Cthulhu Wars |
Udział wzięli: Cthulhu Wars (2), Forbidden Desert (1), Horror w Arkham: Gra karciana (1), Jungle Boogie (3), Legendary: A Marvel Deck Building Game (1), The Mind (1), Patchwork (1), Super Rhino (3), Vampire: The Eternal Struggle (4), Znak Starszych Bogów (1)
Cthulhu Wars: Ostatnio graliśmy w lutym, później wszyscy musieliśmy siedzieć w domach, minęło jeszcze trochę czasu i... nagle okazało się, że jest już październik, a przerwa od Cthulhu Wars trwa już trochę za długo. Dwie pięcioosobowe partie, znowu z udziałem czegoś nowego. Wcześniej na stole po raz pierwszy pojawił się Sleeper, tym razem Windwalker oraz Tcho-Tcho. I, tak jak ostatnio, dwukrotnie wygrała nowa frakcja, tym razem dwie wygrane przypadły Tcho-Tcho, tyle że po raz pierwszy w przypadku tej planszówki muszę trochę ponarzekać: pomimo tego, że raz udało mi się wygrać, nawet jako zwycięzca trochę się jednak wynudziłem. Tcho-Tcho to też taki rodzaj przeciwnika (a przynajmniej mamy takie pierwsze wrażenie), którego ktoś musi tłuc od samego początku, bo potem wydaje się nie do zatrzymania. Tyle że jeśli akurat nikomu nie opłaca się trzymać go krótko (bo co z tego, że powstrzymuje rozwój oponenta, skoro sam niekoniecznie ma z tego punkty, a tak było, kiedy grałem bardzo wolno rozwijającym się Windwalkerem), nikt tego nie robi, a potem jest już za późno. Do dalszego testowania, być może po prostu trzeba się nauczyć, jak z tym grać. | zobacz też: Cthulhu Wars [pierwsze wrażenia]
Forbidden Desert |
Forbidden Desert: Mamy remont. Czekamy na nowe meble, żebyśmy mogli pomieścić trochę więcej komiksów, książek i oczywiście gier. Kiedy to piszę, mam też kwarantannę, więc nowe meble pojawią się u nas trochę później. Ale po co właściwie o tym wspominam? Otóż przez to wszystko zamiast porządku, stołu i szafek mamy w jednym z pokoi stos komiksów, książek i oczywiście gier. I czasem zdarzy się tak, że któraś planszówka, przed remontem gdzieś schowana, teraz jest niemal na szczycie tego stosu. I tak po latach zagraliśmy sobie ponownie w Forbidden Desert, a właściwie w Zakazaną Pustynię, bo w międzyczasie tytuł ten ukazał się po polsku. I jak tam? Całkiem sympatycznie, ale dalej uważam, że zabija tu głównie losowość i pech, niekoniecznie złe decyzje graczy, a bez Water Carriera może być bardzo, ale to bardzo trudno przeżyć. Nie jest jednak tak źle i od czasu do czasu można do tej planszówki wrócić, byle nie w za dużych dawkach. | zobacz też: Forbidden Desert [recenzja]
Horror w Arkham: Gra karciana: Dosłownie w ostatni dzień października okazało się, że jednak można grać w tę karciankę również na podłodze, co bardzo nas ucieszyło. Powoli przechodzimy Powrót Dziedzictwa Dunwich, a później – mamy nadzieję, że niedługo później – wypróbujemy nowych badaczy i sprawdzimy, jak poradzą sobie w Innsmouth. | zobacz też: Horror w Arkham: Gra karciana [recenzja]
Jungle Boogie |
Jungle Boogie: Są takie gry, na które tylko rzucę okiem i wiem, że chcę je mieć. Różnie potem wygląda moja satysfakcja z rozgrywek, jednak na etapie kupowania oczami jest to jeszcze nieistotne. Podobnie było z Jungle Boogie, planszówką znaną też jako Itchy Monkey, a że niedawno można było kupić ją na stronie Granny za 25zł, wiadomo, co musiałem zrobić. Planszówka o zapchlonych małpach okazała się całkiem przyjemna, tyle że po pierwsze, musimy spróbować zagrać w nią w większym gronie (co w czasie kwarantanny jest dość trudne), a po drugie, po tych trzech pierwszych partiach sądzę, że nadeszła pora na zaawansowane zasady i wykorzystywanie specjalnych zdolności małpek –boję, że bez tego Jungle Boogie dość szybko nam się znudzi.
Legendary: A Marvel Deck Building Game: Karcianka, która ciągle nie może się nam znudzić – przy tylu dodatkach to nic dziwnego, a i tak posiadamy tylko niewielką część dostępnych rozszerzeń. Co prawda po zakupie pudełka zatytułowanego Venom zacząłem odczuwać lekki przesyt nadmiarem słów-kluczy do ogarnięcia, jednak nadal świetnie się przy tym bawię, więc dobrze się składa, że wciąż mamy całkiem sporo scenariuszy do przejścia i Mastermindów do ubicia. | zobacz też: Legendary: A Marvel Deck Building Game po 50 rozgrywkach
Cthulhu Wars |
The Mind: Cały czas jest dobrze, nawet pomimo tego, że po niemal dwudziestu rozgrywkach The Mind nie ma szans pokazać nam czegokolwiek nowego... poza tym umówmy się, to nie miał być tego rodzaju tytuł. Od czasu do czasu nadal gramy i pewnie zagramy jeszcze nieraz. | zobacz też: The Mind [recenzja]
Patchwork: Podobnie jak w przypadki The Mind, Patchwork prawdopodobnie nigdy nie zaskoczy mnie już niczym, co nie zmienia faktu, że całe to układanie kołderki nadal pozwala miło spędzić czas. Wciąż jestem zaskoczony, że plansżówka oparta na tak niewielu regułach daje całkiem sporo interesujących decyzji możliwych do podjęcia w czasie rozgrywki. | zobacz też: Patchwork [recenzja]
Super Rhino: Zabawna gierka, która ciągle działa, tyle że ponownie piszę o tytule, który po niemal pięćdziesięciu partiach nie ma już przed graczami żadnych tajemnic. Jak widać tego rodzaju planszówki może nie będą katowane w nieskończoność, bo w końcu dojdziemy do etapu pod tytułem "Ileż można?", jednak jeśli robimy sobie przerwy, a do danej gry wracamy sporadycznie, raczej nie ma na co narzekać. | zobacz też: Super Rhino [recenzja]
Patchwork |
Vampire: The Eternal Struggle: Najlepsza gra, w jaką kiedykolwiek grałem. | zobacz też: Vampire: The Eternal Struggle po 250 rozgrywkach
Znak Starszych Bogów: Taka tam turlanka, na razie testowana wyłącznie w trybie solo. Z pewnością nie tak ciekawa czy angażująca jak Alien Frontiers czy Zamki Burgundii. Jest dosyć prosta (w sensie: łatwo wygrać) i sympatyczna, przy czym tu pojawia się problem, bo być może myślę schematami, ale moim zdaniem gra w świecie mitów Lovecrafta nie powinna być wesołym, luźnym tytułem (patrz: karciany Horror w Arkham), a w czasie walki z przeciwnościami nie powinniśmy czuć, że mamy niemal wszystko (poza wynikami rzutów...) pod kontrolą i w zasadzie bardzo niewiele nam grozi. Znak Starszych Bogów niestety na razie sprawia takie właśnie wrażenie, ale jeszcze zobaczymy. Raczej nie porwie, ale może po jeszcze kilku partiach moje zdanie na temat tej planszówki będzie lepsze.
Październik w kilku zdaniach: Ponieważ spędziłem jakieś pół października w domu (a wyjdę na wolność dopiero 11 listopada), grałem w sporo rzeczy, których raczej nie ruszyłbym w normalnych okolicznościach... bo grałbym w tym czasie w Vampire'a. Trochę szkoda, jednak trochę dobrze, bo dzięki temu odkopaliśmy trochę gier, których nie widzieliśmy na stole od dłuższego czasu, a poza tym zaliczyłem jeszcze kilka nowych planszówek. Czyli: nie ma tego złego, ale mimo wszystko mam nadzieję, że w listopadzie uda mi się bardziej intensywnie powampirzyć.
tekst i "zdjęcia": Michał Misztal
PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.
Jungle Boogie |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz