Metody Marnowania Czasu: The Mind [recenzja]

wtorek, 22 stycznia 2019

The Mind [recenzja]


– To jak się w to gra? 
– Każdy ma na ręce karty z liczbami. To, ile mamy kart, zależy od tego, na jakim etapie jesteśmy: jedna karta na pierwszym, dwie na drugim i tak dalej. 
– I co z nimi robimy?
– Zagrywamy na stół, od najmniejszej do największej, bez komunikowania się ze sobą. 
– Eee… co? 
– Po prostu: nie rozmawiamy, nie komunikujemy się, mamy zagrywać karty od najmniejszej do największej. 
– Ale możemy dawać sobie sygnały? 
– Nie komunikujemy się w żaden sposób. 
– Czyli zagrywamy karty, nie komunikujemy się. I to wszystko? 
– Są jeszcze shurikeny… 
– Shurikeny?! 

DLACZEGO AKURAT THE MIND

Lubię tego rodzaju niewielkie, proste gry oparte na sprytnym pomyśle – karcianka The Mind wydawała mi się czymś dokładnie takim, w dodatku dostępnym za niewielkie pieniądze. Czasem szukam też luźniejszych tytułów, które będę mógł wyciągnąć w towarzystwie niezbyt zaawansowanych graczy – tu też wybór wyglądał na dobry. Kupiłem, pograliśmy w różnym składzie, jak wyszło? 

THE MIND 

Jest trochę tak, jak przedstawiłem to w dialogu powyżej: brzmi prosto, aż absurdalnie prosto. Zagrywamy karty i to ma być cała gra? Nie da się jednak ukryć, że The Mind to już swego rodzaju fenomen, warto więc się z nim zapoznać.


Co znajdziemy w pudełku? 100 kart z liczbami od 1 do 100, 5 żyć (jeśli ktoś zagra kartę wyższą niż jakakolwiek inna karta na rękach pozostałych graczy, odrzucamy wszystkie niższe i tracimy jedno życie), 3 gwiazdki shuriken (można za ich pomocą odrzucić najniższą kartę z ręki każdego gracza), 12 kart poziomów (a raczej „leveli”) instrukcję i to tyle. To, ile mamy żyć, shurikenów oraz poziomów do przejścia, jest zależne od liczby graczy. Coś takiego jak temat gry czy klimat związany z mechaniką, umówmy się, nie istnieje – jest jakiś niby-królik, są gwiazdki, równie dobrze mogłoby się tam znaleźć cokolwiek innego. Mnie to nie przeszkadza i wydaje mi się, że będzie to dużym problemem jedynie dla graczy, którym The Mind i tak nie przypadnie do gustu jako całość. Trzeba się pogodzić z tym, czym ta gra (zdaniem niektórych nie będąca nawet grą) jest i czym nie jest, na co nie pozwala, nie ustalać żadnych sygnałów (a są gracze z takimi zapędami), po prostu spróbować wyczuć się nawzajem i dobrze się bawić. Jeśli zaskoczy, to świetnie, jeśli nie – trudno. To zdecydowanie tytuł z kategorii „rzecz nie dla każdego, to znaczy wszystko jest nie dla każdego, ale to jest jeszcze bardziej nie dla każdego”. 

– Aaaa! Dlaczego zagrałeś kartę 62, mam na ręce 61! 
– Skąd miałem wiedzieć?! 

CZY WARTO? 

