Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.
FIRE PUNCH, tom 5 [Tatsuki Fujimoto | Studio JG]: Piąty Fire Punch jest chyba najnormalniejszy, w tym sensie, że mamy tu najmniej dziwnych, wykręconych pomysłów... co też jest na swój sposób zaskakujące. Albo jestem już takim fanem Fujimoto, że będę go chwalił za wszystko i twierdził, że zaskakuje nawet wtedy, kiedy nie zaskakuje. A tak poważniej, pomimo braku standardowych dla tej serii niespodzianek, wciąż czyta się ją dobrze, dzieją się rzeczy, jest sporo dobrze zilustrowanej akcji oraz rozwoju postaci, dzięki któremu na pewno zostanę z tą mangą do końca (nie tylko dlatego, że pozostałe tomy czekają już na mojej półce). Fire Punch to niby historia o zemście, która jednak po drodze kilka razy celowo wywalała się na torach, dając do zrozumienia, że jednak nie, tylko po to, by znowu na nie wrócić, jednocześnie w międzyczasie zmieniając wszystko i pokazując, że tak naprawdę chodzi tu o coś zupełnie innego. Tutaj znowu przerabiamy porachunki, od których zaczęła się ta opowieść, i zdaje się, że zamykamy ich temat, ale do finału jeszcze trochę zostało, a ja nie mam pojęcia, co wydarzy się dalej. Ta nieprzewidywalność to jedna z najlepszych cech tego tytułu.
JUJUTSU KAISEN, tom 0 [Gege Akutami | Waneko]: Ostatnio trochę ponarzekałem, ale muszę przyznać, że zerowy tom Jujutsu Kaisen to całkiem przyzwoita rozrywka. Przede wszystkim za sprawą Yuuty Okkotsu, który jest jedną z najciekawszych postaci, jakie pojawiły w tej mandze: ma spory problem, bo jest opętany, ale nie do końca może pozbyć się upiora, ponieważ to ktoś, kto za życia był dla niego kimś ważnym. Nie jest to pomysł rozsadzający czaszkę, ale został sprawnie zrealizowany i takie właśnie historie chciałbym w tej serii czytać, tyle że na chwilę obecną, po słabych tomach drugim i trzecim, wcale nie jestem przekonany, czy mam ochotę ciągnąć temat. Gdybym nie miał dosłownie dziesiątek ciekawszych komiksów do kupienia, to jasne, czemu nie, ale w tej chwili napiszę tylko, że zobaczymy. Może za jakiś czas, pod wpływem impulsu, wrzucę do koszyka tom piąty, ale jeśli nie, cóż, nie sądżę, żeby była to dla mnie wielka strata.
SAGA WINLANDZKA, tom 5 [Makoto Yukimura | Hanami]: Po burzliwych wydarzeniach z tomu czwartego seria wyhamowuje, bo Thorfinn, już nie mając na kim się mścić, jest zmuszony zająć się czymś zupełnie innym, w roli, w jakiej na początku Sagi winlandzkiej zapewne niewielu go sobie wyobrażało. Podoba mi się to nowe podejście do serii, o wiele spokojniejsze (pomimo z oczywistych powodów niesprzyjającej sytuacji), bez ciągłych walk, gdzie bohaterowie niby nie robią zbyt interesujących rzeczy, nie mamy stosów trupów, ale niebezpieczeństwo przez cały czas wisi w powietrzu. Lubię być zaskakiwany, a Makoto Yukimura zabrał swoją mangę w kierunku, jakiego się nie spodziewałem, bardzo dobrze rozwijając znane czytelnikowi postacie. Nie mam jednak wątpliwości, że wkrótce znowu poleje się krew.
A skoro przy tomie drugim, trzecim i czwartym narzekałem na błędy w polskim wydaniu, wypada odnotować, że tym razem na szczęście nie mam uwag. Oby tak dalej.
TOKYO GHOUL, tom 8 [Sui Ishida | Waneko]: Cieszę się, że w ósmej odsłonie Tokyo Ghoula poznajemy lepiej przeszłość Touki, ale poza tym to chyba najgorszy i najmniej ciekawy z dotychczasowych tomów. Narzekałem już wcześniej na przeładowanie postaciami (są wprowadzane hurtowo, a większości nie poznajemy na tyle, by stały się interesujące albo zaczęło mi na nich zależeć) i nie zawsze czytelne sceny walki, ale poza tym za każdym razem było w tej mandze jeszcze coś, co bardzo mi się podobało. Tutaj widzę tylko wspomniane wady. Nie żebym oczekiwał, że będzie to historia wyłącznie filozoficzna, jednak najbardziej ciekawiły mnie w tej serii rozważania, kto jest gorszy, ludzie czy ghoule, oraz do jakiego stopnia Kaneki będzie gotowy lub zmuszony porzucić swoje człowieczeństwo, by przeżyć. Tymczasem większość tego tomu to zwykła sieczka, zaś w sieczkę trzeba umieć – w Tokyo Ghoulu się to nie sprawdza. Średnio interesują mnie też wyjaśnienia, jaka broń działa dobrze na bliskim czy dalekim dystansie i przeciwko jakiemu rodzajowi uzbrojenia przeciwnika radzi sobie najlepiej. Potrzebowałbym tego, gdyby to była gra na konsolę, a ja chciałbym dzięki temu skuteczniej eliminować wrogów, jako wykład w środku komiksu jest to nużące. Podsumowując, tym razem nie wyszło, ale mam nadzieję, że kolejny tom będzie powrotem do formy.
tekst: Michał Misztal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz