28 partii w 16 tytułów
Najwięcej partii: Robinson Crusoe: Adventure on the Cursed Island (7)
Pod koniec miesiąca postanowiłem wreszcie pokonać kanibali, czyli poradzić sobie z jedynym scenariuszem z podstawki, jakiego do tej pory nie udało mi się ukończyć (próbowaliśmy kilka razy z Magdą, bez skutku, później Magdzie udało się wygrać samej i jakoś nie chciało nam się wspólnie do niego wracać). Za pierwszym razem dałem radę, okazało się jednak, że nie doczytałem kilku rzeczy związanych ze scenariuszem i po prostu grałem źle... musiałem zrobić jeszcze pięć podejść, przy czym po przedostatnim byłem wściekły, bo wyliczyłem wszystko tak, że wygrałbym pozostając z jednym punktem zdrowia. Niestety, na początku ostatniej tury wylosowałem kartę zadającą mi jedną ranę. Na szczęście później wreszcie się udało. Wczoraj przypomniałem sobie jeszcze scenariusz z King Kongiem. Robinson to wspaniała gra, zresztą jedna z moich ulubionych. Wróciłem po kilku miesiącach i teraz chcę jeszcze więcej.
Nowości: Heroclix (1), Metallum (1), Shadowrun Trading Card Game (1), Skarby Labiryntu (1)
W każdy z tych tytułów (ostatni to prototyp gry planszowej mojego kolegi) zagrałem tylko jeden raz, trudno mi więc się rozpisywać. Scenariusz z Żółwiami Ninja, który rozegraliśmy w ramach bitewniaka HeroClix to straszna nuda: od pierwszej do finałowej tury nic tylko ruszanie przeciwnikami, ewentualny ruch żółwiami, a potem rzucanie kostką, żeby zobaczyć, kto kogo trafił. Metallum wydaje się niezłe, jednak ilość móżdżenia trochę mnie zaskoczyła; mam wrażenie, że gra skończy jak Nightfall, bo jest to planszówka wymagająca stałego przeciwnika, z którym należałoby rozegrać wiele wspólnych partii. Z drugiej strony nie wydaje się aż tak dobra, żeby na to zasługiwała i żeby znalezienie kogoś takiego było łatwe. Shadowrun to sympatyczna ramotka. Raczej nie będzie to jedna z moich ulubionych karcianek, ale chętnie zagram jeszcze co najmniej kilka razy.
Powroty: Alien Frotniers (1), Cosmic Encounter (1), Cytadela (1), Dice Masters (1), Harry Potter Trading Card Game (1), Martwa Zima (1), Robinson Crusoe: Adventure on the Cursed Island (7), Scythe (1)
Powrót do większości tych gier to spora przyjemność, z dwoma wyjątkami: Dice Masters (chyba nigdy nie przekonam się do tego czegoś) i Scythe (piękne wykonanie, ale trochę wieje nudą i gdyby nie Magda, gra pewnie należałaby już do kogoś innego).
Stali bywalcy: Mare Nostrum: Imperia (1), Set (1), Sherlock 13 (2), Star Wars: Przeznaczenie (6)
O Mare Nostrum będzie za chwilę, zaś co do Przeznaczenia, po początkowym zachwycie doszedłem do wniosku, że to z całą pewnością nie jest gra dla mnie. Nie twierdzę, że jest zła. Nie jest też wybitna; to taki sympatyczny średniak. Niedawno kupiłem startery i parę boosterów, ale rezygnuję z dalszych zakupów i sprzedaję to, co mam. Jeśli ktoś będzie chciał wpaść do mnie z dwoma złożonymi taliami, pewnie zagram, chociaż zachwycony też raczej nie będę.
Gra miesiąca: Mare Nostrum: Imperia
Wreszcie udało się zagrać w pełnym składzie (czyli pięć osób, bo Atlas wciąż czeka na swoją kolej - pewnie gdyby nie Guild Ball, jutro wyjmowałbym z paczkomatu właśnie ten dodatek) i... jak dla mnie ta gra to jeszcze większa rewelacja niż wcześniej. Choć rozgrywka może trochę niepotrzebnie się przedłużyła i niemal przez cały jej czas byłem warzywem, i tak bawiłem się świetnie.
Krótkie podsumowanie: Trudno mi stwierdzić, czy te 28 partii to dużo, czy nie. Dla kogoś pewnie tak, inny gracz wyśmiałby taki wynik. Muszę zrobić jeszcze kilka podsumowań miesiąca, żeby przekonać się, jak wygląda moja średnia. Wydaje mi się, że planszówkowy styczeń mogę uważać za w miarę udany.
Do ewentualnych komentujących: jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję.
tekst: Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz