Metody Marnowania Czasu: Mare Nostrum: Imperia [pierwsze wrażenia]

sobota, 17 grudnia 2016

Mare Nostrum: Imperia [pierwsze wrażenia]

Chyba nie wspominałem jeszcze, jak bardzo lubię Cyklady, ale poczekajcie na kolejną część cyklu Moje ulubione gry planszowe. Mare Nostrum: Imperia to tytuł, który wypełnia mniej więcej tę samą lukę w moim sercu gracza: starożytne armie, walka na lądzie i morzu, trochę mitologii. Co prawda nie ma tu Krakena, jednak po kilku partiach (pamiętajcie, że to cały czas pierwsze wrażenia) gra wydaje się dużo bardziej złożona i oferująca więcej możliwości.

Czego tu nie ma? Po pierwsze, są cztery możliwe warunki zwycięstwa: zwycięstwo poprzez prestiż (wybudowanie piramid), sławę (zdobycie pięciu kart bohatera i/lub cudu), podbój (kontrolowanie czterech stolic i/lub legendarnych miast) oraz przywództwo (posiadanie tytułu przywódcy handlowego, kulturowego i wojskowego na specjalnych torach). Są cztery imperia, którymi można grać: Rzym, Grecja, Egipt, Kartagina i Babilon, a każde z nich zaczyna rozgrywkę w innym miejscu na mapie i posiada bohatera startowego z inną specjalną zdolnością. 

Można walczyć, można handlować, można opanowywać kolejne prowincje i zdobywać nowe towary, można, a nawet trzeba rozmawiać z innymi graczami. Można próbować przechytrzyć przeciwników na różne sposoby, od cichego postawienia piramid, kiedy inni zajmują się wojną, po niespodziewane zwycięstwo militarne lub przez prowadzenie na wszystkich trzech torach. A najlepsze jest to, że każda z dotychczasowych rozgrywek bardziej niż ze zwykłym siedzeniem przy stole kojarzy mi się z wielką przygodą. 

Mare Nostrum: Imperia to gra dość szybka, względnie łatwa do nauczenia się, z mnóstwem interesujących decyzji do podjęcia i fantastycznym systemem walki oraz opanowywania prowincji przeciwnika, o czym więcej w recenzji, którą, mam nadzieję, będę mógł napisać już niedługo. Działa bardzo dobrze na trzech (to minimum) i czterech graczy, na pięciu jeszcze nie miałem okazji sprawdzać. Szybko znalazła się bardzo wysoko na liście moich ulubionych tytułów, ale mam też pewne obawy. Po wielu partiach może okazać się, że z powodu tych samych warunków startowych dla poszczególnych imperiów, zmagania za każdym razem będą wyglądały dość podobnie. Oczywiście wiele zależy od samych uczestników rozgrywek, niemniej możliwe, że pewne zagrania daną stroną mogą okazać się zawsze dobre lub złe (na przykład: Rzym zachowujący się zbyt agresywnie wobec Grecji, tym samym spychając ją do obrony, uniemożliwiając jej ekspansję na wschód i w grze w cztery osoby zostawiając puste prowincje, na których w spokoju mogą rozbudowywać się Egipcjanie). 

Pamiętajcie, że tylko gdybam – żeby się przekonać, muszę mieć za sobą więcej partii, ale ze wszystkich planszówek, jakie pojawiły się u mnie od początku października (jak na moje standardy, było ich całkiem sporo), w Mare Nostrum chce mi się grać najbardziej i mam nadzieję, że uda się robić to jak najczęściej.

Po tych kilku rozgrywkach jestem zachwycony. 

tekst: Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u