Metody Marnowania Czasu: Promethea Book 2 [Alan Moore & J.H. Williams III] [recenzja]

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Promethea Book 2 [Alan Moore & J.H. Williams III] [recenzja]

Drugi tom to ten, w którym zaczynają się schody. Po dość łagodnym wprowadzeniu w historię Promethei z poprzedniej części, nagle robi się o wiele dziwniej i, momentami, przerażająco. Nadal obecna jest pulpa, jak choćby zmasowany atak inteligentnej substancji o konsystencji żelu, ale można powiedzieć, że zabawa się skończyła. Swoją drogą zadziwia fakt, jak dobrze tak niedorzeczne wydarzenia mogą współgrać z całą resztą, ze złożonym wyjaśnieniami Moore'a na temat natury magii oraz, właściwie, całego świata i ludzkiej egzystencji, ale mogą i współgrają. Promethea Book 2 to świetna kontynuacja wnosząca do serii tyle nowego, że czasami można odnieść wrażenie, że czyta się zupełnie inny komiks.

Pomijając problemy ze starymi wrogami, którzy chcą ją zniszczyć, oraz cierpiącym na schizofrenię burmistrzem, główna bohaterka nadal uczy się od swoich poprzednich wcieleń, co tak naprawdę oznacza bycie Prometheą. Dla Moore'a i Williamsa to świetna okazja, żeby dać upust swoim szalonym pomysłom. Wszystko zmienia się w zależności od tego, gdzie wkraczają występujące w komiksie postacie. Na przykład w pierwszym epizodzie zamiast narysowanych twarzy pojawiają się zdjęcia, żeby podkreślić, w jak bardzo realistycznym otoczeniu znalazły się Sophie Bangs i jej towarzyszka. Kolejne części, strony i pojedyncze kadry są równie ciekawe, praktycznie co chwilę zmienia się konstrukcja historii, znowu trzeba coś czytać w inny sposób, w jednym z odcinków ilustracje przez cały czas ułożone są poziomo, kreska Williamsa też nie jest bez przerwy identyczna, naprawdę jest co czytać i na co patrzeć. Poza tym sprawia to, że przedzierając się przez bardziej skomplikowane niż ostatnio przygody Promethei właściwie nie da się nudzić. Wprowadzane na każdym kroku zmiany świetnie skupiają uwagę, nie wspominając o tym, że komiks, pomimo dużo większej dawki szaleństwa, nie stracił nic ze swojego wysokiego poziomu i ciągle jest świetną opowieścią, a nie ciężkostrawnym i nikomu niepotrzebnym popisem erudycji.

Ostatni epizod znowu zapowiada nadchodzące dziwne rzeczy i to, że jednak może być jeszcze straszniej. W historii Metaphore, za pomocą całostronicowych ilustracji, pary mówiących wierszem węży, różnych wariacji tytułowego słowa, dowcipu opowiadanego przez Aleistera Crowleya i kart tarota Moore wyjaśnia swoje teorie na temat magii, ludzkości, świata, właściwie wszystkiego. Rewelacyjna rzecz. To jeden z tych komiksów, po których będę bał się każdej kolejnej części, ale zdecydowanie chcę więcej i zdecydowanie polecam.

1 komentarz:

stat4u