Metody Marnowania Czasu: Bez Ładu & Składu 005: Przeszedłem BioShock i BioShock 2

piątek, 22 października 2021

Bez Ładu & Składu 005: Przeszedłem BioShock i BioShock 2


Cykl Bez Ładu & Składu to efekt chęci dzielenia się wrażeniami z marnowania czasu dzięki komiksom, planszówkom oraz grom komputerowym/konsolowym (ale nie wykluczam, że sporadyczne trafi się też coś z zupełnie innej szuflady). Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych, napisanych na szybko zdań, żadnych naukowych analiz, tak często lub tak rzadko, jak będzie mi się chciało (czyli pewnie rzadko).

Do niedawna o BioShocku wiedziałem właściwie tylko tyle, że taka gra istnieje, ale nic więcej, bo przez ostatnie naście lat grałem tylko sporadycznie, od czasu do czasu odpalając jakiś tytuł i nawet nie kończąc większości z nich. Poza tym zazwyczaj były to RPGi albo przygodówki, bo ze strzelankami jakoś nigdy nie było mi po drodze – owszem, za czasów dyskietek spróbowało się Wolfensteina, Dooma, gdzieś tam przewinął się Heretic czy Duke Nukem, ale to już chyba wszystko. Natomiast od kiedy mamy Switcha, gram zdecydowanie częściej (głównie dlatego, że mogę robić to, leżąc w łóżku, zamiast po pracy przez kolejne godziny psuć sobie plecy, siedząc na krześle i wpatrując się w monitor) i czasem zdarza mi się wyjść z mojej strefy komfortu, choć muszę przyznać, że BioShocka spróbowałem nie dla strzelanin, a dla fabuły, bo słyszałem, że jest świetna. 

I rzeczywiście jest.

Myślę, że gdybym odwiedził podwodne miasto Rapture w okolicach premiery tej gry, dziś uznawałbym tę serię za jedną z najważniejszych w moim życiu – i kto wie, może ostatecznie uznam, ale musi minąć jeszcze trochę czasu (oraz muszę przejść Infinite). Tak czy inaczej, część pierwsza niemal rozsadziła mi głowę, jestem tu zachwycony prawie wszystkim: stworzonym na potrzebę BioShocka światem, jego nietypowością, fabułą, genialnym zwrotem akcji w okolicach końca (tak się cieszę, że przez te wszystkie lata ominęło mnie dowiedzenie się o nim zupełnie przez przypadek), pomysłem na poznawanie realiów za pomocą odnajdywanych dzienników w formie wiadomości głosowych, atmosferą, tym, że bywa tu niezwykle niepokojąco, wyniszczającymi modyfikacjami genetycznymi, obrazem nieudanej utopii, biegającymi w towarzystwie zakutych w pancerz ochroniarzy upiornymi dziewczynkami... z pierwszej części wywaliłbym jedynie haking, który jest straszny, ale na szczęście naprawiono go w drugiej. W BioShock 2 ogólnie gra się przyjemniej, ale jeśli chodzi o fabułę, kontynuacja nie dorasta swojej poprzedniczce do pięt, jednak z pewnością nie jest grą nieudaną – ją też kupuję jako całość i cieszę się, że miałem okazję ją ukończyć.

A strzelanie, które mam w sumie gdzieś (w sensie: nie po to tu przyszedłem), zupełnie mi w chłonięciu tego wspaniałego, mrocznego świata nie przeszkadza.

Podsumowując, poznałem, pograłem, zabieram się za trzecią część (spróbuję napisać o niej trochę więcej). Niby gra jak gra, chodzi się i strzela, jednak pod względem oryginalności oraz pomysłu na konstrukcję świata nie widziałem wielu lepszych rzeczy. Naprawdę nie brakuje tu powodów do zbierania szczęki z podłogi, przez co trochę boję się, jak będzie z Infinite, bo moje oczekiwania są bardzo, ale to bardzo wysokie. Z drugiej strony, z tego, co słyszałem i czytałem, finalna odsłona trylogii ma spore szanse, by je spełnić, więc zapominam o moich obawach i liczę na to, że tak się stanie.

tekst: Michał Misztal

PSSST! Pisałem też o kilku innych grach na ekranie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u