Heliopolis. Miasto przyszłości Pawła Gierczaka to zbiór kilku krótkich opowieści obrazkowych inspirowanych cyberpunkiem. We wstępie autor daje czytelnikowi do zrozumienia, że album jest swoistą podróżą sentymentalną do czasów, w których zaczął fascynować się tym gatunkiem.
Opowieści nie są długie czy wielowątkowe, zaś scenariusz zdecydowanie wygląda na pretekstowy. Heliopolis składa się z kilku krótkich walk oraz pościgów z udziałem futurystycznych pojazdów, gdzie bohaterowie pojawiają się i niemal natychmiast znikają z powodu szybkiego przejścia do kolejnej historii. Trudno powiedzieć coś wyjątkowego o tytułowym mieście, poza tym, że jest wypełnione złomem oraz postaciami typowymi dla tego rodzaju komiksów. Przypomina olbrzymią, zdewastowaną fabrykę, a jego mieszkańcy (włącznie ze stróżami prawa) zazwyczaj wydają się pozbawieni wszelkich zasad moralnych. Mimo tych kilku faktów nie uważam, by jego tożsamość została jakoś wyraźnie i starannie nakreślona, podejrzewam jednak, że niekoniecznie o to chodziło. Można to potraktować jako ciekawy hołd, natomiast obiektywnie nie są to historie interesujące, wyjątkowe czy zapadające w pamięć.
Zupełnie inaczej sprawa wygląda z ilustracjami. Że "Gierek" ma moc w łapie, to wiadomo, dobrze więc widzieć, że pofolgował sobie również w Heliopolis. Kadry są niejednokrotnie gęste od szczegółów – można tu mówić o dobrze wykonanej robocie, przy czym artysta przygotował całość na swój sposób, z pięknym, zinowym podejściem, w tym wypadku kojarzącym się jak najbardziej pozytywnie. Wcale nie z pierwszymi wprawkami w kserowanych, niskonakładowych magazynach, ale bardziej z niezależnością, brakiem pokory i brudem. Brud ten może nie pozwala na użycie określenia "praca profesjonalisty", ale dzięki niemu autor uzyskuje bardzo ciekawy efekt. Przy okazji, jest to Gierczak nieco inny niż ten znany z Ołtsajdersów, choćby z powodu zmiany miejsca akcji – takich rzeczy jak cyberpunkowa metropolia, roboty czy pojazdy z przyszłości (ale czy na pewno?) w swojej sztandarowej serii nie miał możliwości rysować; dobrze się stało, że Heliopolis pokazuje odmienną twarz autora.
Miasto przyszłości może pozostawić odbiorcę z mieszanymi uczuciami. Podobnie jak po lekturze Gedeona zebranego Daniela Grzeszkiewicza, można być usatysfakcjonowanym warstwą graficzną i żałować, że scenariusze nie zdołały jej dorównać. Do czytania Heliopolis wracać raczej nie będę, natomiast do przeglądania świetnie narysowanych stron już prędzej. Widać niewykorzystany potencjał – ale za to jak zilustrowany. Nie do końca polecam, a jednocześnie wcale nie uważam, że czytając ten zbiór straciłem swój czas.
tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu (grudzień 2016)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz