Metody Marnowania Czasu: Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Czerwiec 2017

sobota, 1 lipca 2017

Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Czerwiec 2017

Twilight Imperium na czterech graczy
26 partii w 12 tytułów (ostatnio 30 partii w 15 tytułów)

Najwięcej partii: Guild Ball (7)

Obecnie jedna z moich ulubionych gier, więc bardzo się cieszę, że w czerwcu daliśmy radę powalczyć na boisku aż 7 razy. Wygląda też na to, że pojawił się nam w Bielsku jeszcze jeden gracz, więc jest nadzieja, że Guild Ball nie zniknie z mojego życia jak wcześniej Netrunner.

Nowości: Splendor (1), Twilight Imperium (1), Zakazane Gwiazdy (1)

Splendor: Hmm... no fajne, fajne zbieranie szlachetnych kamieni, które tak naprawdę mogłyby być czymkolwiek. W moim odczuciu to niekoniecznie wada, bo jeśli gra działa dobrze, niech sobie będzie "sucha". Tutaj zbieranie kart, żeby uzbierać jeszcze więcej kart to całkiem sympatyczny mechanizm, angażujący akurat tyle szarych komórek, żeby było przyjemnie i żeby gracz przypadkiem nie spocił się od zbyt intensywnego myślenia. Czy działa to dobrze? Według mnie tak. Z drugiej strony, Splendor dupy nie urywa i po jednej rozgrywce mam wrażenie, że w Splendorze widziałem już (prawie) wszystko. Gra pewnie robiłaby lepsze wrażenie wśród ludzi, którzy nie widzieli za wiele planszówek, dla mnie to takie dość przyzwoite, abstrakcyjne mielenie kartoników - zaproponujecie, mogę raz na czas pograć, ale raczej nie będę niecierpliwie czekał na kolejne partie.

Twilight Imperium: TAK! Wreszcie. Ponad rok po napisaniu tego tekstu w końcu daliśmy radę zagrać w tego potwora, choć "zagrać" to trochę za duże słowo. Siedliśmy w czterech, znając zasady piąte przez dziesiąte, i zrobiliśmy dwie tury w cztery godziny. Pierwsze wrażenia? Oczywiście za wcześnie, żeby napisać cokolwiek znaczącego, ale pomimo tego, że właściwie niewiele się działo (i to w czasie, w którym w wiele innych dużych tytułów da się zagrać więcej niż jeden raz), na pewno czuć tę kosmiczną epickość. Właśnie na to liczyłem. Twilight Imperium to monstrum i pożeracz wielu cennych godzin życia, tyle że siadając do tego tytułu trzeba po prostu przyjąć to na klatę. My przyjęliśmy i już zbieramy się do kolejnej, tym razem pełnej rozgrywki. W międzyczasie odzyskałem podstawkę i dodatek Shattered Empire, wydrukowaliśmy spolszczenie, od kilku dni wycinam rodzime wersje kart i sam fakt, że mi się chce, daje poczucie, że TI to coś więcej niż gra. W lipcu kolejne kosmiczne podboje.

Zakazane Gwiazdy: Wytłumaczyli mi zasady w dziesięć minut i jedziemy. No dobra. Moja gra mogła trochę przypominać bieg niewidomego przez płotki, ale i tak prawie wygrałem. Drugi gracz z naszej trójki też prawie wygrał. Miałem plan zgarnięcia ostatniego celu w kolejnej turze i prawie na pewno by mi się to udało, tyle że moi przeciwnicy byli szybsi: obaj zdobyli swój trzeci cel i wygraną zgarnął ten, który miał więcej planet. Przypomina mi to kilka trzymających w napięciu do ostatniej chwili partii Cyklad, gdzie każdy miał po jednej metropolii, a w decydującej turze zwyciężał ten, kto najlepiej kombinował i dopilnowywał każdego szczegółu, od kolejności bogów i tego, kogo musi wylicytować, przez potwory, aż do wydania takiej ilości złota, żeby wciąż było go stać na decydujący cios. Walka w Zakazanych Gwiazdach może być długa i nudna (szczególnie dla kogoś oglądającego starcie z boku), ale wydaje mi się, że jeśli ktoś wie, co robi (czyli na pewno nie ja podczas pierwszej w życiu rozgrywki), system działa i daje wiele interesujących możliwości. Żetony rozkazów oraz ich rozmieszczanie na planszy tak, by dopiąć swego i jednocześnie zablokować oponentów tam, gdzie trzeba, to masa frajdy. Czas rozgrywki (w naszym wypadku prawie równe trzy godziny na trzech graczy) jest znośny - niby wskazówka kilkukrotnie okrąża zegar, ale podczas partii zupełnie się tego nie czuje; miałem wrażenie, że tury mijały bardzo szybko, nawet jeśli tak nie było. Skończyliśmy chyba w szóstej. Dobry tytuł, na pewno jeszcze zagram (ale wcześniej przeczytam instrukcję i zapoznam się z możliwościami poszczególnych frakcji).

Nowość miesiąca: Twilight Imperium, a jakże (chociaż tak naprawdę ów zaszczytny tytuł należy się bardziej Zakazanym Gwiazdom)

Powroty: Arkham Horror: Gra karciana (2), Cyklady (1), Micropul (2), Race for the Galaxy (5)

Race for the Galaxy: Znowu odsyłam tutaj. Właściwie tutaj też. Od dawna chciałem powrócić do tej rewelacyjnej (przynajmniej tak ją zapamiętałem) karcianki. Wczoraj rozegraliśmy pięć partii, po których z radością stwierdzam, że pamięć mam dobrą. Jasne, że losowość, bo w końcu karty, jasne, że to głównie mechanika bez klimatu, ale jak ta gra jest przemyślana i jak dobrze działa! W pudełku z podstawką trochę ponad setka kartoników, czyli niewiele, a można iść w militaria, w pokojowe kolonizowanie planet, handel, produkcję i konsumpcję albo we wszystko po trochu, karty są jednocześnie towarami, środkiem płatniczym i planetami oraz technologiami, a po każdej partii czułem przede wszystkim wielki szacunek do autora za to, jak udało mu się poskładać to w świetnie działającą całość. Myślę o dodatku Xeno Invasion, ale przede wszystkim pytanie do doświadczonych graczy w Race'a: czy któreś rozszerzenie daje sensowną możliwość bezpośredniego przeszkadzania przeciwnikowi? To chyba jedyna rzecz, której trochę mi tu brakuje.

Powrót miesiąca: Race for the Galaxy

Stale na stole: Alien Frontiers (2), Bright Future (1), Gejsze (1), Guild Ball (7), Legendary: A Marvel Deck Building Game (2)

Prawie samo dobro, więc tylko się cieszyć. Prawie, bo Bright Future, o której pisałem już wcześniej, to jednak nie ta liga, co reszta wymienionych obok tytułów, aczkolwiek i tak gra się całkiem przyjemnie.

Rozczarowanie miesiąca: Cyklady

Znowu graliśmy z Tytanami, znowu jeden z graczy rozwalił resztę robiąc krwawy rajd po całej planszy niszcząc wszystko na swojej drodze armią odbierającą sens rzucaniu kostkami. ALE! Wczoraj przypomniałem sobie, że przecież za ruch z Tytanem płaci się 1 złota, potem 2, potem 3 i tak dalej, a chyba graliśmy tak, że zwycięzca płacił jedynie po sztuce za każde kolejne pole. Jeśli tak, zwracam temu dodatkowi honor i chętnie zagram na drugiej wersji planszy ponownie, a rozczarowaniem nazwę raczej swoje kłopoty z pamięcią (jak widać jednak nie zawsze jest dobra).

Gra miesiąca: Twilight Imperium

Wiem, że to nawet nie była pełna rozgrywka, jednak przyćmiewa to moja radość, że wreszcie się udało. Zobaczymy, jak będzie po całej rozegranej partii. Gdybym miał zignorować swój nie do końca uzasadniony entuzjazm, grą miesiąca zostałby Guild Ball, Race for the Galaxy albo Zakazane Gwiazdy - i naprawdę nie wiedziałbym, na którą się zdecydować. 

Krótkie podsumowanie: Rozgrywek nie było aż tak wiele, ale uważam czerwiec za świetny miesiąc. Prawie same warte uwagi nowości, powroty (Race!) i stale obecne na moim stole gry. Prawie każdy tytuł z minionego miesiąca to coś, co albo bardzo lubię albo co ma duże szanse bardzo mi się spodobać i zagościć w moim planszówkowym życiu na dłużej. Oby w lipcu było podobnie.

Jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję.

tekst i "zdjęcie": Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u