Metody Marnowania Czasu: Doom Patrol: Musclebound [Grant Morrison & Richard Case] [recenzja]

czwartek, 26 stycznia 2012

Doom Patrol: Musclebound [Grant Morrison & Richard Case] [recenzja]

"Anyone can paint. It's just a matter of ignoring the critics. Or setting fire to them".

Czytając Morrisona i jego Doom Patrol naprawdę można wymięknąć, zwłaszcza, że czwarty tom nadal zaskakuje, nawet jeśli zna się treść trzech poprzednich i mniej więcej wie, czego należy oczekiwać. Tym razem okładka (najbardziej niedorzeczna z dotychczasowych) przedstawia zbiór dziewięciu zeszytów, w których można znaleźć między innymi konkluzję historii o Pentagonie, poprzedzoną opowieścią The Secret Origin of Flex Mentallo, czyli wreszcie wiadomo, skąd wzięła się ta dziwna postać. Później następuje krótki epizod o Erneście Franklinie, mordercy z umysłem dziecka, zabijającym ludzi z brodami. Ernest chce dopaść Nilesa Cauldera, dowódcę grupy Doom Patrol, a Morrison jest jednym z nielicznych scenarzystów, którzy z tak idiotycznego pomysłu potrafią zrobić dobry komiks. Idiotycznych (czasami tylko pozornie) pomysłów jest w tym zbiorze o wiele więcej, więcej niż we wcześniejszych. Mr. Evans, Sex Men, a na końcu New New New Brotherhood of Dada z kilkoma nowymi, jeszcze bardziej zaskakującymi (naprawdę!) osobami w swoich szeregach... to trzeba przeczytać samemu, oczywiście jeżeli ktoś nie poddał się już wcześniej. Chciałbym napisać, że jeśli dotrwał aż do Musclebound, już nic go nie zdziwi, ale musiałbym skłamać. A Mr. Nobody, The Love Glove, Agent "!" i Alias the Blur będą kontynuowali swoją wyprawę także w kolejnym tomie i sam nie wiem, czego się po nim spodziewać. Mimo strachu jestem wielkim fanem. No i te okładki...













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u