiorców. Przede wszystkim dlatego, że głównym tematem poruszanym przez Guillaume Bianco jest śmierć. I wbrew całej otoczce, kreskówkowym (i wspaniałym, rzucającym na kolana) rysunkom, dużej ilości zabawnych sytuacji czy odjechanych, prześmiesznych pomysłów, gdzieś tam w tle autor podchodzi do zagadnienia bardzo poważnie, na tyle, że Dar Ciemnowidzenia przestaje być bajką, za którą może uchodzić po nieuważnym rzuceniu okiem na okładkę.

Tytułowy bohater to specyficzny siedmiolatek wolący deszcz od słońca i noc od dnia, lubiący dokuczać swojej młodszej siostrze, topić mrówki w czekoladowej ślinie, nie przepadający za dorosłymi (Dorośli to mordercy... zabili w sobie dziecko, którym byli...), a także posiadający Dar Ciemnowidzenia. Billy widzi potwory, duchy, przeróżne stworzenia, o których nie mają pojęcia inni. Nie dowiadujemy się, na ile to wszystko jest wytworem jego wyobraźni, a na ile prawdą, jednak w czasie lektury nie ma to większego znaczenia. Billy ma też kota, który pewnego dnia umiera. Od tej chwili chłopiec bardzo chce poznać tajemnicę śmierci oraz odzyskać swojego przyjaciela. Sam też bardzo boi się tego, co może go spotkać po drugiej stronie (Zawsze marzyłem, żeby mieć supermoc zmieniania się w szkielet... Myśl, że kiedyś w końcu mi się to uda, jakoś przestaje mnie cieszyć...). Zaczyna więc kombinować na różne sposoby, od pisania listów do kogoś, kto żyje już kilkaset lat, przez przywoływanie duchów za pomocą planszy Ouija, aż po wyprawę do nawiedzonego domu, a po drodze spotyka go mnóstwo niesamowitych i dziwnych przygód, wciągających odbiorcę jak macki z koszmarów Billy'ego. Dodam jeszcze, że w czasie opowiadania o strachu przed umieraniem i ukazując go z perspektywy dziecka, Bianco ani razu nie serwuje czytelnikowi czegoś banalnego, wręcz przeciwnie. Dzięki temu wszystkiemu co by się nie działo, pod koniec grudnia Mglisty Billy na 100% będzie w mojej prywatnej czołówce najlepszych albumów tego roku.

Jeśli miałbym wskazać jakiekolwiek wady tej opowieści, byłoby to trochę za mało komiksu w komiksie. Dar Ciemnowidzenia obfituje w różne dodatki uzupełniające główny wątek, takie jak fragmenty Gazety Osobliwości albo Dziwnej i Niesamowitej Encyklopedii Kryptozoologii pisanej przez Billy'ego, do tego historie postaci drugoplanowych, wiersze, opisy ulubionych zabaw głównego bohatera (na przykład zabawa w siłowanie się na stopy)... wszystko to niewątpliwie przyczynia się do niesamowitej atmosfery towarzyszącej lekturze, ale kilka razy, w czasie chłonięcia informacji/opowieści o Wermikolach, Koleopandrach, Myślokształtach, podróżach astralnych, o Dziewczynce z nożyczkami lub o Dzieciojadzie, pomyślałem: "Ej, chcę wreszcie przez to przebrnąć i czytać komiks, dowiedzieć się, czy udało mu się odzyskać kota". Tak czy inaczej, to tylko drobna wada, trochę irytująca, jednak właściwie bez jakiegokolwiek znaczenia. Nie w porównaniu z rewelacyjnym scenariuszem, ilustracjami oraz jakością wydania.

4 komentarze:

  1. wiedziałem, że i tak, mimo zaporowej ceny, kupię sobie ten komiks.
    a po tym, co napisałeś jestem tego pewien.
    ciekawe, czy i kiedy w PL ukażą się dwa kolejne zeszyty przygód Billy'ego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wbrew temu co napisałeś, jak najbardziej JEST to komiks dla dzieci.

    Poza tym, dla mnie komiks roku póki co :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie, długo myślałem, co napisać - że dla dzieci czy że nie dla dzieci. Moim zdaniem tak, ale nie do końca. Co nie zmienia faktu, że owszem, póki co komiks roku.

    OdpowiedzUsuń
  4. W moim odczuciu najlepszym albumem wydanym w tym roku nadal pozostaje Pinokio, który rozłożył mnie na łopatki już od pierwszych stron, ale mimo to Billy bez wątpienia zasługuje na "pudło". Bardzo fajny komiks.
    Cieszy to, że mimo tak małej ilości publikacji, wydawcy serwują nam perełki typu "Mglisty Billy".

    OdpowiedzUsuń

stat4u