Drugi tom Profesora Bella to komiks, na który czekałem więcej niż dwa lata i nie było to czekanie na zasadzie "jeśli się pojawi, to dobrze, jeśli nie, trudno". Opowieści Dwugłowy Meksykanin i Lalki Jerozolimy zapamiętałem jako jedne z najlepszych komiksów przeczytanych przeze mnie w 2010 roku i naprawdę tęskniłem za powrotem Sfara i jego bohatera. Wreszcie Mroja wydała ciąg dalszy, zawierający dwa kolejne albumy, Frachtowiec Króla Małp i Promenada Angielek.
Pierwsza myśl: szkoda, że tym razem Joann Sfar zajął się wyłącznie pisaniem scenariusza. Cały drugi tom narysował Tanquerelle, ilustrator gorszy od Sfara, co wcale nie znaczy, że zły. Jego kreska w połączeniu z kolorami znanej z poprzedniej części Brigette Findakly (Frachtowiec Króla Małp) tworzy tajemniczy nastrój znany z poprzedniej części, a zmiana kolorysty z Findakly na Waltera w Promenadzie Angielek pokazuje, że to nie tylko zasługa barw. Ostatecznie Tanquerelle przekonuje, tworząc nastrój podobny do tego, jaki stworzyły kadry jego poprzednika, jednocześnie bezmyślnie go nie kopiując, chociaż z odbiorem jego rysunków i cieszeniem się warstwą graficzną komiksu jest niestety pewien spory problem, o którym wspomnę później.
Jeśli chodzi o scenariusz, na szczęście wszystko gra i myślę, że w podsumowaniu tego roku Profesor Bell znowu znajdzie się w mojej osobistej czołówce, tak samo jak w 2010. Tym razem niektóre przygody Profesora są bardziej wulgarne i, powiedzmy, niegrzeczne niż ostatnio, przy zachowaniu całej charakterystycznej niezwykłości cyklu, ale niezależnie od pomysłów Sfara, z każdej strony wylewa się niesamowity klimat i magia. Scenarzysta po raz kolejny zbudował nastrój, z jakim nie spotkałem się w żadnym innym komiksie, a finał Promenady Angielek sprawił, że znowu nie mogę doczekać się dalszego ciągu. Będzie to już piąty, ostatni album serii. Mam nadzieję, że Mroja wyda go jak najszybciej.
Mam też nadzieję, że wyda go lepiej, bo drugi tom Profesora Bella ma jedną, ogromną wadę. Wcześniej były to mikroskopijne litery, problem być może nie do uniknięcia, jednak tym razem wydawnictwo podarowało czytelnikom piksele. Piksele w takim komiksie? Niestety tak. Przez dużą część albumu aż przykro na to patrzeć i wygląda na to, że nie posiadam jedynego wadliwego egzemplarza; inni narzekali na to samo. Nie znam się na druku ani wydawaniu opowieści obrazkowych, ale czy naprawdę nie dało się tego sprawdzić i jakoś temu zapobiec? Powtórzę jeszcze raz: piksele w takim komiksie?
Pierwsza myśl: szkoda, że tym razem Joann Sfar zajął się wyłącznie pisaniem scenariusza. Cały drugi tom narysował Tanquerelle, ilustrator gorszy od Sfara, co wcale nie znaczy, że zły. Jego kreska w połączeniu z kolorami znanej z poprzedniej części Brigette Findakly (Frachtowiec Króla Małp) tworzy tajemniczy nastrój znany z poprzedniej części, a zmiana kolorysty z Findakly na Waltera w Promenadzie Angielek pokazuje, że to nie tylko zasługa barw. Ostatecznie Tanquerelle przekonuje, tworząc nastrój podobny do tego, jaki stworzyły kadry jego poprzednika, jednocześnie bezmyślnie go nie kopiując, chociaż z odbiorem jego rysunków i cieszeniem się warstwą graficzną komiksu jest niestety pewien spory problem, o którym wspomnę później.
Jeśli chodzi o scenariusz, na szczęście wszystko gra i myślę, że w podsumowaniu tego roku Profesor Bell znowu znajdzie się w mojej osobistej czołówce, tak samo jak w 2010. Tym razem niektóre przygody Profesora są bardziej wulgarne i, powiedzmy, niegrzeczne niż ostatnio, przy zachowaniu całej charakterystycznej niezwykłości cyklu, ale niezależnie od pomysłów Sfara, z każdej strony wylewa się niesamowity klimat i magia. Scenarzysta po raz kolejny zbudował nastrój, z jakim nie spotkałem się w żadnym innym komiksie, a finał Promenady Angielek sprawił, że znowu nie mogę doczekać się dalszego ciągu. Będzie to już piąty, ostatni album serii. Mam nadzieję, że Mroja wyda go jak najszybciej.
Mam też nadzieję, że wyda go lepiej, bo drugi tom Profesora Bella ma jedną, ogromną wadę. Wcześniej były to mikroskopijne litery, problem być może nie do uniknięcia, jednak tym razem wydawnictwo podarowało czytelnikom piksele. Piksele w takim komiksie? Niestety tak. Przez dużą część albumu aż przykro na to patrzeć i wygląda na to, że nie posiadam jedynego wadliwego egzemplarza; inni narzekali na to samo. Nie znam się na druku ani wydawaniu opowieści obrazkowych, ale czy naprawdę nie dało się tego sprawdzić i jakoś temu zapobiec? Powtórzę jeszcze raz: piksele w takim komiksie?
O dziwo na wrażliwym na takie wpadki forum gildii nikt zdaje sie nawet nie wspomniał o pikselozie.Nie czytałem jeszcze komiksu, po przeglądnięciu zdaje sie że cały 3-i orginalny album, czyli pierwsza połówka naszego, tak wygląda, druga połówka jest ok. Szkoda, zwłaszcza za tak drogi komiks, zresztą po za tym wydany bardzo elegancko. Uhm... Ale i tak - więcej Sfara!
OdpowiedzUsuńDokładnie, tak wygląda cały pierwszy album. Nie zaglądam na forum Gildii jakoś regularnie, więc nie wiem, co piszą tam o Bellu, może po prostu niewiele osób kupiło ten komiks... co jest dziwne, ale dziwniejsze byłoby to, że nikt nie zwrócił na te piksele uwagi.
OdpowiedzUsuń