Metody Marnowania Czasu: Moje ulubione gry bez prądu (2021)

wtorek, 9 lutego 2021

Moje ulubione gry bez prądu (2021)

Tym razem będzie dość krótko (a przynajmniej taki jest plan) i za jednym zamachem. Raz, że od zeszłorocznego wydania tej listy niewiele się zmieniło (najbardziej chyba meble w naszym pokoju), a dwa, żeby nie przynudzać... bo i tak od zeszłorocznego wydania tej listy niewiele się zmieniło. W nawiasie przy każdym tytule gry podaję też liczbę partii, którą mam za sobą. 

Poprzednie listy:
2020, miejsca #20-11 i #10-1
2019, miejsca #20-11 i #10-1
2018, miejsca #20-11 i #10-1
2017, miejsca #20-11 i #10-1
2016

#20-11

20: Root [3]: Jak widać, grałem niewiele, ale tych kilka rozgrywek pokazało mi, że mam do czynienia z bardzo dobrą, ciekawą (i dość skomplikowaną) planszówką. Co prawda bardziej lubię inną grę wydaną przez Leder Games (zgadnijcie, jaką), a złożoność Roota sprawia, że trudno wraca się do tego tytułu po przerwie, ale i tak chętnie zagram ponownie. Byle szybko, zanim znów zdążę całkowicie zapomnieć, co i jak.

19: Blood Rage [13]: Planszówka o prostych zasadach, ale pozwalająca na mnóstwo satysfakcjonującego kombinowania, niby w ramach dosyć skondensowanej gry, ale bez poczucia, że za każdym razem robię to samo. Dawno nie miałem okazji zagrać, chętnie wrócę. Pewnie za rok napiszę to samo. | zobacz też: Blood Rage [recenzja]

18: Szogun [7]: Świetna planszówka z wieloma ciekawymi mechanikami, na przykład programowaniem akcji, ściąganiem podatków z prowincji (pojedynczym lub wielokrotnym, ale wtedy istnieje ryzyko buntu), ze słynną wieżą do kości oraz walką, ale nie jest to gra, w której chodzi o bezmyślne rozwalanie przeciwnika dla samego rozwalania. Mnóstwo dobra.

17: Chaos w Starym Świecie [4]: Lubię, ale mam z Chaosem trochę jak z Rootem – po przerwie nie za bardzo chce mi się przypominać, jakie są zasady i jak należy grać daną frakcją, a umówmy się, takie planszówki działają najlepiej, kiedy wszyscy wiedzą, co robią. Tak czy inaczej, to wciąż bardzo udany tytuł, tyle że u mnie został wyparty przez grę, która momentami trochę bezczelnie go kopiuje, ale jednak moim zdaniem sporo rzeczy działa tam dużo lepiej.

16: Martwa Zima: Gra Rozdroży [24]: Wciąż lubię, a w ciągu ostatniego roku Martwej Zimie nawet udało się zawitać na moim stole. Szkoda, że trafiła nam się rozgrywka bez zdrajcy, bo przy tej prostocie mechaniki, kiedy po zorientowaniu się, że wszyscy jesteśmy w jednej drużynie, odpada nam cała gra nad stołem, paranoja i podejrzewanie się nawzajem, natychmiast robi się mniej ciekawie – wystarczy, że pokonamy zombiaki, osiągniemy indywidualne cele i do domu. Za to ze zdrajcą bywa fantastycznie. | zobacz też: Martwa Zima: Gra Rozdroży [recenzja]

15: Cosmic Encounter [10]: Teoretycznie Cosmic nie powinien działać, w praktyce połączone zdolności dziesiątek obcych zapewniają rozgrywki tak nieprzewidywalne, ale też dające tyle dobrej zabawy, że aż trudno w to uwierzyć. Przy ekipie lubiącej sporo grania nad stołem – rewelacja.

14: Neuroshima Hex! [42]: Wciąż uwielbiam, posiadam prawie wszystkie armie, choć moje ostatnie rozgrywki to głównie aplikacja (nie wliczam ich do tych 42). Świetna, prosta mechanika, szybkie, ale intensywne rozgrywki, bardzo dobra rzecz, według mnie głównie dla dwóch graczy. | zobacz też: Neuroshima Hex! [recenzja]

13: Race for the Galaxy [11]: Na początku byłem przekonany, że nigdy nie przebiję się przez instrukcję do Race'a, potem okazało się, że nie taki diabeł straszny, a sama gra daje niesamowite możliwości. To zdumiewające, jak wiele można wycisnąć z tych mniej więcej stu kart znajdujących się w podstawce. Może kiedyś jakiś dodatek, tak przed 2025 rokiem? Umożliwiający grę solo, bo i tak nie mam z kim w to grać?

12: Cyklady [10]: Od pewnego razu, za każdym razem, kiedy wspominam o tej planszówce, muszę dodać, że najpierw bardzo ją polubiłem, a potem dodatek Tytani dość mocno mi ją zepsuł. Na wypróbowanie czeka jeszcze Hades – nie pytajcie, od jak dawna...

11: Zamki Burgundii [5]: Nie żebym był ekspertem od Zamków, ale do tej pory po każdej rozgrywce byłem zachwycony. Niby wszystko w tym pudełku jest brzydkie, niby temat, który zupełnie mnie nie rusza (o ile można tu mówić o jakimkolwiek temacie), ale same zasady i to, jaką przyjemność sprawia całe to móżdżenie przy wykorzystywaniu swoich rzutów kostkami, powoduje, że planszówka ta nie mogła trafić na niskie miejsce listy moich ulubionych gier.

#10-1

10: Legendary: A Marvel Deck Building Game [66]: Choć mam tylko 7 dodatków (niby dużo, ale w porównaniu do tego, co jest dostępne, tak naprawdę niewiele) i grałem całkiem sporo, wciąż zostało mi jeszcze sporo scenariuszy do przejścia oraz Mastermindów do pokonania. I bardzo dobrze, bo cały czas lubię ten tytuł: nieskomplikowana zabawa, jednak przy tej liczbie rozszerzeń oferująca tyle możliwości, że do tej pory nie zdążyła mi się znudzić. | zobacz też: DC Comics Deck-Building Game i Legendary: A Marvel Deck Building Game [recenzja]

09: Cthulhu Wars [8]: Mówcie sobie o tej planszówce, co chcecie (czytając niektóre internetowe komentarze mam zresztą wrażenie, że najwięcej po Cthulhu Wars jadą ci, którzy nie mieli okazji w nią zagrać), nie mogę doczekać się kolejnych rozgrywek. Proste zasady, masa możliwości, macki, bardzo szybka i "mięsista" rozgrywka. Owszem, to droga impreza (z milionem dostępnych dodatków to już w ogóle), jednak moim zdaniem warto przynajmniej spróbować, nawet pomimo wspomnianego już, miejscami bezczelnego kopiowania Chaosu w Starym Świecie. | zobacz też: Cthulhu Wars [pierwsze wrażenia]

08: Dominant Species [2]: Jedno wielkie oszustwo, bo nigdy wcześniej nie wrzucałem na tego rodzaju listy plansżówek, w które nie zagrałem przynajmniej trzy razy. Dominant Species to tytuł tak dobry, że wrzuciłem go na swoją listę ulubionych gier po dwóch partiach i... po bardzo długim czasie liczba partii wciąż się nie zmieniła. Tak czy inaczej, to gra tak genialna, że po kolejnych podejściach chyba musiałaby znaleźć się jeszcze wyżej. Mózgożerne przy Dominant Species to jedna z najlepszych rzeczy, jakie spotkały mnie kiedykolwiek podczas mojej przygody z planszówkami.

07: Mare Nostrum: Imperia [8]: Większość moich rozgrywek w Mare Nostrum to coś wspaniałego: sporo kombinowania i przede wszystkim negocjacje, dogadywanie się z jednymi, by zaszkodzić innym, a tak naprawdę próba oszukania całej reszty i wygranie, zanim inni zorientują się, że to my jesteśmy największym zagrożeniem. Wiem, że inne planszówki tego typu mogą oferować podobne wrażenia, jednak u nas właśnie ta robi pod tym względem najlepszą robotę. | zobacz też: Mare Nostrum: Imperia [pierwsze wrażenia]

06: Vast: The Crystal Caverns [12]: Chyba nigdy nie opanuję tej najbardziej asymetrycznej ze znanych mi asymetrycznych gier. Chyba nigdy nie będą grał w nią na tyle intensywnie, żeby nie musieć za każdym razem przypominać sobie zasad po kolejnej przerwie (a gracz ma tu tak naprawdę do czynienia z kilkoma planszówkami w jednym pudełku, a więc i z kilkoma osobnymi zestawami reguł). Mimo wszystko Vasta uwielbiam, o wiele bardziej niż Roota. Dzieje się tutaj masa rzeczy, których nie doświadczę w żadnej innej grze bez prądu – i nie mam tu na myśli jedynie możliwości grania jaskinią. | zobacz też: Vast: The Crystal Caverns [pierwsze wrażenia]

05: Alien Frontiers [15]: Planszówka, którą kocham i uwielbiam w niej w zasadzie wszystko. Bardzo proste zasady (w skrócie: rzucamy kostkami, a potem umieszczamy je na różnych polach na planszy), ale masa kombinowania i zabawy plus brak poczucia, że miażdży nas tutaj losowość. Do tego świetna otoczka starego science fiction. Coś wspaniałego. | zobacz też: Alien Frontiers [recenzja]

04: Android: Netrunner [47]: Od kilku lat, za każdym razem, kiedy wspominam o Netrunnerze, piszę, jaka to rewelacyjna karcianka i płaczę, że już nie mam z kim grać. Tyle że teraz będzie inaczej: po niedawnej partii w Brass: Birmingham kumpel powiedział, że teraz wyjmie z szafy coś, w co grał kiedyś, coś naprawdę dobrego –  i wyciągnął Androida. W moich oczach natychmiast pojawiły się łzy wzruszenia i umówiliśmy się, że spróbujemy wrócić. W międzyczasie przypomniałem sobie zasady, kupiłem Terminal Directive, specjalne koszulki na karty, matę, przejrzałem nowe dodatki na stronie nisei.net, złożyłem talie... krótko mówiąc, TO JUŻ NIE SĄ ŻARTY. Będę grał w grę i cieszę się z tego powodu jak dziecko. | zobacz też: Android: Netrunner [recenzja]

03: Horror w Arkham: Gra karciana [55]: Najlepsza gra kooperacyjna, jaką znam, świat mitów Lovecrafta, możliwość bawienia się w składanie i rozwój talii, a przede wszystkim opowiadanie historii, które na chwilę obecną przebić mogą chyba jedynie gry fabularne. Gramy, rzucamy w tę karciankę workami pieniędzy, polujemy na kolejne paczki z kolorowymi kartonikami, co wydaje się ostatnio jeszcze trudniejsze niż walka z całym bluźnierczym bestiariuszem samotnika z Providence. Już czekam na kolejne kampanie i bęcki od wszelkiej maści potworów. | zobacz też: Horror w Arkham: Gra karciana [recenzja]

02: Guild Ball [129]: Wychodzi na to, że niemal wszystkie moje ulubione gry albo umarły albo na jakimś etapie swojego istnienia przestawały być wydawane. Na szczęście karciany Horror w Arkham żyje i ma się dobrze, ale reszta? Netrunnera oficjalnie już nie ma, tytuł z pierwszego miejsca tej listy dwa razy był porzucany na długie lata, więc w ogóle się nie zdziwiłem, kiedy okazało się, że Guild Ball dołącza do tego grona. Szkoda, bo to moje pierwsze podejście do bitewniaków (tak, wiem, to nie bitewniak) i od razu Święty Graal, którego nie zdołała przebić żadna z poznanych przeze mnie później tego typu gier. No cóż, pozostaje mieć nadzieję, że od czasu do czasu pogramy sobie do piwka tym, co jest, bez dalszego rozwijania swoich drużyn. | zobacz też: Guild Ball [recenzja]

01: Vampire: The Eternal Struggle [265]: Przez lata napisałem o tej karciance chyba wszystko, co było do napisania: najlepsze, w co grałem, i nie chce mi się wierzyć, że cokolwiek zrzuci VTESa z pierwszego miejsca tej listy. Zresztą, liczba partii mówi chyba sama za siebie, a więcej w innych tekstach na tym blogu, na przykład... | zobacz też: Vampire: The Eternal Struggle po 250 rozgrywkach

tekst i "zdjęcie": Michał Misztal

PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u