Z Przygodami Nikogo mam trochę tak, jak z Bi Bułką Otoczaka – najchętniej w ogóle nie wypowiadałbym się o tym komiksie, albo może inaczej: słysząc, że jest genialny, w milczeniu kiwałbym głową, z kolei gdyby ktoś nazywał wydanie go marnowaniem papieru, znowu stałbym bez słowa i wcale nie zaprzeczał. Biorąc go do recenzji czułem, że dostaję w swoje ręce coś, co parzy i czego należy jak najszybciej się pozbyć, przede wszystkim ze strachu. Miałem wrażenie, że ludzie widzący mnie przechodzącego z Przygodami Nikogo patrzą na mnie ze współczuciem. A najzabawniejsza recenzja, jaką słyszałem o dziele Mikołaja Tkacza to wypowiedziane z uśmiechem (bynajmniej nie pogardliwym) zdanie: "Czy ten gość chciał strollować całe komiksowo, czy co?". Nawiązując do mojej opinii o komiksie wspomnianego już Rafała Tomczaka, historia zdaje się powtarzać: czytelnik może zrobić z siebie ignoranta, gdy stwierdzi, że to jedynie prowokacja, jeśli twórca tak naprawdę postawił poprzeczkę znacznie wyżej zdolności pojmowania przeciętnego zjadacza chleba, jednak może też wyjść na ignoranta stwierdzając, że jest w tym ukryte COŚ, jakiś głębszy sens, podczas gdy autor jedynie wyśmiewa odbiorców szukających za wszelką cenę prawd objawionych w zwykłym żarcie. A najgorsze, że brakuje mi pewności siebie pozwalającej na zdecydowane opowiedzenie się po którejkolwiek ze stron. [więcej na stronie Gildii Komiksu]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz