Metody Marnowania Czasu: Metody Marnowania Czasu 1/2023: Armada, tom 9 | Mąż mojego brata, tom 1 | One Piece, tom 44 | Eufrat i Tygrys | Persona 5 Royal

środa, 29 listopada 2023

Metody Marnowania Czasu 1/2023: Armada, tom 9 | Mąż mojego brata, tom 1 | One Piece, tom 44 | Eufrat i Tygrys | Persona 5 Royal

Czy właśnie, w dodatku nie po raz pierwszy, zaczynam coś nowego, co najprawdopodobniej przeżyje kilka/kilkanaście wpisów, a następnie umrze śmiercią naturalną? Jeszcze jak! Z Komiksowymi Podsumowaniami Tygodnia nie do końca wyszło, to teraz pobawię się w coś podobnego, ale nieregularnie (bo konieczność wrzucania wpisu co siedem dni, czasem na siłę, nie jest czymś dla mnie) i bardziej ogólnie. Już nie tylko na temat komiksów, ale też na przykład o planszówkach albo grach na ekranie – czyli o kolejnych rzeczach, na których zupełnie się nie znam.

PRZECZYTANE


ARMADA, tom 9: Pułapka [Jean-David Morvan & Philippe Buchet | Egmont]: Navis powoli staje się postacią, którą bardzo trudno polubić. Kimś, kto zawsze uważa, że wie lepiej od innych, jak należy postępować, wbrew dobrym radom/poleceniom sprzyjających jej osób zawsze podejdzie do sprawy po swojemu, ku jej wielkiemu zaskoczeniu wyłącznie po to, by koncertowo ją spierdolić. Ale to nieważne, bo wszyscy wokół i tak będą ją pocieszać i wmawiać jej, że nic się nie stało, albo że to nie jej wina, przez co nigdy niczego się nie nauczy ani nie wyciągnie żadnych wniosków. Zrobiła tak w Ludzkiej naturze, poprzednim tomie Armady, a tym razem popisała się jeszcze bardziej, doprowadzając do śmierci tysięcy istot. Wielkie rzeczy, każdemu się może zdarzyć... a tak poważnie, mam nadzieję, że po tych wyczynach ktoś wreszcie przemówi jej do rozumu oraz wyciągnie konsekwencje. Pomijając irytującą główną bohaterkę, sam tom na stałym, dobrym poziomie, intryga cały czas się zagęszcza i chętnie sprawdzę, w jakim kierunku to wszystko zmierza.


MĄŻ MOJEGO BRATA, tom 1 [Tagame Gengoroh | Studio JG]: Swego czasu przeczytałem całość po angielsku, czas, by w domu znalazła się polska wersja tej obyczajowej mangi. To historia o Yaichim, którego brat bliźniak niedawno zmarł, a teraz odwiedza go Kanadyjczyk Mike, czyli tytułowy mąż jego brata. Łatwo się domyślić, że główny bohater nie jest na to przygotowany i nie ma pojęcia, jak zachować się w zaistniałej sytuacji, a tym bardziej, w jaki sposób wytłumaczyć to wszystkie swojej córce Kanie (swoją drogą, jednemu z najfajniejszych dzieciaków, z jakimi miałem styczność w komiksach). Jeszcze zanim brat Yaichiego wyprowadził się do Kanady, kontakt bliźniaków zdążył się urwać, więc główny bohater w jakimś stopniu poznaje swojego brata na nowo dzięki Mike'owi. Świetna seria, wzruszająca, sympatyczna, ciepła, mądra i przedstawiająca/wyjaśniająca pewne sprawy bardzo nienachalnie oraz naturalnie. Choć nie brak tu smutnych wątków, dla mnie to historia z gatunku "czytasz i czujesz się dobrze". Kupiłem pierwszy tom dla mojej Magdy, bo chciałem, żeby poznała ten tytuł, ale kiedy sam zrobiłem sobie powtórkę, jak najszybciej nabrałem ochoty na ponowne doczytanie reszty. Świetna rzecz.


ONE PIECE, tom 44: Wracajmy [Eiichiro Oda | JPF]: Nie pisałem o tej mandze od dość dawna  ostatnim tomem, o którym wspominałem, był 31, "Jesteśmy tutaj". No i wiele się w międzyczasie zmieniło, w tym sensie, że jaram się przygodami Luffy'ego i spółki jeszcze bardziej niż wtedy, czego w życiu bym się nie spodziewał po lekturze pierwszego tomu i moim kręceniu nosem na jego temat. Gdzieś tak od 34 odsłony serii trwa wielka przygoda związana z miastem Water 7, bardzo rozbudowana i moim zdaniem najlepsza ze wszystkiego, co widzieliśmy tu do tej pory. Całość kręci się wokół Nico Robin, mojej ulubionej postaci ze słomkowej załogi. Ma interesującą przeszłość (żeby było jasne: nie ona jedyna), cel związany z tym, co lubię w One Piece najbardziej, czyli odkrywanie zapomnianej (a raczej utajnionej) przeszłości, a w dodatku chyba jedynie ona nigdy nie była pokazywana jako żart i obiekt kpin. Obecna opowieść powoli dobiega końca, zaś nasza pani archeolog przestała być aż tak tajemnicza, jak wcześniej, ale nadal chcę o niej czytać. Może nie tylko, jednak na pewno przede wszystkim. Nie żeby Nico Robin była jedyną dobrą rzeczą w tej serii, bo Eiichiro Oda pokazał już dawno, że pomimo wszechobecnej głupkowatości, umie składać epickie rzeczy i dowozić je od początku do końca.

POGRANE

PLANSZÓWKI


EUFRAT I TYGRYS: Zagrałem w tę planszówkę po raz trzeci w życiu, po dwuletniej przerwie  bo tak to już niestety jest, że kiedy na półce leży sporo pudeł z grami, część siłą rzeczy się kurzy... nawet, jeśli są tak dobre jak Eufrat i Tygrys. Świetna sprawa, swego czasu ciąłem w to sporo na telefonie (aplikacja zdaje się już nie działa i nie da się pobrać jej ponownie), ale wiadomo, że na żywo jest o wiele lepiej. W ogromnym skrócie, rozbudowujemy swoje królestwa, najeżdżamy innych, co rusz zmieniając krajobraz na planszy, a przy tym wszystkim zbieramy cztery rodzaje punktów, tyle że do naszego finałowego wyniku będzie liczył się wyłącznie ten rodzaj, którego mamy najmniej. Reiner Knizia, genialnie przemyślana mechanika, prosta, jednak wymagająca wytężonego móżdżenia (pewnie dlatego ciągle przygrywam z moją żoną), mimo wieku tego tytułu, wciąż niezwykle oryginalna zabawa. Na pewno jedna z kilkunastu najlepszych planszówek, w jakie grałem. A przy okazji, dawno nie aktualizowałem swojej listy tych ulubionych...

GRY NA EKRANIE


PERSONA 5 ROYAL: Nie żebym nie miał w co grać. Niedawno przeszedłem Vampire Survivors (choć wiadomo, że nie w stu procentach, odkrywania mam tam jeszcze masę) i Shadowrun Returns, w pociągu męczę się z Morbid: The Seven Acolytes (bo dość toporne, jednak uparłem się, że chcę przejść), z dużych RPGów na ukończenie czekają między innymi pierwsze Ni no Kuni oraz jedynka Xenoblade Chronicles (przy każdym z tych dwóch tytułów siedziałem jakieś 20 godzin). Powtórzę: nie żebym nie miał w co grać, ale piątą Personę kupiłem tak czy inaczej. I jestem zachwycony.

Tak w skrócie, to historia o licealistach, którzy odkryli możliwość przejścia do innego świata, do tak zwanych Pałaców, które powstają, gdy ktoś w okolicy jest bardzo złym człowiekiem. Pałac jest odzwierciedleniem jego złych żądz, a nasi bohaterowie udają się tam, by naprawiać serca złoczyńców, a konkretnie ich wersji w prawdziwym świecie. Przykładowo, na starcie naszym przeciwnikiem jest wuefista uczący w szkole, do której chodzimy, a jego wersja Pałacu to zamek, w której nauczyciel jest królem bawiącym się na przykład w torturowanie swoich uczniów. I choć "zły wuefista" nie brzmi pewnie zbyt ciekawie, a wręcz zabawnie, gra często porusza poważne i ciężkie tematy, a głupkowatego humorku jest w niej niewiele.

Mamy więc intersujący pomysł, wciągającą fabułę, ciekawe postacie, przygrywającą naszym poczynaniom udaną muzykę, a my, poza infiltrowaniem Pałaców, rozbudowujemy relacje z resztą drużyny oraz naszą główną postać, czy to ucząc się, oglądając filmy, czytając książki, ćwicząc, czy robiąc jeszcze inne rzeczy – możemy nawet mieć dorywczą pracę. Albo prać swoje ubrania. Zdaję sobie sprawę, że część z tych czynności raczej nie brzmi zbyt porywająco, ale całość działa i jest bardzo dobrze napisana. W drugim świecie (który tutaj nazywa się Multiverse) rozwiązujemy zagadki oraz walczymy, trochę sami, ale głównie za pomocą tytułowych Person (czyli wspomagających nas, obdarzonych nadprzyrodzonymi zdolnościami istot), które też możemy oczywiście rozwijać. Dodam jeszcze, że na robienie tych wszystkich rzeczy mamy ograniczony czas, nie jest więc tak, jak zazwyczaj dzieje się w tego typu grach, że ktoś czegoś od nas chce i potem czeka w nieskończoność, aż łaskawie zechce nam się tym zająć. Każdego dnia możemy zająć się jedynie określoną liczbą spraw, przez co musimy to sobie odpowiednio rozplanowywać. A sama historia zaczyna się od tego, że nasza postać zostaje aresztowana i jest przesłuchiwana, zaś wydarzenia w grze to właśnie historia, którą opowiada na komisariacie. 

Dawno nic mnie tak nie wciągnęło. Zazwyczaj mam tak, że coś sobie uszczknę, pogram krótszą lub dłuższą chwilę, potem wracam albo i nie. Tutaj mam za sobą 25 godzin i nie ruszam niczego innego, nie licząc pstrykania w pociągu. Wydaje mi się, że będę grał do skutku, bez przerw na inne rzeczy. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, byłby to brak nie tyle otwartego świata, bo zdaję sobie sprawę, że nie w każdym RPGu muszę mieć ogromną mapę jak w Falloucie czy Wiedźminie, ale... no, tutaj idziemy jak po sznurku i mam wrażenie, że moje decyzje mają znikomy wpływ na rozwój fabuły. Owszem, zamiast spotykać się z jedną postacią, mogę pogadać z inną albo poczytać książkę, by podbić sobie na przykład wiedzę, ale umówmy się, nie ma to w zasadzie żadnego znaczenia. Chyba, że się mylę i jeszcze się zdziwię. Przede mną jakieś 75 godzin, więc zobaczymy. Ta jedna rzecz nie przeszkadza mi aż tak bardzo, żebym każdego dnia nie miał ochoty usiąść do tej gry choć na chwilę – a zazwyczaj na zdecydowanie dłużej. 

tekst: Michał Misztal, ilustracja: Paweł Koller

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u