Metody Marnowania Czasu: Ulisses 31 [recenzja]

środa, 20 czerwca 2012

Ulisses 31 [recenzja]


Kolejną, po Tajemniczych Złotych Miastach, kreskówką, którą uwielbiałem w dzieciństwie, jest japońsko-francuski Ulisses 31, emitowany w polskiej telewizji w 1991 albo 1992 roku. Byłem pięciolatkiem. Tajemnicze Złote Miasta pamiętam o wiele lepiej, zresztą w przeciwieństwie do Ulissesa obejrzałem je w całości, wszystkie odcinki miałem nagrane na kasetach VHS, natomiast animowaną Odyseję oglądałem przypadkowo, kiedy akurat leciała. W tamtych czasach kilka epizodów zrobiło na mnie ogromne wrażenie. W ciągu paru ostatnich tygodni obejrzałem wszystko i siłą rzeczy poddałem dobre wspomnienia z dzieciństwa weryfikacji osoby, powiedzmy, że dorosłej. Ulisses 31 dziewiętnaście lat później.


Liczba 31 w tytule kreskówki wzięła się stąd, że główni bohaterowie przeżywają swoje przygody w XXXI wieku. Czyli Odyseja w wersji science fiction, w dodatku takiej, która nie bawi się w przenoszenie czasu akcji w przyszłość odległą zaledwie o jedno czy dwa stulecia. Główne założenia pozostają mniej więcej takie same, jak w znanej wszystkim, przynajmniej ogólnie, opowieści: Ulisses wraca z wojny, po drodze trafia na planetę zamieszkałą przez cyklopy i, ratując swojego syna, Telemacha (w tej wersji Odysei nie został przy matce) zabija Polifema, sprowadzając na siebie gniew bogów. Reszta w polskiej czołówce:


Fabuła wszystkich 26 odcinków z oczywistych powodów bardzo często nawiązuje do greckiej mitologii. Odyseja to nazwa statku kosmicznego Ulissesa, Scylla i Charybda to dwie sąsiadujące ze sobą planety, jest zagadka Sfinksa, Syzyf, Minotaur, Orfeusz, syreny i mnóstwo innych ogólnie znanych postaci, a wszystko to w otoczeniu robotów, cyborgów oraz nowoczesnej broni. Mieszanka ciekawa nawet dzisiaj, w kreskówce wykorzystana bardzo dobrze, choć nie pozbawiona wad, zwłaszcza jeśli już nie ogląda się jej oczami dziecka.


Co jest nie tak? Wcale nie pojawiający się trochę za często i nie zawsze w odpowiednich momentach głupkowaty humor (głównym jego źródłem jest w Ulissesie należący do Telemacha robot Nono). Mogę to strawić, rozumiem, że oglądam serial dla najmłodszych. Główny problem to brak rozwoju fabuły. Jedyne odcinki, jakie należy obejrzeć w odpowiedniej kolejności, to pierwszy i ostatni, na końcu każdego z pozostałych bohaterowie wracają do punktu wyjścia. To, co robią, nie ma najmniejszego znaczenia. Brakuje zmian charakteru postaci, choćby niewielkich, brakuje poczucia, że działania Ulissesa i reszty niosą ze sobą jakieś konsekwencje. Na początku odcinka nikt nie przypomina, co działo się w poprzednim epizodzie, bo i tak żaden z poprzednich epizodów nie ma wpływu na ten, który właśnie oglądamy. A szkoda.


Druga denerwująca wada to naiwna szlachetność bohaterów. Jak ja nie lubię takich rzeczy. W tym przypadku nie przyjmuję do wiadomości tłumaczenia, że to kreskówka dla dzieci. Narzekałem na to już wcześniej, pisząc o Tajemniczych Złotych Miastach. Tutaj charakter Ulissesa jest jeszcze śmieszniejszy od jego dziwnej fryzury. Zawsze dobry, zawsze wyrozumiały, sprawiedliwy, honorowy i pozbawiony dylematów moralnych, a przez to będący postacią z papieru. Przy nim nawet szlachetny w każdej sytuacji Thorgal jest niezwykle rozbudowanym wewnętrznie bohaterem. Dobrze, że przynajmniej w odcinku z Kalipso Ulisses pokazuje trochę więcej ludzkich emocji, co widać przy niedwuznacznym napięciu, jakie w pewnej chwili zaczyna być obecne pomiędzy tą dwójką. Jest jakaś próba, zresztą udana, pokazania nie tylko jednej twarzy głównego bohatera, momentami przypominającego robota zaprogramowanego wyłącznie w celu czynienia dobra, jednak to i tak trochę za mało.


Czyli co, jest kiepsko? Nie oglądać? Właśnie, że oglądać. Po to, żeby zobaczyć, co autorzy zrobili z Odyseją po dodaniu do niej elementów science fiction i bardzo ciekawym przetworzeniu wielu znanych wcześniej widzowi wątków, na pewno warto dla kilku bardzo dobrych motywów muzycznych. Przede wszystkim warto jednak, nawet mając więcej niż dwadzieścia lat, obejrzeć całość dla w ogóle nie pasującej do kreskówki dla dzieci, przygnębiającej, wręcz dołującej atmosfery kilku epizodów. Momentami jest strasznie, co robi wrażenie, ale moim zdaniem wygrywa właśnie wszechobecna beznadzieja. Bogowie uwzięli się na Ulissesa. Bohaterowie nie mają szans na pokonanie ich; za każdym razem, kiedy już prawie im się udaje, Zeus i cała reszta wbijają mu kolejny nóż w plecy. Widz oczywiście wie, że kilkunasty odcinek z rzędu znowu skończy się w podobny sposób, ale twórcy zrobili to tak, że chce się oglądać, na jaki okrutny pomysł wpadli bogowie tym razem.


Jako dziecko trochę bałem się odcinka Kwiaty strachu, ale dużo gorsze były Sekret Sfinksa i (zwłaszcza) Wieczna kara, w której poznajemy żyjącego samotnie na pustynnej planecie Syzyfa, dzień w dzień wtaczającego pojawiające się nowe głazy na szczyt stromej góry. Bogowie proponują Syzyfowi wolność w zamian za uwięzienie na pustyni Ulissesa, który właśnie wylądował w okolicy. Widz może mieć pewność, że będzie źle. Są w tej kreskówce rzeczy naprawdę okrutne i przygnębiające, nie tylko dla dziecka. I przede wszystkim dlatego warto ją zobaczyć, nawet będąc dużo starszym.


Na koniec anegdota. Kiedyś, chyba na początku liceum, jeszcze zanim wiedziałem, czym jest Internet i wszechpotężna wyszukiwarka Google, szukałem tej kreskówki, pytając o nią znajomych. "Odyseja, przygody Ulissesa, tylko w przyszłości", mówiłem. Ktoś stwierdził: "Nie znam takiej kreskówki, ale pewnie zrobiono ją na podstawie książki. Była książka o przygodach Ulissesa w czasach późniejszych niż mitologiczne". "Kto ją napisał?", spytałem. Odpowiedziano mi, że James Joyce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u