Metody Marnowania Czasu: Battle Royale tom 1 [Koushun Takami & Masayuki Taguchi] [recenzja]

sobota, 28 kwietnia 2012

Battle Royale tom 1 [Koushun Takami & Masayuki Taguchi] [recenzja]

W totalitarnej Republice Dalekowschodniej Azji raz do roku organizowana jest gra, w której biorą udział uczniowie wszystkich trzecich klas liceum. Wylosowana klasa zostaje porwana, przedstawia się jej zasady, a następnie wywozi na bezludną wyspę. Zasady są proste, uczniowie mają się nawzajem zabijać. Wygra ten, który jako jedyny pozostanie przy życiu. Każdy uczestnik otrzymuje żywność, wodę, mapę i losowo wybraną broń (można dostać łuk albo nóż, można dostać bumerang albo coś jeszcze mniej użytecznego). Każdy nosi specjalną obrożę przesyłającą ludziom nadzorującym grę dane dotyczące noszącego ją ucznia, zaś jeśli w ciągu doby nikt nie zostanie zabity, obroże wybuchają i nikt nie zostaje zwycięzcą. Poza tym wyspę podzielono na strefy, a co jakiś czas megafony będą ogłaszać, że kolejna z nich stała się strefą niebezpieczną. Niebezpieczną strefę trzeba opuścić jak najszybciej, w przeciwnym razie obroża wybucha. Z upływem czasu liczba takich stref będzie wzrastać. To wszystko, czego dowiadują się uczniowie. Pozostaje im tylko zabijać, żeby przeżyć.

Pewnie już o tym wspominałem, ale uwielbiam takie opowieści. Do czego jest w stanie posunąć się człowiek w sytuacji, która zmusza go do zachowywania się jak zwierzę? Poza tym Tarantino wspominał, że film Battle Royale jest jedynym, jaki chciałby reżyserować, gdyby tylko miał taką okazję, a dla mnie to wystarczająca rekomendacja. Filmu jeszcze nie widziałem, za to bardzo chętnie skorzystałem z okazji do przeczytania komiksu.

Battle Royale to chora rzecz. Zwykle używam tego słowa, kiedy coś chwalę, jednak nie tym razem. Poziom przemocy, ilość wulgaryzmów i przerysowanych postaci sprawia, że niemal od samego początku historia stanowi karykaturę czegoś, czym nie jest, ale, jak sądzę, miała być w zamyśle scenarzysty. Nie żeby kiedykolwiek przeszkadzały mi takie rzeczy jak lejąca się krew i rzucanie mięsem, ale w Battle Royale przekroczono granicę, po której wszystkie podobne pomysły przestają robić wrażenie, szokować i zaskakiwać, a zaczynają śmieszyć. Już na pierwszych stronach, w czasie prezentacji biorących udział w grze uczniów, coś było nie tak. Jeden z grających w koszykówkę chłopaków sprawdza, czy starczy mu prezerwatyw na zaliczenie wszystkich kibicujących dziewczyn, inny bierze udział w ulicznej walce i masakruje przeciwników (można zobaczyć wylatującą z oczodołu gałkę oczną, zresztą nie ostatnią w tym tomie, a jeden z pokonanych rzuca komentarz: "Kurwa... moje ramię... skurwiel jebany..."), po czym dziewczyna z tej samej klasy podwija do góry sukienkę i mówi do pełzającego przed nią dyrektora szkoły: "Widzę, że słodka cipka licealistki to dla ciebie nieodkryty ląd...".

Natężenie tego typu scen robi z Battle Royale niezamierzoną czarną komedię. I, właściwie, nieśmieszną, bo czuję, że intencją scenarzysty wcale nie było to, żebym się śmiał. Jeszcze lepszy jest główny czarny charakter tej czarnej komedii, przejmujący stanowisko wychowawcy klasy, który niemal do końca pierwszego tomu tłumaczy uczniom zasady gry. Nawet w Kaznodziei byłby jedną z bardziej chorych postaci. Tłumaczy i wyjaśnia, przy okazji zabijając kilka niezdyscyplinowanych osób oraz pokazując wszystkim zmasakrowane zwłoki stawiającego niepotrzebny opór, poprzedniego wychowawcy (kolejna wylatująca gałka oczna). Jego podniecenie całą grą też jest przekoloryzowane, a dopełnieniem niezamierzonej śmieszności jest scena popełnionego z uśmiechem na ustach gwałtu na kobiecie z sierocińca, gdzie mieszka paru biorących udział w grze licealistów. Tak jak poprzedni wychowawca, nie chciała zgodzić się na to, co spotkało uczniów. Jeden z nich skomentował to słowami: "Zajebię świnię! Zajebię!!! Zajebię!!!". Z kolei do ciekawszych wypowiedzi nowego wychowawcy bez wątpienia należy zaliczyć: "Tatuś powąchałby twoje majteczki... o, tak... lofciam cię córeczko-pizdeczko...".

Mógłbym dłużej wymieniać przesadzone sceny psujące ciekawy pomysł na fabułę Battle Royale, cytować wypełnione wulgaryzmami wypowiedzi, tak jak wszechobecna przemoc w ogóle nie spełniające swojej roli, ale chyba już wystarczy. Na razie nie polecam. Zawiodłem się. Może nie zrozumiałem japońskiego podejścia do wylatujących gałek ocznych, słodkich cipek licealistek i wąchania majteczek, z drugiej strony nie zwróciłem też uwagi na próbę nakłonienia czytelnika do nabrania dystansu, wszystko sprawia wrażenie zrobionego na poważnie. Na pocieszenie dodam, że pod koniec komiksu porwani uczniowie opuszczają budynek, w którym poznali zasady i wreszcie rozpoczyna się gra, w kolejnym tomie mogąca mimo wszystko zatrzeć złe pierwsze wrażenie. Szkoda tylko, że to jedyne pocieszenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u