Nasze rozgrywki w The Mind trwały od kilku minut (kiedy nie byliśmy ostrożni) do ponad dwudziestu. Grałem głównie w dwie osoby, ale były też próby w większym gronie (tylko nie wyciągajcie tej karcianki w środku nocy, przy alkoholu i po przerobieniu Alien Frontiers, Cthulhu Wars i Zakazanych Gwiazd). Uczenie nowych graczy zasad oraz wzajemne uczenie się tego, jak przechodzić kolejne poziomy, brzmi jak niezła zabawa, choć na razie najbardziej lubię nasze domowe gry we dwoje. Przegrywamy częściej niż rzadziej, ale często udaje się nam dotrzeć dość daleko i jest to naprawdę przyjemne i satysfakcjonujące (choć nie powiem, że czekanie i zastanawianie się, czy już położyć kartę na blacie, czy jeszcze nie, to czysty relaks). Bywa też śmiesznie, na przykład kiedy mam na ręce kartę z numerem 100, a drugi gracz trzyma 98 i po prostu wpatrujemy się w siebie przez kolejne minuty, każdy przekonany, że to właśnie on zagra kartę ostatni. Wiem, siedzenie w ciszy nie brzmi zbyt atrakcyjnie (pudełko głosi, że „The Mind to coś więcej niż zwykła gra imprezowa” – nie jestem pewny, czy w ogóle nazwałbym ją imprezową), ale w tym przypadku działa. 

Choć przy wyjaśnianiu zasad The Mind wydaje się niektórym całkowicie absurdalne, tej gry naprawdę da się nauczyć. Oczywiście do pewnego stopnia – nasze ostatnie dwie rozgrywki obfitowały w sytuacje jak z powyższej wymiany zdań, no bo jak tu wyczuć to, że na którymś z dalszych etapów nie ma jeszcze sensu zagrywać swojej karty z numerem 61, bo ktoś inny może mieć 60, a najwyższa karta na stole ma numer 17? Chyba, że to wyższy poziom wtajemniczenia, którego jeszcze nie osiągnęliśmy. 

Proponowany graczom, którym udało się przejść wszystkie poziomy tryb ślepy to już w ogóle kosmos: zagrywamy zakryte karty i sprawdzamy kolejność dopiero wtedy, kiedy każdy gracz pozbędzie się z ręki wszystkich kartoników. Jeszcze nie próbowaliśmy i wątpię, żeby poszło nam choćby przyzwoicie.


Czy jest miejsce na jakąkolwiek taktykę, kombinowanie, czy to tylko siedzenie i czekanie na swoją kolej? Raz udało nam się dotrzeć daleko bez jakiejkolwiek pomyłki, więc wyposażeni w otrzymywane za przechodzenie części poziomów gwiazdki oraz dodatkowe życia pokonaliśmy ostatnie bodajże 4 etapy w następujący sposób: jeden z graczy od razu rzuca na stół swoją najwyższą kartę, tracimy życie i odrzucamy kartoniki niższe niż właśnie zagrany. I co? I przechodzimy dalej, bo właśnie pozbyliśmy się wszystkich kart, ewentualnie zostały one na ręce jednego gracza***. Działa na dwie osoby, w większym gronie byłoby już zbyt ryzykowne. Czy skoro da się tak przejść poziom, na którym trzymamy na ręce po 10, 11 kart, gra jest zepsuta? Nie bardzo, bo żeby skorzystać z takiej możliwości, musieliśmy dobrze zagrać, co też nie będzie udawało się za każdym razem. A poza tym: wyczuwanie się nawzajem, uczenie się gry. Da się i warto spróbować.

PODSUMOWANIE 

Przy The Mind (czymś tak nieskomplikowanym, że w zasadzie powinno istnieć już od dawna) bawię się bardzo dobrze, choć na razie nie jestem w stanie określić, jak długo to potrwa. W końcu to „tylko” prosta gierka, przez co satysfakcja z kolejnych partii może już nie być aż tak duża. Z drugiej strony, całe to rzucanie kart jest w tym wydaniu naprawdę unikalnym doświadczeniem, które z pewnością dobrze jest przeżyć choćby raz, a w efekcie być może bardzo je polubić. W moim wypadku: póki zapewnia świetnie spędzony czas, niech trwa.

tekst i "zdjęcia": Michał Misztal

PSSST! Pisałem też o kilku innych planszówkach.

***Okazało się, że graliśmy źle (można zagrać tylko najniższą kartę z ręki). Mimo wszystko to nawet lepiej: brak tego rodzaju furtki sprawi, że choć gra będzie trudniejsza, napięcie pod koniec będzie spore nawet wtedy, gdy aż do finalnych etapów uda się dotrzeć bez utraty życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u