Metody Marnowania Czasu: Cthulhu Wars [pierwsze wrażenia]

czwartek, 3 stycznia 2019

Cthulhu Wars [pierwsze wrażenia]


Jakiś czas temu wreszcie udało mi się dorwać Cthulhu Wars, co już samo w sobie jest na swój sposób niezłym wyczynem. Tytuł raczej przypadł do gustu mojej planszówkowej grupie i wygląda na to, że powoli będziemy ogrywać to monstrum. Na razie mam za sobą trzy partie i następujące wnioski/przewidywania/przypuszczenia: 

– Wielkie pudło rzeczywiście zawiera grę, nie zaś kilkadziesiąt figurek udających planszówkę. Zdaję sobie sprawę, że cały ten plastik może sprawiać wrażenie taniego* chwytu mającego zasłonić brak jakichkolwiek podstaw, by dziecko Petersena dało się uznać za rzecz działającą i solidną, ale to nie tak. Cthulhu Wars można lubić lub nie, można dyskutować o tym, czy to wszystko jest warte swojej ceny, ale niezaprzeczalnie nikt nie próbuje tu nikogo nabrać.


– Jeszcze przed pierwszą rozgrywką czytałem kilkukrotnie, że Cthulhu Wars jest grą niebezpiecznie podobną do Chaosu w Starym Świecie. Były też głosy przeczące temu stwierdzeniu i ja również chciałem krzyknąć TO NIE TAK, ale… cóż, nic nie poradzę, że zabawa w Wielkich Przedwiecznych bardzo mi Chaos przypomina. Są oczywiście różnice, dzięki którym nie ma mowy o bezczelnym plagiacie, ale cały trzon rozgrywki (akcje za punkty mocy, źli bogowie niszczący świat, asymetryczne frakcje) brzmi bardzo znajomo. Ile dokładnie jest Chaosu w Cthulhu Wars to temat na kiedy indziej, w każdym razie przesuwanie po planszy potworów z mackami z pewnością jest bliższe dewastowaniu Starego Świata niż (skądinąd też przecież z Chaosem porównywany) Blood Rage

– Cthulhu Wars to z pewnością gra znacznie szybsza i prostsza do wytłumaczenia od Chaosu, natomiast nie uznałbym jej za mniej złożoną. Nauka kierowania poszczególnymi frakcjami z pewnością zajmie sporo czasu: strony, w które możemy się wcielić, bardzo się od siebie różnią, nie można też zarzucić im prostolinijności. Może wbrew moim oczekiwaniom wachlarz możliwości szybko się wyczerpie, ale na razie podoba mi się to, że rozgrywki za każdym razem wyglądają inaczej. Ktoś bierze Yellow Sign, wyrabiamy sobie opinię: aha, czyli tak to działa, tyle że w kolejnej partii gra tym ktoś inny i w ramach dokładnie tych samych zdolności robi zupełnie inne rzeczy. Jest bardzo dobrze, choć nie przesadzałbym z entuzjazmem – to wciąż etap uczenia się gry i powolnego przyswajania, co i jak; być może już niedługo nie będzie aż takich niespodzianek. Ekspertem od Chaosu nie jestem, nie chcę też zarzucać temu tytułowi dawania mniejszego pola manewru graczom, ale mimo wszystko nie zauważyłem tam aż takiej swobody działania.


– Znowu o Chaosie: na razie mam wrażenie, że to dzieło Langa wygrywa, jeśli chodzi o klimat. Wiecie, plansza imitująca ludzką skórę, przeciwstawiający się złu bohaterowie i chłopi próbujący bronić poszczególnych regionów – tam naprawdę czułem, że niszczę i plugawię świat. W Cthulhu Wars po prostu robimy konkurs, kto nabije więcej punktów. Dlaczego? Bo tak. Paradoksalnie, na obecnym etapie znajomości z obiema wyżej wymienionymi planszówkami, Cthulhu Wars daje mi większą frajdę z rozgrywki oraz kombinowania, natomiast Chaos w Starym Świecie lepiej oddaje to, co właściwe mamy robić w grze. Z drugiej strony, w Cthulhu Wars jest więcej macek, więc o czym w ogóle dyskutujemy? 

– Absurdalnie duże figurki są tu rzecz jasna zupełnie zbędne, tak jak właściwie w każdej innej grze tego typu, która nie stawia na żetony jak Battle for Rokugan. Wbrew pozorom nie jest to plastik najwyższej jakości, ale też nie ma tragedii – a skoro już mamy te zbędne figurki, używajmy ich, bo stawianie na planszy Wielkich Przedwiecznych to kupa frajdy i zabawy. Nie wszystkie komponenty są aż tak imponujące, na przykład plansza odnotowująca punkty to żart przypominający Valhallę z Blood Rage, nie ma tu więc szału pod każdym względem. 


– Na razie jest bardzo dobrze, na tyle dobrze, że mam już w domu pudło z napisem Great Old One Pack I, jeden z pierdyliarda dodatków do Cthulhu Wars, czekam też na powiadomienie, że w paczkomacie znajdują się dwie kolejne frakcje. Nie mam wątpliwości, że w recenzji trochę sobie ponarzekam, nie wiem też, czy po kilku kolejnych partiach nie stwierdzę, że nie, jednak się pomyliłem i nuda, cały czas robimy to samo, ale liczę na to, że nie. Na pewno dam znać i mam nadzieję, że dam znać szybko – już mam ochotę na kolejną mackową rozpierduchę.

tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.

*słowo „tani” w odniesieniu do Cthulhu Wars pasuje po prostu idealnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u