Drugi tom „Bękartów z Południa” Jasona Aarona (scenariusz) i Jasona Latoura (ilustracje) można potraktować jako niekoniecznie oczekiwany przez czytelników przerywnik. Patrząc na ostatnią stronę tomu „Był to facet, co się zowie”, z pewnością wielu spodziewało się efektów żądzy zemsty ze strony postaci, którą poznaliśmy pod koniec pierwszego albumu serii. Tymczasem scenarzysta póki co zawiesił rozwój tego wątku – pytanie tylko, czy zrobił to z klasą.
„Na boisku” to zbiór czterech kolejnych zeszytów cyklu, w którym twórca „Skalpu” nie marnuje danych mu stron, jak zwykle przeciągając swoich bohaterów przez piekło. Recenzowany tom koncentruje się na przeszłości głównego czarnego charakteru „Bękartów z Południa”, trenera Eulessa Bossa. Nikogo nie powinien zaskoczyć fakt, że jest to mocna historia, na każdym kroku dająca czytelnikom do zrozumienia, w jak trudnych warunkach dorastał i próbował zostać uznanym futbolistą obecny trener drużyny Rebeliantów.
W tego typu opowieściach zawsze martwi mnie jedno: poznajemy zepsutego do szpiku kości, ale jednocześnie interesującego antagonistę, po czym okazuje się, że jest taki, jaki jest, z powodu trudnego dzieciństwa. Takie zabiegi nazbyt często dążą do usprawiedliwiania łotra w oczach odbiorców – dobrym tego przykładem jest postać Kriss de Valnor, najgroźniejszej przeciwniczki Thorgala Aegirssona, która doczekała się własnej serii. Szczęśliwie, po lekturze „Na boisku” nie miałem wrażenia, że Aaron próbuje grać na uczuciach w tak prostacki sposób. Zamiast tego autor zaserwował kawał dobrego, bezkompromisowego komiksu i w dodatku jak narysowanego!
W recenzji „Był to facet, co się zowie” trochę narzekałem na warstwę wizualną – teraz jestem zaskoczony, że miałem wątpliwości. Fantastyczna kreska Latoura idealnie pasuje bowiem do „Bękartów z Południa”. Może potrzebowałem czasu, żeby „przetrawić” specyfikę kadrów debiutanckiego albumu, ale plastyczną zawartość drugiego uważam za coś pięknego, rzecz jasna, na swój nieestetyczny sposób. Prace artysty świetnie komponują się z przedstawioną przez scenarzystę atmosferą miejsca, w którym wydarzenia mrożą krew w żyłach. W ramach dodatków otrzymujemy standardowy pakiet szkiców i galerię okładek, zabrakło natomiast kolejnego przepisu kulinarnego rodem z południowej części Stanów Zjednoczonych. Ale przez wzgląd na wysoki poziom komiksu jestem w stanie wybaczyć ten mankament oraz zdecydowanie polecić cykl, zapewniając przy tym, że bez wahania sięgnę po następny tom.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie artPapieru
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz