Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.
ARMADA, tom 7: Strefa nadzoru [Jean-David Morvan & Philippe Buchet | Egmont]: Nadal czyta mi się tę serię bardzo dobrze. Co prawda Strefa nadzoru to jeden z bardziej prostolinijnych tomów Armady, a drugie dno i machinacje wciąż tu są, tyle że tym razem raczej w tle, bo wrogowie pociągają za sznurki z ukrycia. Sporo tu akcji (w końcu mamy do czynienia z buntem w więzieniu), dzięki czemu bardzo ciekawie ogląda się walczących przedstawicieli najróżniejszych kosmicznych ras, nawet jeśli spora ich część pojawia się tylko na moment. Navis po raz kolejny ociera się o poznanie nowych informacji na temat ludzi, tylko po to, żeby znów nie do końca jej wyszło. Seria trzyma poziom i oby trzymała go jak najdłużej.
CHCĘ ZJEŚC TWOJĄ TRZUSTKĘ [Yoru Sumino & Idumi Kirihara | Dango]: Podobnie jak z Orange, o którym poniżej, trochę nie wiem, co myśleć o tej mandze. Taka cukierkowa otoczka, młodzieżowe sprawy, relacje nastolatków, to coś zdecydowanie nie dla mnie (to zresztą jeszcze jeden tytuł kupiony przez moją żonę, coś, po co sam na pewno bym nie sięgnął)... bo niestety, wbrew tytułowi, nie jest to historia o kanibalizmie. Raczej o chorej nastolatce, która wie, że najprawdopodobniej wkrótce umrze, ale przed śmiercią chce jeszcze nawiązać relację z chłopakiem ze swojej klasy, po tym, jak ten przypadkowo dowiedział się o jej problemach. Czy tematyka tej opowieści jest poważna? Jak najbardziej. Czy oznacza to, że opowieść automatycznie jest dobrze zrobiona i poruszająca? Niekoniecznie. I tu jest mój problem z Chcę zjeść twoją trzustkę, bo większość tych dwóch tomów nie jest napisana w interesujący dla mnie sposób, w czasie lektury miałem sporo chwil typowego dla tego rodzaju tytułów zażenowania, często przewracałem oczami, generalnie miałem dosyć. A jednak nie zaprzeczę, że pod koniec było całkiem wzruszająco, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że są tu momenty mogące uchodzić za całkiem konkretny emocjonalny wpierdol. Czyli: niby nie dla mnie i niby nie polecam, tyle że mimo wszystko manga zadziałała tak, jak chyba powinna. Zresztą, będąc często może nawet zbyt obojętnym na papierowe tragedie (no bo, ej, te postacie przecież nie istnieją), nie mogę nie docenić czegoś, co zdołało mnie poruszyć. Więc nie do końca polecam, ale doceniam.
MORIARTY, tom 7 [Ryosuke Takeuchi & Hikaru Miyoshi | Waneko]: Najbardziej "taki se" tom od dłuższego czasu. Znowu za dużo zupełnie w tej serii zbędnego śmieszkowania. Poza tym wjeżdża Kuba Rozpruwacz, teoretycznie temat samograj, tyle że (nie po raz pierwszy w tej serii, ale po raz pierwszy od dość dawna) scenariusz każe czytelnikowi wierzyć w rzeczy bardzo naciągane. Prostytutki z Whitechapel są odstrzelone jak dzisiejsze "modelki" z Instagrama. Piękni chłopcy od Moriarty'ego robią akcje typu "Ja rzucę monetą, a ty strzel w taki sposób, żeby nabój odbił się od niej i trafił rykoszetem idealnie w cel". Scena pościgu to kabaret, może nie taki jak Joker/Harley: Criminal Sanity, ale jednak. Typ szlachtuje kobietę na oczach policjantów i uzbrojonego tłumu (ludzie ci nie wiedzą jeszcze, że to kolejna mistyfikacja głównych bohaterów), ale czy ktokolwiek oddaje w jego stronę choć jeden strzał? A skąd. Po prostu za nim gonią. Myślałem, że być może w grę wchodzi wyłącznie aresztowanie mordercy, ale nie, słyszymy jasno i wyraźnie, że zbrodniarz ma wpaść w ich ręce żywy lub martwy. Po czym widzimy kolejną scenę, gdzie banda stróżów prawa biegnie za nim z pustymi rękami, bez jakiejkolwiek broni. No i przez takie, pojawiające się od czasu do czasu głupoty, ta ogólnie bardzo ciekawa manga sporo traci w moich oczach. Oby tylko chwilowo.
ONE PIECE, tom 15: Naprzód! | tom 16: Przekazana wola [Eiichiro Oda | JPF]: Płyniemy dalej! Oczywiście śmierć z poprzedniego tomu okazała się śmiercią na niby, nie żebym był zaskoczony. Wybaczam, bo nadal świetnie się bawię przy tej mandze. Najlepszą rzeczą z tomów Naprzód! i Przekazana wola jest człowiek-renifer o imieniu Tony Tony Chopper oraz jego, jak to się ładnie mówi po polsku, backstory. Dodam, że zaskakująco smutne. To chyba najlepsza rzecz w One Piece od kiedy Oda wyjaśnił motywację i bardzo dwuznaczne zachowanie Nami, wychodzi więc na to, że najbardziej wciągające w tej serii są dla mnie właśnie retrospekcje. Super sprawa, kiedy mamy niby nieskomplikowaną postać będącą generalnie żartem (jak niemal wszyscy tutaj), ale potem poznajemy jej przeszłość i okazuje się, że jednak nie jest to tak proste, jak wydawało się na pierwszy rzut oka. Robi się to dla mnie głównym atutem tego tytułu. A przy okazji, to historyczny wpis – chyba po raz pierwszy nie wspominam w moim podsumowaniu, że One Piece jest głupi.
ORANGE, tom 1 [Ichigo Takano | Waneko]: Pewnie w życiu bym sobie tej mangi nie kupił, ale zrobiła to moja żona, więc sprawdziłem, co mi szkodzi. Choć muszę przyznać, że intuicyjnie podchodziłem do serii Ichigo Takano na zasadzie "głupoty i młodzieżowe dramaty, które zupełnie mnie nie obejdą"... i miałem rację, ale nie do końca. Bo fakt, że już od dłuższego czasu raczej trudno przekonać mnie do takiej tematyki. Nie dlatego, że na szczęście mam tego typu sprawy dawno za sobą, chodzi bardziej o to, że nie mogę traktować poważnie problemów, które w pewnym wieku wdają się najistotniejsze na świecie, ale wiem, że tak naprawdę, w perspektywie lat, zazwyczaj (o ile nie mówimy o skrajnych przypadkach) nie mają większego znaczenia.
"Michał, nie filozuj!". Racja. Orange opowiada o szesnastolatce imieniem Naho, która otrzymuje list od samej siebie z przyszłości – list, który podpowiada jej krok po kroku, jak naprawić pewne błędy, które popełniła i których żałuje oraz, co najważniejsze, jak zapobiec śmierci jednej z bliskich jej osób. I to jest ciekawy pomysł. Czy wspominałem o młodzieżowych dramatach, które zupełnie mnie nie obejdą? No tak, to wszystko tu jest, cały ten klimat "Jak zagadać do kogoś, kto mi się podoba", rzeczy, od których mnie trochę naciąga. Z drugiej strony, zakradło się tu trochę wątków, które lekko, leciutko chwytają mnie za serce, jak na przykład grupka zaprzyjaźnionych dzieciaków przekonana, że będą trzymać się razem na zawsze, jednak po latach oczywiście okazuje się, że każdy ma swoje życie i każdemu brakuje czasu choćby na sporadyczne spotkania. Dobrze rozegrane rzeczy, po których, zamiast myśleć: "Może kiedyś coś takiego mnie dotyczyło, ale nie chce mi się teraz o tym czytać", pomyślałem raczej: "Ech, byłem tam i doskonale znam to uczucie". "Michał, nie filozuj!".
Z zaskoczeniem stwierdzam, że wyszło całkiem nieźle. Nieźle, ale mimo wszystko to nie jest manga dla mnie, więc odpadam, a ponieważ moja żona też nie czyta dalej, pewnie już nigdy nie poznam dalszego ciągu. Tak czy inaczej, ostrożnie polecam, jeśli tylko zniesiecie tematykę i konwencję.
tekst: Michał Misztal
PSSST! Inne teksty o komiksach: klik klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz