Metody Marnowania Czasu: Żywe trupy: Bez wyjścia [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

sobota, 31 grudnia 2011

Żywe trupy: Bez wyjścia [Robert Kirkman & Charlie Adlard] [recenzja]

Żywe trupy to chyba najbardziej nieregularnie recenzowana przeze mnie seria. Po lekturze każdego tomu nie za bardzo wiem, co napisać, właściwie w każdym z nich można znaleźć to samo. Problem polega na tym, że po szokujących zmianach, jakie nastąpiły w zbiorze Stworzeni by cierpieć nie mam pojęcia, czym jeszcze może mnie ten cykl zaskoczyć. To nadal jedna z najlepszych serii ukazujących się w Polsce, ale jej formuła powoduje, że prędzej czy później będę musiał zadać pytanie: "Ile można?". Chyba, że Kirkman znajdzie jakiś nowy patent na odbieranie czytelnikowi mowy. Na razie, po czternastu tomach i stosach zamordowanych ofiar żywych trupów i złych ludzi, jestem coraz mniej zainteresowany losem bohaterów serii. Nie w tym sensie, że zrezygnuję z czytania następnych części. Po prostu niezbyt interesuje mnie, kto przeżyje, a kto zginie. Kirkman doszedł do etapu, na którym już bardzo rzadko udaje mu się szokować/wzruszać odbiorcę (a przynajmniej odbiorcę piszącego te słowa) śmiercią stworzonych przez niego postaci. Całe szczęście, że w Bez wyjścia następuje choć jeden taki moment. Po tym, co stało się z Jessie, nową przyjaciółką Ricka, i z jej synem, przez chwilę było mi aż niedobrze. I o to przecież chodzi, wcześniej co chwilę łapałem się za głowę, kiedy ktoś ginął lub zostawał kaleką, ale scenarzysta chyba trochę przedobrzył i sprawił, że te czasy już się skończyły. Mam jednak nadzieję, że powrócą.

To tyle, jeśli chodzi o zdolność do szokowania. Niestety, zdolność do zaskakiwania też nie ma się za dobrze. Rick i jego ludzie znowu przebywają za murami obronnymi, tym razem w społeczności ludzi, którzy chcą ułożyć sobie życie pomimo panującej zarazy. No i wiadomo (już od poprzedniego tomu), że spokój nie potrwa długo, coś musi doprowadzić do nieszczęścia. Będą to hordy zombie, mieszkańcy miasta lub jedni z drugimi. Wiadomo również, co zrobi porywczy Rick - pewnie znowu oszaleje i będzie gotowy pozabijać wszystko, co się rusza, by tylko bronić bliskich. Wiedziałem to jeszcze przed lekturą Zbyt daleko i Bez wyjścia.

Wychodzi na to, że Żywe trupy to jednak straszna miernota. Wcale nie. Serię nadal czyta się świetnie, cykl posiada wszystkie cechy dobrego serialu, sprawiające, że chce się czekać na kolejne odcinki. Wydaje mi się jednak, że Kirkman powinien zaplanować sobie całość na jeszcze kilka tomów i skończyć, póki może zrobić to z klasą. W przeciwnym wypadku Żywe trupy będą zjadać własny ogon. Już zaczęły to robić. I obym nie miał racji, ale obstawiam, że dalszy ciąg będzie wyglądał następująco: w mieście dojdzie do tragedii, za góra dwa lub trzy tomy Rick będzie musiał je opuścić, oczywiście zginie przy tym cała masa ludzi. Potem przez parę tomów będą tułać się po drogach i lasach, aż w końcu znajdą kolejne schronienie... i tak w kółko, bez końca. Powtarzam, obym nie miał racji, bo piszę to jako fan tej serii. Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u