
Postacią najbardziej odpowiedzialną za humor w Lucky Louie jest komik znany jako Louis C.K, dla mnie prawdziwy mistrz. W przypadku ludzi rozśmieszających publikę swoimi monologami znowu muszę powtórzyć wypowiedź: nie było ich wielu. Mimo to Louis C.K. i praktycznie każdy jego występ uznaję za czołówkę w moim prywatnym, śmiesznym rankingu, w którym co prawda znalazłoby się tylko parę nazwisk, ale tak czy inaczej w żaden sposób nie ujmuje to jego umiejętnościom. A to, co robi, wygląda tak:
Obejrzane? W takim razie już wiecie, jaki to humor. Obrzydliwy, wulgarny i dosadny, pełny frustracji. Oraz przezabawny. Nie wiem, ile w tym odważnej autobiografii, (jeden z komentarzy pod filmem: I can't tell if he's funny and creative or if he's just honest about how shitty his life is...), a ile wymysłów, nie zagłębiałem się w historię prywatnego życia komika, nawet nie za bardzo mnie to interesuje. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że przedstawianie swojego gównianego życia wychodzi mu w sposób, z którego trudno się nie śmiać. Bez grzecznych żarcików czy niepotrzebnych prób mówienia w łagodniejszy sposób. Po co, skoro taka konwencja sprawdza się idealnie. Można ponarzekać, że rzucanie mięsem i opowiadanie o takich rzeczach jest prymitywne, a oglądanie tego z uśmiechem na ustach to prymitywna rozrywka. Pewnie jest prymitywna, może nawet w dużym stopniu. Jakoś nie za bardzo się tym przejmuję. Widzę w tym prymitywną rozrywkę podniesioną do rangi sztuki.

Oczywiście twórcy nie mieli zamiaru pokazywać nam kilkunastu odcinków (tylko jedna seria, drugiej nie będzie, za to jest nowsza rzecz od Louisa C.K, zatytułowana po prostu Louie, obowiązkowo do sprawdzenia) instrukcji życia w rodzinie. Chcieli nas po prostu rozbawić, co udało im się w stu procentach. Obejrzyjcie serial, obejrzyjcie występy Louisa, spróbujcie nie pękać ze śmiechu. Ja nie dałbym rady.
tekst: Michał Misztal