AvP: The Hunt Begins: Wreszcie udało mi się zagrać w inny sposób niż samemu na hordę Obcych mordujących moich dzielnych Predadorów/Marines za pomocą algorytmu. Powiem więcej, zagraliśmy w pełnym składzie, czyli z udziałem wszystkich trzech frakcji. Stało się niestety dokładnie to, czego się obawiałem (i o czym pisałem w podsumowaniu stycznia): niemal całą frajdę zabiło mi ciągłe rzucanie kostkami. Już na samym początku jedna z kart wydarzeń kazała nam rzucić kostką za każdy obecny na planszy model z powodu awarii systemów podtrzymujących życie i zabić go, jeśli wypadnie 20, przez co zginął jeden z Marines i dwóch moich Obcych. Potem turlanie, turlanie, niby jakaś tam taktyka, jednak tak naprawdę przede wszystkim turlanie. Po dość kiepskim starcie dla odmiany miałem sporo szczęścia i trafiło mi się sporo jedynek, a w takim wypadku przeciwnik dostaje automatyczną ranę bez rzutu na pancerz, co bardzo ułatwiło mi wykańczanie Predatorów. Udało mi się wygrać, ale jakoś nie czułem satysfakcji
– ot, pobiegaliśmy sobie po korytarzach statku kosmicznego, a zwyciężył ten, którego najbardziej polubiły kostki. Rzecz jasna biorę jeszcze pod uwagę to, że 1) przy pierwszej "poważnej" rozgrywce na pewno wiele rzeczy zrobiliśmy źle, 2) dopiero się uczymy, więc nie wykorzystaliśmy w pełni potencjału swoich jednostek i 3) jeszcze nie znamy dobrze gry, więc wyszło z tego nieco bezmyślne starcie i nic dziwnego, że wygrał gracz z najlepszymi rzutami. Nie chcę jeszcze pozbywać się
AvP, może spróbujemy ponownie i będzie lepiej, ale nie mogę napisać, że kipię entuzjazmem. Szkoda, bo naprawdę chcę, żeby ten system przypadł mi do gustu.
|
I znowu Cthulhu Wars |
Cthulhu Wars: Powrót po mniej więcej roku i... naprawdę nie rozumiem, czemu zrobiłem sobie aż taką przerwę. Dwie trzyosobowe partie z udziałem dodatkowej frakcji Sleeper i paru mniejszych dodatków, na stole zatrzęsienie figurek, szybkie rozgrywki (pierwsza to 75 minut z tłumaczeniem zasad, z kolei druga zajęła godzinę), do podjęcia cała masa interesujących decyzji
– jest świetnie. Z powodu ilości plastiku na stole trochę absurdalnie, ale świetnie. Co najważniejsze, chociaż gry w
Cthulhu Wars zazwyczaj nie trwają długo, jako gracz jeszcze nigdy nie miałem poczucia, że wszystko się skończyło, zanim zdążyło się na dobre rozkręcić. Jest intensywnie. Teraz obie partie wygrał Sleeper, ale, co ciekawe, kierowany przez dwie różne osoby, które zagrały nim zupełnie inaczej. Bardzo podoba mi się to, że nie ma jedynego słusznego sposobu kierowania daną grupą potworów. Już nie mogę doczekać się następnych rozgrywek, na pewno nie będę znowu czekał przez kilkanaście miesięcy, by po raz kolejny postawić na stole kilogramy macek, zębów, pazurów oraz innych obrzydlistw.
|
AvP: The Hunt Begins |
Horror w Arkham: Gra karciana: Ukończyliśmy kampanię
Dziedzictwo Dunwich, czyli moją pierwszą, oczywiście nie licząc tej z podstawki. Wiele razy słyszałem, że dopiero dłuższe kampanie pokazują prawdziwe możliwości tej gry i, cóż, ci, którzy tak twierdzili, nie kłamali. Jestem zachwycony, już wiem, że chcę więcej, w tej chwili zbieram kolejne paczki kartoników z cyklu
Przerwany Krąg. Cieszę się, że w końcu, po tak długim czasie, zdecydowałem się wrócić do tej gry, zainwestować w nią i teraz tak dobrze się bawić, a mam wrażenie, że przede mną jeszcze bardzo wiele dobrego.... i worek
dineros do wydania. Może nawet kilka worków, ale warto.
Dziennik: Wyprawa 1907: O
Dzienniku 29 wypowiadałem się dość entuzjastycznie, a jeśli na coś narzekałem, to przede wszystkim na brak fabuły. W
Wyprawie 1907 fabuła jest, za to jestem zaskoczony, jak bardzo nie chce mi się rozwiązywać kolejnych zagadek. Siedzieliśmy przy tej książko-grze za krótko, żebym na tym etapie umiał ubrać w słowa, co się dzieje, ale to wszystko jest jakieś takie... niezbyt satysfakcjonujące? Niezależnie od tego, czy na rozwiązanie wpadamy sami, czy musimy korzystać z podpowiedzi, większość łamigłówek wydaje nam się mało ekscytująca, nieciekawa lub po prostu pozbawiona sensu. Może dalej będzie lepiej, mam zresztą taką nadzieję, ale na razie coś tutaj nie działa, choć bardzo bym chciał, żeby działało.
|
Vampire: The Eternal Struggle |
T.I.M.E Stories: Ukończyliśmy
Madame, czyli finałowy scenariusz trwającej wiele lat "kampanii". Finał, po którym zabrakło nam słów... niestety nie z powodu wszechogarniającej nas wielkiej satysfakcji. Dłuższy tekst o tym kasztanie prawdopodobnie już wkrótce, na razie jedynie krótkie ostrzeżenie: nawet, jeśli bardzo długo czekaliście na tę przygodę i jesteście ciekawi, jak się to wszystko skończyło, za nic nie ruszajcie tego dodatku. Nie warto.
Vampire: The Eternal Struggle: Bez niespodzianek:
najlepsza gra na świecie pozostaje najlepszą grą na świecie. Zaledwie 4 partie to lekki niedosyt, ale nie do końca, bo każda z nich jest warta nawet kilkunastu rozgrywek w prawie wszystko inne.
|
I znowu Cthulhu Wars, tym razem moja zabawa w malowanie |
Luty w kilku zdaniach: Mam postanowienie (może być, że noworoczne), by od stycznia chociaż raz w miesiącu wracać do którejś lubianych przeze mnie, ale kurzących się na półce gier, albo żeby wypróbować coś, co mam w domu, ale jeszcze nie udało mi się tego ruszyć (a mam takich tytułów całkiem sporo). W zeszłym miesiącu wróciłem do
AvP i spróbowałem
Roota, w tym udało się zagrać w
AvP w pełnym składzie oraz odświeżyć sobie
Cthulhu Wars. Może i pomiędzy tymi podsumowaniami nie zaliczam dziesiątek partii, ale wydaje mi się, że nie mam na co narzekać. Ostatnio (właściwie prawie przez cały 2019 rok) wszystko przyćmił
VTES, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie
– i z jednej strony to dobrze, a z drugiej, człowiek chciałby jednak być bardziej wszechstronnym graczem. Na razie idzie mi całkiem nieźle, kolejne podsumowanie za około miesiąc.
|
I znowu Cthulhu Wars |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz