O moim powrocie do Netrunnera pisałem trochę tutaj i tutaj, a teraz wygląda na to, że, wraz z nadejściem wydrukowanych kart od Nisei, wracam na dobre.
Wczoraj zaliczyliśmy trzy rozgrywki: format Startup, trochę starych znajomych (Reina Roja wciąż bardzo denerwuje, podobnie jak Personal Evolution), z mojej strony zabawa Earth Station i Zahyą. Gra Earth Station podobała mi się bardzo (zamiast próbować nie wpuszczać Runnera na serwery dzięki zabezpieczeniom, sprawiamy, że po prostu nie stać go na to, by wykonać potrzebny skok), za to kiedy grałem Zahyą przeciwko Jinteki, uratował mnie tylko Conduit, w finalnym skoku pozwalający mi na uzyskanie dostępu do czterech kart, z których trzy były projektami – co prawda "tylko" za 4 punkty, ale dzięki temu dobiłem do 7. Gdyby nie to, wątpię, że później zrobiłbym coś jeszcze, gdy tymczasem korporacja właściwie kąpała się w kredytach.
Świetnie było wrócić i poskładać swoje własne talie, od teraz gramy dalej i częściej (przynajmniej mam taką nadzieję).
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz