Metody Marnowania Czasu: Moje ulubione gry planszowe (2018): miejsca #20-11

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Moje ulubione gry planszowe (2018): miejsca #20-11


Kolejny rok, następna edycja listy moich ulubionych gier (poprzednią znajdziecie tutaj). Znowu dwadzieścia tytułów, ale wydaje mi się, że za dwanaście miesięcy będę już gotowy na listę z trzydziestoma (nie żebym nie mógł już w tej chwili wystrzelić z pięćdziesiątką,tyle że na razie raczej nie ma to większego sensu). Bez zbędnego przedłużania, zaczynamy: miejsca #20-11, w tym trzy nowości.




20: Ultimate Werewolf [poprzednie miejsce: 15]

Gra systematycznie spada, bo jak ma nie spadać, skoro właściwie w nią nie gram (podejrzewam zresztą, że na liście znajdzie się więcej spadków z tego samego powodu)? Z drugiej strony: nie gram, bo choć naprawdę lubię Wilkołaka, mam wrażenie, że choćby znów udało mi się zebrać konkretną ekipę, odkryłem już wszystko, co Ultimate Werewolf ma do zaoferowania. Chyba po cichu czekam na coś podobnego, co zastąpi mi tę grę - ostatnio prawie kupiłem The Resistance, ale ostatecznie się rozmyśliłem. Czekam dalej.


19: Descent: Wędrówki w mroku [poprzednie miejsce: 11]

I pomyśleć, że Descent był kiedyś moją szóstą ulubioną grą. Pisałem o tym już kilka razy: nie umiemy w kampanię, a jakoś nie chce mi się rozkładać pojedynczych scenariuszy. Nie wspominając o tym, że zwyczajnie średnio mam ochotę w to grać (już nie pamiętam, kiedy ostatnio Wędrówki w mroku trafiły na mój stół), bo są inne, moim zdaniem ciekawsze tytuły, przy których wolę marnować spędzać czas. Wiem, że mógłbym polubić tę grę o wiele bardziej, ale jednocześnie zastanawiam się, czemu właściwie jeszcze jej nie sprzedałem.


18: Arkham Horror: Gra karciana

Zdaję sobie sprawę z tego, że ta karcianka powinna być na tej liście znacznie wyżej. Zagrałem kilkanaście razy mając do dyspozycji wyłącznie podstawkę i już mamy osiemnaste, całkiem niezłe przecież miejsce. Gdybym tylko dorwał resztę scenariuszy... jakoś nie mam jednak ochoty wydawać na to pieniędzy. Nie zrozumcie mnie źle, podobny system trochę odstrasza mnie też od spróbowania Pathfindera: kup podstawkę za x złotych, a potem właduj w to jeszcze więcej dineros, żeby móc grać dalej. Poza tym nie miałem problemu z kupowaniem (przynajmniej dopóki było z kim grać) wychodzących regularnie paczek do Netrunnera, za to ładowanie funduszy w kooperacyjne LCG jakoś mnie zniechęca... przynieście do mnie kampanię i piwo, chętnie zagram i zapewne karciany Arkham Horror spodoba mi się jeszcze bardziej.


17: Szogun [poprzednie miejsce: 14]

A mówcie sobie, co chcecie, że wieża zła, że wieża zła i że wieża zła. Kiedy tylko słyszałem, że komuś nie pasuje coś w Szogunie, była to wyłącznie wieża, nad którą sam jakoś nie drę szat. Dla mnie Szogun to świetna planszówka i bardzo miło wspominam właściwie każdą partię. Bardzo udane połączenie konfliktu militarnego z namiastką (choć przecież niezbędną do zwycięstwa) zarządzania swoim państwem. Lubię i żałuję, że nie gram częściej.


16: Dixit [poprzednie miejsce: 12]

Co napisałem dosłownie przed chwilą? "Lubię i żałuję, że nie gram częściej". No to teraz kolej na Dixit i wiecie co? Lubię i żałuję, że nie gram częściej. Wydaje mi się, że w 2017 roku nie usiadłem do tej karcianki ani razu. Być może, tak jak w przypadku Ultimate Werewolf, choć bardzo podoba mi się mechanika, mam wrażenie, że w czasie kolejnych partii nie spotka mnie już nic nowego? Może to już czas na kolejny dodatek? A może trzeba po prostu wrócić i zobaczyć, czy Dixit wciąż będzie dla mnie tak dobrym tytułem? Spróbuję w najbliższym czasie.


15: T.I.M.E Stories

Jeśli ktoś ma czas i ochotę, zapraszam tutaj do przeczytania recenzji podstawki T.I.M.E Stories oraz wszystkich dodatków do tej gry, w jakie udało mi się zagrać. Zauważycie pewnie, że początkowa niechęć zmieniła się w coś zupełnie przeciwnego i, proszę bardzo, piętnaste miejsce. A wierzę, że może być jeszcze lepiej - w końcu przede mną jeszcze tyle oficjalnych i nieoficjalnych rozszerzeń i mam nadzieję, że interesujących przygód oraz historii. T.I.M.E Stories, nie zepsuj tego!


14: Vast: The Crystal Caverns

To, co właśnie robię, to właściwe oszustwo. W Vast grałem kilka razy, ale maksymalnie w dwie osoby, tym samym nawet nie wypróbowując tego, co ta gra oferuje: kilku zupełnie różnych ról (pani rycerz, smok, gobliny, złodziej i... jaskinia), czyli tak naprawdę zupełnie różnych gier umieszczonych jednocześnie na planszy, każda z zupełnie innym warunkiem zwycięstwa. Choć to, co widziałem, to jedynie namiastka, już te poniekąd wyłącznie demonstracyjne gry tak nakręciły mnie na kolejne partie, że The Crystal Caverns znalazły się bardzo wysoko na mojej liście. Vast, nie zepsuj tego!


13: Blood Rage [poprzednie miejsce: 13]

Niby wysoko (dokładnie na tym samym miejscu, co rok temu), a jakoś ostatnio średnio chce mi się w to grać. I nie napiszę znowu, że gra odkryła już przede mną wszystkie swoje tajemnice, bo akurat Blood Rage prawie za każdym razem przyjemnie zaskakiwał mnie jakąś niesamowitą kombinacją wprowadzoną w życie przez jednego z graczy (bywało, że nawet przeze mnie). I w sumie nie wiem, czemu ten tytuł nie trafia na mój stół bardziej regularnie... a, przy okazji, od kilku miesięcy mam też Chaos i prędzej czy później trzeba będzie ograć "starszego brata" Blood Rage'a i porównać obie te planszówki.


12: Martwa Zima [poprzednie miejsce: 8]

I znowu coś, co bardzo lubię (byłoby dziwne, gdybym nie lubił tytułu z dwunastego miejsca listy swoich ulubionych gier), ale nie za bardzo gram. Jak już pisałem tutaj, od wyjścia udanej przecież Długiej Nocy z niewyjaśnionych dla mnie samego przyczyn Martwa Zima prawie nie jest ściągana z półki. Dlaczego? Awruk, dlaczego?! No nic, trzeba będzie to zmienić, mam nadzieję, że w najbliższym zagram ponownie.


11: Race for the Galaxy [poprzednie miejsce: 17]

Karcianka, która w całkiem niewielkim pudełku z około setką kolorowych kartoników ma niemal wszystko, a w każdym razie więcej "mięsa" od niejednego tytułu z kilogramami figurek i tektury. Piękny tytuł bez rzucających się w oczy wad, w który (ile razy już to dzisiaj pisałem?) grałem zdecydowanie za mało. To pozycja tak dobra, że powinna lądować na stole co najmniej raz w tygodniu, ale... za dużo tych wszystkich gier i niestety nie można regularnie ogrywać każdej, którą się lubi.

Wkrótce pierwsza dziesiątka.

tekst: Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u