Metody Marnowania Czasu: Metody Marnowania Farby: Figurki #1-5

sobota, 14 kwietnia 2018

Metody Marnowania Farby: Figurki #1-5


Niedawno zabrałem się za malowanie swoich figurek i postanowiłem zrobić z tego stały dział na blogu – planuję dodawać kolejne wpisy za każdym razem, kiedy skończę malować, powiedzmy, pięć albo dziesięć modeli. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na chwilę obecną wygląda na to, że siedzenie z pędzelkiem w trzęsącej się ręce daje mi całkiem sporo frajdy, a poza tym – oczywiście nie popadając w samozachwyt – jestem naprawdę zadowolony z tego, jak to wygląda. Nie zrozumcie mnie źle: dobrze wiem, że na razie potrafię bardzo niewiele, ale byłem święcie przekonany, że moje pierwsze podejście do malowania  skończy się o wiele gorzej.

Zamieszczone tu (i w kolejnych odcinkach cyklu) zdjęcia to taka moja publiczna automotywacja. Poza tym, i może chodzi mi przede wszystkim właśnie o to, zawsze jest szansa, że ktoś napisze coś w rodzaju: „Robisz to źle, spróbuj tak i tak”, albo: „Fajne to masz, ALE...”.

Na razie maluję raczej „na czuja”. Zanim w ogóle pojawiły się u mnie pierwsze farby, przeczytałem i obejrzałem całkiem sporo poradników i próbuję stosować się do rad ich autorów, ale różnie z tym wychodzi. Jeśli coś nie idzie po mojej myśli, głównie improwizuję (ewentualnie wpadam w panikę). Po tych pięciu modelach przynajmniej zaczynam powoli rozumieć, o co chodziło we wspomnianych poradnikach – zawsze wygląda to inaczej, kiedy już spróbuje się zabrać za coś samemu.

Na pierwszy ogień poszły modele z pewnej abstrakcyjnej gry logicznej udającej klimatycznego bitewniaka (hłe, hłe, musiałem) – czyli Malifaux. Nie chciałem zaczynać od niewielkich i mało szczegółowych figurek z części posiadanych przeze mnie planszówek, jakoś nie ciągnęło mnie też do malowania Blood Rage, padło więc na tytuł od Wyrd Games. Mam jeszcze Operation: Red Veil do Infinity oraz całkiem sporo modeli do Guild Balla, ale to właśnie te z Malifaux posiadają najmniej detali, przez co na początek wydają się najłatwiejsze do malowania (no i jest tam wiele potworów, dzięki czemu nie trzeba przejmować się na przykład ludzką skórą – na zombiaku mogę napaćkać byle co i udawać, że przecież tak miało być).

Staram się wybierać kolory pasujące do ilustracji z gry, ale z drugiej strony, nie mam zamiaru kurczowo trzymać się tych wytycznych. Dobra zabawa przede wszystkim! 

...a może przy okazji umiejętności przyjdą same.

tekst: Michał Misztal, zdjęcia: Magdalena Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u