Po kilku miesiącach przerwy nadszedł czas na pokonanie kolejnego scenariusza do T.I.M.E Stories, tym razem zabierającego nas do Hollywood lat osiemdziesiątych zeszłego stulecia. Umówmy się, byliśmy już dzięki tej planszówce w bardziej odległych i egzotycznych miejscach, ale nie powiem, że nie brzmi to ciekawie. I może wreszcie dowiemy się, co tam nowego w związku z głównym wątkiem?
W tekście postaram się nie zdradzać niczego, co mogłoby popsuć niespodziankę komuś, kto w Aleję Gwiazd jeszcze nie grał.
Zaczynamy:
– Aleja Gwiazd przenosi nas do czasów dla graczy niemal współczesnych (szczególnie w porównaniu choćby z takim starożytnym Egiptem) i bardzo wyraźnie nawiązuje do pewnych wydarzeń, które miały miejsce naprawdę – nawet nazwiska biorących w nich udział postaci brzmią bardzo podobnie do swoich pierwowzorów. Scenariusz oferuje więc tematykę bardziej dorosłą i poważniejszą: gracz wie, że nie jest to historia całkowicie wymyślona, przez co może reagować na rozwój historii trochę inaczej niż spotykając fikcyjne postacie w pełnej zombiaków alternatywnej rzeczywistości. Oczywiście wszystko to jest jak zwykle ubrane w przygodę polegającą na naprawie anomalii czasowych, ale nie jest to przygoda szczególnie wesoła. To chyba najbardziej ponury z dotychczasowych scenariuszy do T.I.M.E Stories; jest brutalnie, po raz pierwszy (poprawcie mnie, jeśli źle zapamiętałem) pojawiają się wulgaryzmy, siedzący przy planszy prawdopodobnie szybko zorientują się, co jest grane, a wszystko to sprawia, że do Alei Gwiazd miałem podejście o wiele bardziej „na serio” niż do poprzednich odsłon tego tytułu.
– Natknąłem się w Internecie na dyskusję: czy tego rodzaju oparte na faktach wydarzenia wypada przenosić do z założenia rozrywkowej czynności, jaką jest granie w planszówkę? Nie miałem z tym szczególnych problemów – scenariusz od początku daje do zrozumienia, że nie traktuje tej opowieści z przymrużeniem oka. Nie jest to może powaga, którą możemy spotkać w This War of Mine, ale nikt nie robi tu sobie z niczego żartów. O czym wypada, zaś o czym niby nie wypada robić planszówki, to zresztą temat na dłuższą dyskusję, ale generalnie uważam, że nie ma powodu, dla którego w tym konkretnym przypadku należałoby się ograniczać.
– Tym razem nie ma łamigłówek. Żadnych. Jako gracz, który zwykle ma z nimi najwięcej problemów (poza tą ze Światła wiary), z jednej strony się cieszę, a z drugiej… tak naprawdę nie ma drugiej strony, bo na brak tego rodzaju zagadek zwróciłem uwagę dopiero dzień po ukończeniu Alei Gwiazd. Nie ma też nowych mechanik, za to jest ciekawy sposób opowiedzenia całości, o którym nie napiszę ani słowa, żeby nie psuć nikomu zabawy. Podobne patenty były w T.I.M.E Stories już wcześniej, nie jest to więc żadna nowość, ale odnotowuję, że pomysł ten znowu został odpowiednio wykorzystany.
– Aleja Gwiazd to bardzo dobrze opowiedziany i skonstruowany scenariusz. Pewnie dlatego z początku nawet nie zauważyłem braku łamigłówek: za dobrze się bawiłem i byłem za bardzo pochłonięty historią. Jest naprawdę ciekawie, z kilkoma nożami w plecy dla graczy (dwie sytuacje, kiedy byliśmy pewni, że coś zadziała tak, jak myśleliśmy, że zadziała – w drugim przypadku nie udało nam się przez to ukończyć scenariusza w drugim skoku, co rzecz jasna nie ucieszyło Boba), interesującą fabułą oraz, owszem, tematyką. Dzięki tym rzeczom Aleja Gwiazd to jeden z lepszych dodatków do T.I.M.E Stories – dla mnie to podium razem z Proroctwem Smoków i Tajemnicą Maski, przy czym chyba nie umiałbym powiedzieć, jakie konkretnie miejsce zająłby każdy z tych scenariuszy.
– Jedna uwaga, nie po raz pierwszy i obawiam się, że nie ostatni: co z głównym wątkiem?! Ile można czekać, aż wreszcie będzie wiadomo coś więcej? Czy to wszystko rzeczywiście do czegoś prowadzi, czy jest jedynie zbędnym i mydlącym graczom oczy urozmaiceniem? Pod koniec Światła wiary podjęliśmy zostaliśmy wmanewrowani w podjęcie pewnej, wydawałoby się, ważnej decyzji, tymczasem w najnowszym wydanym po polsku dodatku na ten temat znowu cisza. Jest jeden „smaczek” nawiązujący do głównego wątku, ale to tak naprawdę rzecz zupełnie pozbawiona znaczenia. Trochę opadają ręce, bo kiedy poznamy dalszy ciąg – w kolejnym scenariuszu, czy może jeszcze później, za kilka/kilkanaście miesięcy?
Jako kontynuacja szerszej historii Aleja Gwiazd nie sprawdza się w ogóle. Na szczęście jako pojedynczy scenariusz to jedna z najlepszych rzeczy, jakie dało mi T.I.M.E Stories. Warto było dotrzeć aż tutaj, zobaczymy, co będzie dalej.
tekst: Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz