Co tam czytam? to efekt chęci dzielenia się wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji. Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych, napisanych na szybko zdań, czasem o jednym tytule, czasem o kilku, o serii, albumie lub o pojedynczym zeszycie, tak często lub tak rzadko, jak będzie mi się chciało.
Oczywiście nie wszystkie lalki są straszne... niektóre są PRZERAŻAJĄCE. A tak serio: po Basketful of Heads (komiksie niezłym, ale bez szału) sprawdzam dalej, z czym się je to całe Hill House Comics. I wygląda na to, że po dwóch zeszytach The Dollhouse Family > obcinanie głów magicznym toporem. Jest niepokojąco, jestem zaciekawiony, chcę więcej. Interesujące okładki. Kadry kojarzą mi się ze starym (i nie tylko takim znowu starym, że wspomnę o The Unwritten, serię, za którą zabrałem się niedawno) Vertigo, ale w końcu to Peter Gross. Fabuła? Mała Alice dostaje w spadku niezwykły (It's insane. I've never seen that level of detail on a toy.) domek dla lalek, tyle że, co niepokoi jej ojca, poprzednimi właścicielami "zabawki" byli szaleni członkowie rodziny matki dziewczynki. Koniec końców gość ma jednak na głowie ważniejsze rzeczy, takie jak chlanie albo bicie swojej kobiety. Tymczasem okazuje się, że Alice jest w stanie, za pomocą zaklęcia, przenieść się do środka domu dla lalek i bawić się razem z jego mieszkańcami. Lata mijają, zabawa z lalkami zapewnia sielankę, w przeciwieństwie do pogarszającej się sytuacji w rodzinie, aż w końcu dziewczyna dowiaduje się o nieznanym jej dotychczas pomieszczeniu w domu dla lalek – Czarnym pokoju – który potrafi mówić, a co więcej, stwierdza, że może powstrzymać jej ojca – oczywiście nie za darmo. To zresztą dopiero początek i tylko jeden z dwóch głównych wątków, dzieje się tu trochę więcej. Po pierwszych dwóch zeszytach The Dollhouse Family zdecydowanie daje radę.
Przeczytałem The Invisibles, zresztą po raz trzeci... no, po raz drugi-i-pół, bo przy pierwszym podejściu, mniej więcej dekadę temu, odpadłem jakoś w połowie. I nawet w tej chwili bałbym się brać za cokolwiek przypominającego recenzję tej serii. Znowu miałem wrażenie, że przez dłuższy czas wszystko rozumiem powiedzmy, że nadążam za fabułą i ogólnie wiem, o co chodzi (cały Volume 1 i większość Volume 2), jednak im bliżej finału, tym gorzej. Do momentu, kiedy łapałem, co się dzieje, byłem zachwycony, później też, ale jednocześnie narastało we mnie poczucie bezsilności wobec magnum opus Morrisona. Tak czy inaczej, The Invisibles to niesamowity, niewiarygodnie pojebany komiks, który powinien zostać wreszcie wydany w Polsce, natomiast jeśli ktoś jeszcze nie zna tego tytułu i nie ma problemu z lekturą w języku angielskim, naprawdę polecam spróbować. Wiem, że łatwo będzie się odbić, bo to na pewno nie jest niezobowiązujący komiksik do poczytania na kibelku, ale jednocześnie to jedna z nawet jeśli nie najlepszych, to niewątpliwie najciekawszych rzeczy ze stajni Vertigo. Najlepszych pewnie też.
KILLADELPHIA #1-3 [Rodney Barnes & Jason Shawn Alexander]
Wspominałem kiedyś, że lubię wampiry? Na pewno. Tyle że jakoś nie trafiłem na zbyt wiele dobrych komiksów z ich udziałem, ale na szczęście Killadelphia ma szansę zostać jednym z tych ciekawszych. Na razie jest w porządku: mroczny klimat, cieszące oko, realistyczne ilustracje, no i wygląda na to, że krwiopijcy zostali przedstawieni w tej historii "po bożemu", nie tak jak tutaj albo tutaj. A o co chodzi? Otóż w Killadelphii wampiryzm został sprowadzony do Stanów Zjednoczonych przez... Johna Adamsa, ich byłego prezydenta, który (nie)żyje do dziś i wygląda na to, że po wielu latach ukrywania się oraz produkowania lubiących krew sprzymierzeńców, ma zamiar wreszcie pokazać światu, kto tu rządzi. Tymczasem James Sangster, policjant, przyjeżdża do Filadelfii, by pochować swojego zamordowanego ojca, również policjanta... który, jak się okazuje, na pewnym etapie swojego śledztwa dowiedział się o wiele za dużo, ale jednak nie został tak do końca zamordowany, za to lepiej, żeby unikał dziennego światła. Ciekawy początek, będę czytał dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz