Metody Marnowania Czasu: Battle Pope [Robert Kirkman & Tony Moore] [recenzja]

piątek, 16 października 2009

Battle Pope [Robert Kirkman & Tony Moore] [recenzja]


Bardzo lubię scenariusze Kirkmana, chociaż miałem do czynienia jedynie z dwoma seriami jego autorstwa - z The Walking Dead jestem na bieżąco, przeczytałem też dwa pierwsze Trade'y komiksu Invincible. Jak dotąd było świetnie, niestety po raz pierwszy trafiłem na pracę twórcy Żywych Trupów, która zupełnie mi się nie spodobała. Miniseria Battle Pope, jakkolwiek potencjalnie atrakcyjna, w moich oczach okazała się męczącym niewypałem.


Pomysł był taki: mamy mało religijnego Papieża, który traktuje swoje obowiązki niezbyt poważnie, za to lubi sobie wypić, zapalić i przede wszystkim zabawić się z kobietami (najlepiej kilkoma jednocześnie). W czasie jego pontyfikatu Bóg postanawia osobiście powiedzieć ludziom, że ich porzuca, ponieważ są źli i nie zasługują na jego wsparcie, w związku z czym Ziema zostaje zaatakowana przez demony z Piekła. Papież, którego stanowisko z wiadomych przyczyn straciło na znaczeniu, wdaje się w kilka walk, umiera, a potem zostaje wskrzeszony przez Boga i obdarzony misją do wykonania oraz nadnaturalnymi mocami. Podejmuje się ukończenia zadania, nie chcąc jednocześnie rezygnować ze swoich upodobań.

Szczerze? Wydawało mi się, że ktoś taki jak Robert Kirkman da radę zrobić z takiego tematu coś naprawdę dobrego i zabawnego. Kontrowersja + dobry scenarzysta = ciekawy komiks, tak przynajmniej zakładałem. Mam dystans do spraw poruszanych w tej historii i niespecjalnie rusza mnie pomysł na wojowniczego i sprośnego Papieża - może być kontrowersyjnie, ale jednocześnie zabawnie i z zachowaniem dobrego smaku (pomysłowe przekraczanie tej granicy również nie byłoby dla mnie oburzające). Szkoda, że punkt wyjścia do żartów (czyli pijący, palący, bijący i pieprzący Papież) jest jednocześnie miejscem, w którym Battle Pope utknął - dowcipy polegają prawie wyłącznie na tym, że główny bohater pije, pali, bije demony i pieprzy właściwie wszystko co się rusza i jest przedstawicielką płci przeciwnej, niezależnie od pochodzenia i wieku, łącznie z (uwaga spoiler) Matką Boską. Poza tym bez przerwy biega za nim Jezus, tutaj przedstawiony jako - mówiąc wprost - niedorobiony frajer w hawajskiej koszuli i cierniowej koronie. Widać, że Kirkman nie chciał pokazywać środkowego palca chrześcijanom, a jedynie głupio sobie pożartować - wszystko jest tu przedstawione w miarę luźno (na tyle, na ile da się w taki sposób przedstawić wspólne zabawy Papieża i Matki Boskiej), co nie zmienia faktu, że humor stoi na żenującym poziomie - tego typu dowcipom potrzeba czegoś dodatkowego, co uczyniłoby je naprawdę zabawnymi. Czegoś, czego w moim odczuciu tutaj nie ma. Nie ma też dobrej fabuły, jedynie picie, pieprzenie i kopanie tyłków demonom. Parę razy się uśmiechnąłem, ale ogólnie - nuuuda.


O rysunkach Tony'ego Moore'a pisałem już przy okazji tekstów o The Exterminators i The Walking Dead, tutaj dodam tylko, że w przypadku Battle Pope'a prace tego bardzo dobrego ilustratora podobają mi się nieco mniej. No, może niekoniecznie same szkice, ale całość - mam wrażenie, że wina leży bardziej po stronie kolorysty. Tak czy inaczej, warstwa graficzna bije na głowę kulejącą treść.

Zdaję sobie sprawę, że Battle Pope może się spodobać i zapewne spodoba się wielu osobom, ale dla mnie ten komiks jest głupi. Nie głupi i śmieszny, co byłoby do zaakceptowania, ale zwyczajnie głupi. Nie zachęcam do lektury.

1 komentarz:

stat4u