Whatever Happened to the Man of Tomorrow mówi o tym, jak wyglądałby koniec Supermana, gdyby rzeczywiście miał kiedykolwiek nastąpić. Alan Moore zabrał się do scenariusza z właściwym sobie kunsztem i przemyśleniem każdego szczegółu od początku do końca, czytelnik otrzymuje więc naprawdę dobrą pozycję, nawet jeśli (tak jak ja) nie jest wielkim entuzjastą Człowieka ze Stali. Jeśli zaś nim jest, dostaje paczkę pełną wspomnień i odniesień do historii tej postaci wprost od szalonego geniusza. Moore jak zwykle napisał złożoną historię pełną smaczków, z plejadą bohaterów i antybohaterów, dodatkowo opatrzoną zaskakującym finałem. Zwykli czytelnicy powinni być bardzo zadowoleni, a fani gościa z wielką literą S na klacie mogą się nieźle wzruszyć.
Historia zilustrowana przez Curta Swana, osobę długo związaną z Supermanem, jest tak naprawdę wywiadem, jaki udziela Lois Elliot (znana kiedyś jako Lois Lane) Timowi Crane'owi, reporterowi pracującego dla The Planet. Rozmowa ma dotyczyć ostatnich dni przed zniknięciem i domniemaną śmiercią Supermana. Lois, obecnie żona Jordana Elliota, opowiada o chwilach poprzedzających to zaskakujące wydarzenie, kiedy względny spokój został przerwany niemal jednoczesnym atakiem grupy wrogów Człowieka ze Stali, na domiar złego nie zawsze działających w zwykły dla siebie sposób. Akcja goni akcję, od ataku Bizarro, poprzez ujawnienie ukrytej tożsamości Clarka Kenta (Moore celowo zrobił to w tak zabawny sposób, po którym zastanawiałem się "Ha, czemu przez tyle lat żaden z przeciwników Supermana nie wpadł na coś tak prostego?"), po którym czytamy: "It was him all the time! He just combed his hair and stuck on a pair of glasses! Ha ha ha! What a great gag!", aż do wydarzeń jeszcze gorszych w skutkach. Czytelnik dowiaduje się, co spotkało każdą z bliskich Supermanowi osób. Komiks jest krótki, ale wypełniony po brzegi wydarzeniami złożonymi w całość tak, jak tylko szalony Alan Moore potrafi. Jeśli to naprawdę miałby być koniec Supermana, nie wyobrażam sobie lepszego podsumowania jego przygód. I to mrugnięcie okiem na ostatniej stronie...
We wstępie czytamy, że kiedy Julius Schwartz spożywał śniadanie z Moorem i powiedział mu o trudnych poszukiwaniach scenarzysty do ostatniej historii o Supermanie, Moore wstał, oplótł rękami jego szyję i powiedział, że zabije Schwartza, jeśli ten nie pozwoli mu jej napisać. Widać, że Moore'owi bardzo zależało na tym komiksie, i bardzo dobrze. Żartobliwe (chociaż z takim wariatem jak autor Watchmen chyba nigdy nic nie wiadomo) karalne groźby opłaciły się, skoro między innymi w ich efekcie powstała tak dobra opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz