Metody Marnowania Czasu: Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Listopad 2017

wtorek, 5 grudnia 2017

Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Listopad 2017

Malifaux
16 partii w 6 tytułów (ostatnio 20 partii w 9 tytułów)

Najwięcej partii: Guild Ball (7)

Co tu dużo pisać, ostatnio to jedna z moich ulubionych gier i staram się siadać do niej przynajmniej raz w tygodniu. Tym razem udało się częściej i bardzo dobrze! Recenzja tutaj, od kiedy powstała, niewiele się zmieniło, ale i tak chciałbym pisać o Guild Ballu bardziej regularnie... może wrócę ze sprawozdaniami z meczów? Problem polega na tym, że po tylu rozgrywkach (na chwilę obecną mam ich na koncie 50) czasem nie pamiętam już, co działo się podczas danej partii, ale spróbuję jakoś okiełznać to w swojej głowie i od czasu do czasu wystukać parę zdań na klawiaturze.

Nowości: Malifaux (2), Star Realms (3), Studium w Szmaragdzie (1)

Malifaux: Bardzo, bardzo mieszane uczucia. Miałem wiele obaw i po pierwszej rozgrywce wydawało mi się, że jest lepiej, niż myślałem, i muszę tylko nauczyć się grać szybciej, bo całość zajęła nam 3,5 godziny. Po takim czasie wymęczyłaby mnie większość tytułów, nawet takich, które uwielbiam. Niestety, po drugiej rozgrywce (tym razem trwała ponad 4 godziny i z tego powodu chyba nie siądę już do do tej gry bez zegara) powoli zacząłem uświadamiać sobie, co w tym bitewniaku absolutnie mi nie odpowiada (choć nie wykluczam, że jeszcze się to zmieni). Generalnie, dwa największe atuty Malifaux, o jakich tyle się nasłuchałem i naczytałem, to karty zamiast kości oraz jawne i ukryte cele sprawiające, że partia niekoniecznie musi polegać na radosnym wycinaniu w pień jednostek przeciwnika. Pierwszą z tych rzeczy uważam za bardzo ciekawą, zmuszającą do rozważnego zarządzania ograniczonymi zasobami mechanikę (tylko błagam, nie mówcie mi, że karty nie potrafią dokumentnie spieprzyć testu tak samo, jak w innych tego typu grach mogą to zrobić kości). Jawne i ukryte cele? Pomysł dobry, realizacja taka sobie. Większość tych, które przychodzą mi w tej chwili do głowy, zamienia Malifaux w abstrakcyjną łamigłówkę - a to ustawiamy żetony w linii prostej, a to ustawiamy żetony w 2 calach od środkowej linii pola bitwy, a to dzielimy pole bitwy na cztery kwadraty i zbieramy punkty, jeśli w bodajże co najmniej dwóch mamy więcej figurek niż przeciwnik, a to po zabitych oponentach pozostają turlające się głowy i kto złapie którąś z nich, zbiera punkty... będąc pełnym dobrych chęci, nie mając problemu z wyobraźnią i biorąc pod uwagę, że jest to gra fantasy z wieloma nieprawdopodobnymi elementami, próbuję wymyślić jakieś logiczne uzasadnienie tych wszystkich rzeczy, które robi się w Malifaux ("Ej! Biegnij tam, za to drzewo, bo tam zaczyna się drugi kwadrat i musi być nas tam więcej od nich!"; "Ale właściwie dlaczego?") i jakoś mi nie wychodzi. Poza tym gra trwa minimum pięć rund (bo tak) i już gdzieś tak w trakcie trzeciej sprawia, że mam dość nieprzyjemne wrażenie żmudnego przeciągania liny. Na początku jest interesująco, potem niemal całkowicie przestaje mnie obchodzić, co się dzieje. Na pewno jeszcze pogram, spróbuję przekonać się do tej gry, zobaczymy.

Guild Ball
Star Realms: Całkiem przyjemne budowanie talii w kosmicznej otoczce. Ciekawe kombinacje, sporo gry w małym opakowaniu, szybkie partie. Zdaję sobie sprawę, że to jedynie podstawka i nie ma co liczyć na nie wiadomo jak skomplikowane zasady (czy nie inaczej było w przypadku Legendary?), a wachlarz możliwości pokażą dopiero dodatki. No i w porządku, na razie czuję się zachęcony, aczkolwiek muszę też przyznać, że jakiegoś wielkiego szału nie ma, zwłaszcza po hymnach pochwalnych na cześć Star Realms, z jakimi spotkałem się przed poznaniem tego tytułu.

Studium w Szmaragdzie: Grałem po pierwszej partii w Malifaux, zmęczony i z mózgiem wywróconym na drugą stronę. Z dość prostych przecież zasad nie zrozumiałem prawie niczego, liczyłem tylko na to, że ktoś nieświadomie wygra mi tę partię za mnie. Udało się, dzięki jednemu z graczy miałem na koniec najwięcej punktów, a wielki Cthulhu nie przestał rządzić światem. Chętnie zagram jeszcze raz, tyle że w będąc w lepszym stanie.

Nowość miesiąca: Star Realms

Powroty: Brak.

Stale na stole: Harry Potter: Hogwarts Battle (1), Legendary: A Marvel Deck Building Game (2)

Recenzja Hogwarts Battle już wkrótce (tak sądzę). Jeśli chodzi o Legendary, powoli ogrywamy dodatki Deadpool oraz X-Men, czyli sama radość.

Rozczarowanie miesiąca: Brak. Nie napiszę, że Malifaux, bo biorę pod uwagę to, że zaledwie dwie rozgrywki to za mało w przypadku takiego tytułu i warto dać mu jeszcze co najmniej kilka szans. Może to po prostu gra nie dla mnie, może już niedługo bardzo mi się spodoba, może jednak jest zwyczajnie słaba i, pogrążony w żalu, dam znać, dlaczego tak uważam. Czas pokaże.

Studium w Szmaragdzie
Zaskoczenie miesiąca: Brak.

Gra miesiąca: Guild Ball wymiata właściwie pod każdym względem.

Krótkie podsumowanie: Ostatnio napisałem: "Słabo, wyjątkowo słabo", no to w listopadzie było jeszcze słabiej. Ale wolę usiąść siedem razy do Guild Balla niż bujać się od słabszego tytułu do słabszego tytułu i cieszyć, że zaliczyłem pierdyliard rozgrywek. Podsumowując, ostatecznie wcale nie wyszło tak źle.

Plany na przyszłość: Udało mi się poskładać Infinity (a 1 grudnia nawet zagrać), zapoznać z Malifaux i Star Realms oraz ukończyć Hogwarts Battle. Kto jest mistrzem realizowania swoich planszówkowych planów? Grudzień to dwa turnieje: Guild Ball (ten tak naprawdę jest już za mną) oraz moja ulubiona gra, Vampire: the Eternal Struggle. Wezmę w nich udział i to chyba tyle, ambitniejszych założeń jakoś nie mam. Pogram, w co będę mógł, i może wyjdzie z tego coś dobrego.

Jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać gdzieś w odmętach Internetu. Z góry dziękuję.

tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u