Metody Marnowania Czasu: Forbidden Desert [recenzja]

sobota, 11 czerwca 2016

Forbidden Desert [recenzja]

Forbidden Desert to kooperacyjna gra planszówa od dwóch do pięciu graczy, w której naszym celem jest opuszczenie tytułowej pustyni. Żeby to zrobić, trzeba najpierw odnaleźć latającą machinę, za pomocą której wydostaniemy się z przykrytego tonami piasku miasta oraz jej cztery brakujące części. A w międzyczasie przeżyć.

Naszymi dwoma głównymi przeciwnikami są słońce i szalejąca burza piaskowa. Pierwszy z nich sprawia, że kierowane przez nas postacie szybko tracą wodę, bez której zginą; drugi zasypuje kafelki, po których się poruszamy, uniemożliwiając nam odkrycie tego, co jest pod piaskiem i opuszczenie lub wejście na zawalony dużą ilością piasku obszar.

Jak to wygląda? 

Gra wygląda bardzo ładnie: w oryginalnym metalowym pudełku znajdziemy świetnie ilustrowane obszary, latający pojazd razem z brakującymi częściami (w miarę zdobywania kolejnych elementów pojazdu można składać to wszystko w całość), miernik poziomu burzy piaskowej, znaczniki piasku, pionki oraz karty burzy, wyposażenia i poszukiwaczy. Poziom wody jest zaznaczany za pomocą niewielkich czarnych klamerek przypinanych do kart naszych dzielnych bohaterów, podobnie wygląda to z zaznaczaniem poziomu burzy. Pod względem wyglądu Forbidden Desert robi naprawdę pozytywne wrażenie. 

 Mechanika 

W swoim ruchu gracz ma do dyspozycji maksymalnie cztery akcje. Możliwe do wykonania podstawowe czynności to ruch na jeden z sąsiednich kafelków, zdjęcie znacznika piasku z obszaru, na którym jest nasza postać lub z któregoś ze znajdujących się obok, odkopanie obszaru (czyli przewrócenie go ze strony piasku na stronę miasta, jednak nie można tego zrobić, jeśli na kafelku znajduje się choć jeden znacznik piasku) i podniesienie brakującej części latającej machiny (z kolei tutaj można to zrobić tylko wtedy, jeśli obszar jest odkryty i niezablokowany, czyli nie znajduje się na nim więcej niż jeden znacznik piasku). Te rzeczy robi się w grze najczęściej, dochodzą do tego jeszcze specjalne zdolności postaci. 

Co mamy z odkopywania obszarów? Po pierwsze, możemy trafić na wskazówki pomagające nam odnaleźć części machiny. Każda część ma przypisane dwie takie wskazówki, jedną jest kafelek ze strzałkami w lewo i w prawo, drugą ze strzałkami w górę i w dół. Jeśli na obu znajduje się rysunek tej samej części, kładziemy część na kafelku znajdującym się na przecięciu strzałek. Po drugie, odkryty kafelek może dać nam korzyści takie jak karta wyposażenia lub woda (są trzy takie kafelki, każdy z kroplą wody na stronie z piaskiem – niestety, jeden z nich to fatamorgana i odkrywając go jedynie marnujemy akcję). Na kilku kafelkach można też odnaleźć symbole tuneli, pomiędzy którymi można przemieszczać się tak, jakby ich obszary ze sobą sąsiadowały. 

Po wykonaniu akcji każdego gracza ciągnie się karty burzy w ilości równej poziomowi burzy piaskowej. Efekty pociągnięcia takiej karty mogą być trzy: obniżenie wszystkim postaciom poziomu wody (jeśli komukolwiek spadnie on poniżej zera, postać ginie, a wszyscy gracze przegrywają), podniesienie poziomu burzy (im wyższy, tym więcej kart ciągniemy po akcjach postaci; może też dojść do symbolu czaszki, a wtedy znowu: wszyscy przegrywają) lub – najczęściej – przesuwanie kafelków. Ich ilość oraz kierunek przesunięcia wskazuje konkretna karta, zaś na każdym poruszonym w ten sposób obszarze kładziemy znacznik piasku. Chyba, że znaczników już nie ma, wtedy co? Zgadliście: wszyscy przegrywają. 

Jeżeli jednak uda nam się zebrać wszystkie części machiny i dotrzeć każdą z postaci na obszar, z którego można odlecieć z pustyni (ale nie może być on zablokowany), wtedy można opijać zwycięstwo. 

 Czy Forbidden Desert to dobra gra? 

To, wbrew pozorom, dość trudne pytanie. Planszówka wydawnictwa Gamewright wygląda tak, że aż chce się rozkładać ją na planszy i ginąć z powodu braku wody. Właśnie, ginąć. To nie jest lekka, łatwa i przyjemna gra, w której najczęściej wszystko będzie kończyło się dobrze. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że nie odnosiliśmy sukcesu w większości rozgrywek i to na najłatwiejszym poziomie trudności (można go zmieniać na mierniku poziomu burzy piaskowej; generalnie, im wyższy, tym więcej kart burzy ciągniemy na starcie, przy czym oczywiście ich liczba i tak będzie się jeszcze zwiększać). To z jednej strony dobrze, bo moim zdaniem gry kooperacyjne powinny być trudne i wymagające. Z drugiej, mam wrażenie, że w Forbidden Desert najczęściej zabijała nas losowość; karty burzy przesuwają kafelki tak, że wszystko co chwilę się zmienia i planowanie czegokolwiek bywa niemal niemożliwe, pechowy dociąg kart obniżających poziom wody to niemal pewna śmierć, w czym dodatkowo pomaga stale zwiększający się poziom burzy. Wszystko to sprawia, że choć wygrana daje ogromną satysfakcję, przegrana zwykle powoduje tylko wzruszenie ramion. Zazwyczaj niekoniecznie wynika ze złej gry, ale z braku szczęścia. 

O ile dobrze pamiętam, przyczyną naszych porażek był zawsze brak wody, nigdy nie wykańczała nas burza lub zbyt duża ilość znaczników piasku na kafelkach. W wygranej pomagają nam karty wyposażenia (pozwalające na przykład usunąć cały piasek z obszaru, przenieść się na dowolny kafelek, dodające punkty akcji oraz jeszcze kilka ciekawych rzeczy) i zdolności postaci. Postaci jest sześć i najlepiej wylosować sobie tę o nazwie Water Carrier, która może wykorzystać akcję na wydobycie dwóch punktów wody z odkrytego kafelka i przekazywać wodę postaciom na sąsiednich obszarach. Większość naszych zwycięstw była możliwa właśnie dzięki jego umiejętności. Bez niego mamy do dyspozycji tylko dwa kafelki oraz jedną dodającą wodę kartę wyposażenia – przez całą grę nie dostaniemy niczego więcej, a słońce nie odpuszcza.

Forbidden Desert cierpi na ten sam problem, co na przykład Pandemia: nie ma scenariuszy. To za każdym razem ta sama gra. Owszem, rozstawienie kafelków jest zawsze inne, zaś na początku nie wiemy, co znajduje się po drugiej stronie każdego z nich, wspominałem też o możliwym do regulowania poziomie trudności, ale mimo to powtórzę: to za każdym razem ta sama gra. Z tego powodu po kilkunastu rozgrywkach najprawdopodobniej będzie trzeba odłożyć ją na półkę i zdjąć dopiero po dłuższej przerwie.

 Podsumowanie 

Odpowiem wreszcie na pytanie, które zadałem wcześniej: tak, Forbidden Desert to dobra gra. Losowa, niesprawiedliwa, czasem irytująca, jednak mimo to pozwalająca na przeżycie interesującej, niebezpiecznej (zazwyczaj śmiertelnie) przygody. Przykuwa wzrok, jej zasady są bardzo łatwe do zrozumienia i opanowania, chce się w nią grać. Nie w nieskończoność, ale też nie miałem najmniejszej ochoty zapominać o niej po zaledwie kilku rozgrywkach. I na pewno jeszcze do niej wrócę. 

tekst: Michał Misztal, zdjęcie: Magdalena Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u