Metody Marnowania Czasu: Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Sierpień 2018

sobota, 1 września 2018

Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Sierpień 2018

Vampire: The Eternal Struggle
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

18 partii w 5 tytułów (ostatnio: 18 partii w 4 tytuły)

Najwięcej partii: Vampire: The Eternal Struggle (9)

3 lata po poprzednim takim turnieju w Polsce, ponownie udało mi się pojechać do Warszawy na mistrzostwa Europy w moją ulubioną grę - 3 dni rzucania kartami po stole, czego chcieć więcej? Może na przykład zajęcia dobrego miejsca. W piątek nie wyszło, ale za to w sobotę zająłem 25 miejsce na 125 uczestników i dostałem się do pierwszej czterdziestki graczy walczących o tytuł mistrza Europy. I chociaż następnego dnia przerżnąłem absolutnie wszystko, cieszę się jak dziecko z mojego sobotniego wyniku i z samego udziału w turnieju. Lepszej zabawy związanej z grami bez prądu chyba jeszcze w tym roku nie miałem, a jakby tego było mało, chęć grania w The Eternal Struggle wróciła u mnie ze zdwojoną siłą. Zresztą, nie tylko u mnie, więc pod koniec września gramy turniej w Częstochowie. Teraz przydałoby się jeszcze rozruszać coś lokalnie. Trochę już straciłem nadzieję, ale hej, w powrót Vampire'a do druku też za bardzo nie wierzyłem, a jednak się udało.

Nowości: Rex: Final Days of an Empire (1), Space Hulk: Death Angel (2)

Rex: Final Days of an Empire
Rex: Final Days of an Empire: Spodziewałem się czegoś bardzo dobrego. Po pierwsze dlatego, że przeczytałem niejedną entuzjastyczna opinię o Rexie, a po drugie: kosmos, asymetryczna rozgrywka, negocjacje - byłem kupiony już na starcie. Niestety, wynudziłem się dość mocno. Nie znaczy to, że Final Days of an Empire to słaba planszówka, mowa tu o zbyt złożonym tytule, by pisać tego typu rzeczy po jednej rozgrywce. Zdaję sobie sprawę z tego, że to, co mi się nie podobało, wynikało w dużej mierze z naszej niewiedzy, jak skutecznie grać. Nie będę więc narzekał na to, że zdolności części raz wydają się przegięte, a inne średnio przydatne, bo to jak jęczenie po pierwszej partii w Chaos w Starym Świecie, że nie da się pokonać Khorne'a. Piszę jedynie o swoich wrażeniach, a te są takie, że nie za bardzo mam ochotę usiąść do Rexa po raz kolejny, przynajmniej w najbliższym czasie. Co do naszej rozgrywki: graliśmy w 6 i, nie mając pojęcia, jakie strategie są najlepsze, po prostu zrobiliśmy sojusz 3 graczy, na co pozostała trójka odpowiedziała swoim sojuszem. No i przesuwamy żetony po planszy, podgryzamy się nawzajem, tu ktoś coś zdobywa, tam traci. Wreszcie kończy się ostatnia runda, nikt nie spełnił warunku zwycięstwa, więc okazuje się, że wygrała osoba, z którą byłem w sojuszu, a tym samym cały nasz sojusz... ale jednak nie, bo inny gracz, używając zdolności swojej rasy, przewidział, że do tego dojdzie, więc wygrał on.

Zdaję sobie sprawę, że znając niuanse Rexa, wszelkie motywy i motywiki, można wygrać szybciej i ogólnie grać o wiele bardziej świadomie, próbując osiągnąć konkretne cele. Tak czy inaczej, moje wnioski po naszej pierwszej partii są takie: w ogóle nie czułem, że skutecznie dążymy do wygranej, a mimo to wygralibyśmy, gdyby nie zabawa w zgadywankę naszego przeciwnika, który, swoją drogą, też nie dążył zbyt skutecznie, żeby doszło do tego, co "przewidział". Tak się po prostu stało, a po wszystkim trochę żałowałem poświęconego na ten tytuł czasu. 4,5 godziny (wiem, bawiliśmy się zdecydowanie za długo) przepychania się po planszy tylko po to, żeby wygrał gracz, który sobie coś tam zgadł. A nawet gdyby nie zgadł, wśród wygranych byłbym ja, zupełnie bez sensu, tylko dlatego, że byłem w sojuszu z odpowiednią rasą - też nie dałoby mi to żadnej satysfakcji.

I to jest właśnie mój największy problem z Rexem. Lubię, gdy gra (choćby na początku nie przypadła mi do gustu lub choćbym grał zupełnie na oślep) pozostawia mnie z jakimikolwiek emocjami. Tutaj, kiedy okazało się, kto wygrał, mogłem tylko wzruszyć ramionami oraz stwierdzić: Aha...

Guild Ball
Space Hulk: Death Angel: I tutaj nie mam pojęcia, jak grać. Nie ma też co ferować wyroków, ale pierwsze wrażenie jest takie, że najbardziej niszczy tu marzenia losowość, przede wszystkim rzuty kostką. Wydaje mi się, że choćbym był ograny, wiedział, które kombinacje drużyn są najlepsze i doskonale planował swoje ruchy, jeśli nie będą mnie kochać karty wydarzeń oraz kostka (o co nie jest szczególnie trudno), i tak jestem w dupie. Na razie jednak do stanu bycia ogranym jest bardzo daleko, więc jeszcze zobaczymy, jak będzie dalej. To znaczy, o ile będę miał jeszcze ochotę w to grać, bo na razie jestem zdania, że owszem, być może całkiem to niezłe, ale nie mogę powiedzieć, żebym był czymkolwiek zachwycony.

Nowość miesiąca: Nie ma - na ten zaszczytny tytuł trzeba sobie zasłużyć...

Stale na stole: Gloomhaven (1), Guild Ball (5)

Gloomhaven: Ostatnio 7 rozgrywek i spory entuzjazm, tym razem tylko jedna. Mimo wszystko nie ma co dramatyzować, po prostu sierpień był dla nas miesiącem urlopu, kilku wyjazdów i obijania się niekoniecznie przy stole z planszówką. Żeby znowu regularnie grać w Gloomhaven, paradoksalnie chyba musimy wrócić do pracy.

Rozczarowanie miesiąca: Na szczęście brak.

Zaskoczenie miesiąca: Nadal nie wierzę, że zagrałem aż 9 razy w Vampire'a.

Vampire: The Eternal Struggle
Gra miesiąca: Vampire: The Eternal Struggle

Pojawiły się na półce: Nic się nie pojawiło... i bardzo dobrze. Za dużo nieogranych planszówek.

Niedawno poszły w świat: Też nic, ale myślę, że wkrótce będę chciał pozbyć się This War of Mine.

Krótkie podsumowanie: 18 partii to może niewiele, ale nieważne, było trzydniowe granie w Vampire'a, więc nie mogło być lepiej.

Plany na przyszłość: Zagrać w Lords of Hellas (czyli kopiuj-wklej z planów z czerwca... i lipca), w końcu przysiąść do Kill Teama. Pojechać na wspomniany wcześniej turniej w Częstochowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u