Metody Marnowania Czasu: Komiksowe Podsumowanie Tygodnia #7: Armada, tom 1 | Atelier spiczastych kapeluszy, tom 1 | Batman - One Bad Day: Two-Face #1 | Blade: Vampire Nation | Deadly Class #15 | The Department of Truth #22 | Moriarty, tom 1 | Mushishi, tom 3 | One Piece, tom 6 | Strange Adventures #6 | Teenage Mutant Ninja Turtles #63

niedziela, 18 grudnia 2022

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia #7: Armada, tom 1 | Atelier spiczastych kapeluszy, tom 1 | Batman - One Bad Day: Two-Face #1 | Blade: Vampire Nation | Deadly Class #15 | The Department of Truth #22 | Moriarty, tom 1 | Mushishi, tom 3 | One Piece, tom 6 | Strange Adventures #6 | Teenage Mutant Ninja Turtles #63

Komiksowe Podsumowanie Tygodnia, czyli kilka napisanych na szybko zdań o (nie zgadniecie) kilku przeczytanych przeze mnie ostatnio komiksach. Żadnych naukowych analiz, bo nie będę udawał, że umiem. Planowo co niedzielę o 10:00, życie zweryfikuje.


ARMADA, tom 1: Ogień i popiół [Jean-David Morvan & Philippe Buchet | Egmont]: Armadę znam na zasadzie: prawie od zawsze wiem, że ta seria istnieje, pamiętam jakieś recenzje jeszcze z czasów Produktu, mam na półce kupionego kiedyś na przecenie za 5zł Kolekcjonera, z którego nie pamiętam już właściwie nic. Może się mylę, ale coś mi świta, że były też jakieś fragmenty w Świecie komiksu. Przebłyski są mikroskopijne, więc wchodzę w ten tytuł zupełnie bez nostalgii. Ogień i popiół czytało się całkiem nieźle, nie wywaliło mi korków, bo to tylko i aż przyzwoity średniak z jak na razie jedynie zasugerowanym wielkim światem. Sympatyczna przygodówka z lepszymi kadrami (zwłaszcza jeśli chodzi o krajobrazy czy kosmiczne technologie) niż scenariuszem, ale jest na tyle w porządku, że chętnie poczytam dalej. Co prawda dzieciak/nastolatka (ile właściwie lat ma tu Navis?) biegająca przez cały komiks z piersiami na wierzchu to takie trochę yyy, nawet jeśli jest to uzasadnione fabularnie. Oglądając te ilustracje, nie mogłem pozbyć się z głowy określenia "szczucie cycem".


ATELIER SPISZASTYCH KAPELUSZY, tom 1 [Kamome Shirahama | Kotori]: Kolejna manga, która, jak pierwszy tom Kasane, krzyczy już z okładki, że to coś nie dla mnie. I choć niby owszem, znajdziemy tu sporo pomysłów z etykietką "Chyba już to gdzieś widziałem", w tej historii o małej Koko, która chce zostać czarodziejką, i niby nie może, ale przecież wiadomo, że ostatecznie i tak nią zostanie, jest jednak trochę oryginalności (jak choćby to, że magia w świecie Atelier opiera się na rysowaniu), a przede wszystkim uroku. A i tak głównym atutem serii jest bardzo ładna, precyzyjna i szczegółowa kreska. Przynajmniej na razie, zobaczymy, jak rozkręci się sama opowieść, kierowana głównie do młodszego czytelnika, jednak bawiłem się przy niej zaskakująco dobrze. Podsumowując: Koko, Koko, manga spoko, spodziewałem się, że wzruszę ramionami, a jednak jestem trochę zaciekawiony, co będzie dalej.


BATMAN - ONE BAD DAY: TWO-FACE #1 [Mariko Tamaki & Javier Fernandez | DC]: No i smutek. One Bad Day o Riddlerze pozamiatał i postawił poprzeczkę bardzo wysoko, tutaj niestety nie wyszło choćby w połowie tak dobrze. Prawie dwadzieścia pierwszych stron tego zeszytu to takie "W poprzednich odcinkach", podsumowujące, kim jest Harvey Dent/Two-Face, na czym polega jego tragedia, co spotkało go wcześniej i tak dalej. I jeśli ktoś trafia na historię o tym przeciwniku Batmana po raz pierwszy w życiu (nie robiłem żadnych badań, może te zeszyty nastawione są na właśnie takich czytelników?), pewnie będzie to dla niego przydatne, ale w imieniu pozostałych odbiorców pytam: po co? Dalej też nie dzieje się nic specjalnego. Mamy śledztwo, z którym Nietoperz trochę sobie nie radzi, nie mając pojęcia, kto może być władcą marionetek stojącym za planowanym zamordowaniem Denta seniora. Nie chcąc psuć nikomu zabawy, napiszę tylko tyle, że powinniście być równie zaskoczeni jak tym, że ostatnio po niedzieli nieoczekiwanie nadszedł poniedziałek. U Kinga historia działała, bo Riddler zachowywał się bardzo nietypowo (morderstwo i zero zagadek czy pozostawionych śladów, zamiast tego spokojne czekanie na policję), zaś na jego przeszłość scenarzysta rzucił trochę nowego światła. Tutaj przeszłość Two-Face'a jest zaledwie streszczona, bez dodania czegokolwiek od siebie, z kolei później to napisany w niezbyt ekscytujący sposób komiks, w którym intryga zrobi niespodziankę chyba tylko nielicznym, bez ciekawej puenty, kolejna z setek rzeczy do przeczytania i zapomnienia.


BLADE: VAMPIRE NATION #1 [Mark Russel & Dave Wachter | Marvel]: Uwielbiam wampiry, a, ku mojemu zaskoczeniu, te marvelovskie to jedne z fajniejszych komiksowych krwiopijców, o jakich czytałem w ostatnich latach (dzięki ci, Moon Knight'cie MacKaya). No i jest Blade, którego rzecz jasna znam, bo film, bo na przykład Legendary, ale tak naprawdę chyba nigdy nie widziałem go w żadnej historii obrazkowej. No to spróbujmy, bo scenarzyście zaskakująco dobrego Exit Stage Left: The Snagglepuss Chronicles podobno wyszedł z tego całkiem niezły jednostrzał (nieważne, że na okładce jest #1).

Musicie wiedzieć, że obecnie w świecie Marvela wampiry mają swoje własne państwo umiejscowione w okolicach Czarnobyla, zaś rządzi nim Dracula – zgadza się, ten Dracula. Z kolei Blade jest w Vampyrsku pilnującym przestrzegania prawa i utrzymującym porządek szeryfem. Domyślacie się pewnie, że pijawkom nie pasuje tam panoszenie się Blade'a, jednak nie pasuje im też sam Vlad, i to do tego stopnia, że ktoś organizuje ostatecznie udaremniony zamach na jego nie-życie. Blade ma przeprowadzić śledztwo, by dowiedzieć się, kto to wszystko zaplanował. I tu zaczynają się problemy tej historii.

Jasne, ja rozumiem, że scenarzysta dostał do dyspozycji niewielką liczbę stron i nie wymagam, by zaprezentował na nich szczegółowe dochodzenie jak z Roscharcha. Da się jednak wycisnąć z jednego zeszytu o wiele więcej, a tutaj cała intryga została rozpisana tak, jakby wymyślił ją przedszkolak. Uwaga, streszczam, kto nie chce, niech ni czyta: Blade dostaje informację, że w kostnicy są cztery zwłoki najemników, którzy chcieli zabić Draculę, jednocześnie otrzymując od tego samego przesłuchiwanego fotografię, na której znajduje się pięcioro najemników. Nie ma problemu ze znalezieniem numeru pięć, bo najemniczka-uciekinierka zostaje przyłapana na śledzeniu go, po czym podaje mu wszystko na talerzu, włącznie z informacją, kto sfinansował zamach. Blade idzie prosto do winowajcy i oświadcza wampirzycy, że po dowiedzeniu się, że wszystko kosztowało X, musiał tylko sprawdzić, z czyjego konta w państwie, w którym jest szeryfem (więc ma dostęp do takich danych), zniknęła ostatnio taka sama kwota. Genialny detektyw, genialna fabuła. I to już właściwie koniec, niby dostajemy jeszcze jedno małe zaskoczenie, ale tak naprawdę nie ma ono żadnego znaczenia.

Nie, to nie jest udana historia. Równie dobrze mógłbym przeczytać komiks o tym, że ktoś ma odnaleźć zagubiony przedmiot, po czym pierwsza napotkana osoba mówi, gdzie ów przedmiot jest. I rzeczywiście tam jest, koniec komiksu. No, nie. Nie polecam.


DEADLY CLASS #15 [Rick Remender & Wes Craig | Image]: Trochę męczące są te płacze Marcusa z powodu tego, jak bardzo jest mu źle na świecie, a z drugiej strony, droga tego toksycznego typa do autodestrukcji jest czymś momentami fascynującym. No i jest w sposobie pisania Remendera coś, co po prostu wciąga w tę obrzydliwość i w mrok. Marcus to śmieć, podobnie jak Sloane z Blood Stained Teeth, ale nasz mały, zaćpany zabójca przynajmniej ma jakąkolwiek osobowość, a przy tym jest interesującą postacią. Tylko... proszę o mniej dołowania się, a więcej konsekwencji wynikających z jego złych decyzji. Wiem, że nie proszę o coś nieosiągalnego, bo wygląda na to, że jeszcze zeszyt, maksymalnie dwa i znowu będzie się działo.


THE DEPARTMENT OF TRUTH #22 [James Tynion IV & Martin SimmondsImage]: Od kiedy zachwycałem się początkami tej serii, nie zmieniło się właściwie nic. Jest nawet lepiej, bo po wstępnym entuzjazmie, kiedy dowiedziałem się, na czym polega jej "myk" oraz jak będzie wyglądać rozwój wydarzeń, mogła zapanować stagnacja na zasadzie "po prostu kolejny zeszyt Departamentu", ale nie. Wszystko w tym komiksie gra i buczy, od cudownych, brudnych i nieestetycznych, kojarzących się ze starym Vertigo kadrów Simmondsa, po genialną, mroczną i paranoiczną fabułę. Tutaj cały czas napięcie rośnie, do tego stopnia, że w #22 shit's gettin' deep in here, I mean like thick. Po każdym odcinku nie mogę doczekać się kolejnego i jestem ciekaw, o jakich teoriach spiskowych Tynion IV napisze tym razem, ale przede wszystkim, co czeka bohaterów, zwłaszcza tego głównego, walczącego zarówno z zewnętrznymi przeciwnościami, jak i demonem, który mieszka w jego głowie. Tym bardziej szkoda, że chyba czeka nas przerwa, bo na końcu trafiamy na stronę z tekstem The Department of Truth will return. Oby jak najszybciej.


MORIARTY, tom 1 [Ryosuke Takeuchi & Hikaru Miyoshi | Waneko]: Kolejna manga, którą kupiła sobie moja żona, i po którą sam z siebie raczej bym nie sięgnął. Dobrze więc, że okazja pojawiła się sama, bo pierwszy tom to dość obiecujący początek, zarówno z intrygującymi pomysłami, jak i paroma denerwującymi. 

Z rzeczy na plus: niejednoznaczny główny bohater, który nienawidzi arystokracji. Ma niby dobre intencje, ale jest również mordercą, więc z jednej strony trochę chce się mu kibicować, a trochę trudno zgadzać się z jego metodami. Nie oszukujmy się, to głównie dla niego będę chciał czytać kolejne tomy. Moriarty przewyższa niemal wszystkich intelektem i wiedzą, ma plan szeroko zakrojonych działań i zbiera grupę ludzi, którzy mają pomóc mu go zrealizować. Czyli: główny bohater i jego kombinowanie, intrygi, spryt, pozornie mało znaczące, niewielkie ruchy, które ostatecznie okazują się śmiertelnie groźnymi. Oby tylko seria skupiła się właśnie na tym. No i widok na wiktoriańską Anglię z mangowej perspektywy to też co najmniej ciekawa rzecz.

Na minus: niemal wszystkie postacie wyglądają tu za słodko i cukierkowo, w dodatku część z nich jest do siebie bardzo podobna. W ogóle wszystko tu jest ładne i estetyczne, a kiedy myślę o tamtych czasach, mam w głowie kadry Campbella z Prosto z piekła, nie zaś coś takiego. No i po dwóch niezłych rozdziałach dostajemy trzeci, dużo słabszy i naciągany, z intrygą pod tytułem chłop-przebrany-za-babę oraz rozwiązaniem problemu "tego złego" w rozczarowujący sposób.

Trochę mieszane uczucia, niemniej seria zapowiada się nieźle. Podobno szybko się rozkręca, więc bardzo chętnie zajrzę do kolejnego tomu.


MUSHISHI, tom 3 [Yuki Urushibara | Hanami]: Mushishi to dla mnie manga wyjątkowa. Pierwszy tom sprzedano mi jako "No takiego japońskiego jakby Wiedźmina, tyle że zamiast zabijać potwory, bada je". Bardzo uogólniając, niech będzie. Główny bohater tego komiksu, Ginko, rzeczywiście bada mushi, czyli "przedziwne niższe byty, nie przypominające zwierząt ni roślin". Ludzie oczywiście najczęściej się ich boją (zresztą zazwyczaj słusznie), zaś Ginko pomaga poradzić sobie z efektami działań tych zaskakujących stworzeń, a jednocześnie stara się je zrozumieć. I jeśli myślicie, że wiecie, czego się tu spodziewać, najprawdopodobniej nie macie racji, bo istoty, które poznacie dzięki temu tytułowi, bardzo często powinny być dla czytelnika czymś całkowicie nowym; spotka tu choćby wędrujące jezioro lub grzyby podszywające się pod czyjeś dzieci (najlepsza historia z drugiego tomu, jednocześnie przerażająca i bardzo przygnębiająca, przy czym uwielbiam być straszony na smutno). Może to nie do końca trafne porównanie, jednak czułem się tu jak podczas lektury książek Jozefa Kariki, widząc tę występującą w naturze dziwność, bo Mushishi jest pełny oryginalnych pomysłów. Przy okazji, jeśli oczekujecie historii wypełnionych akcją, to nie ten adres – tutaj chodzi bardziej o powolną, melancholijną, wręcz magiczną narrację i niepodrabialną atmosferę. 

Czy coś mi w tej mandze przeszkadza? Owszem, kilka rzeczy. Na przykład czytając pierwszy tom, niektóre ze stron musiałem rozcinać nożem, i wiem, że ta przyjemność spotkała nie tylko mnie. Wiadomo, bardziej wina wydania niż samego komiksu. Czytałem też komentarze osób narzekających na polskie tłumaczenie, ale nie wiem, nie znam się. Z pewnością były momenty (chociaż w drugim i trzecim tomie rzadziej), kiedy nie do końca wiedziałem, o co chodzi w danej wypowiedzi, jednak w oryginale mogło być przecież tak samo. Mam z Mushishim trochę inny problem: to jeden z tych tytułów, gdzie jedna wypowiedź bardzo często dzielona jest, moim zdaniem niepotrzebnie, na masę osobnych dymków, na przykład:

Od dawna pola tej wioski,

pomimo klęsk,

dają zbiory,

ale

gdy to się zdarzało,

komuś w wiosce na jesieni wyrastał "ząb mądrości".

Każdy fragment osobno, i być może po japońsku ma to sens i się klei, ale nie umiem przeczytać tego w swojej głowie, jakby była to jedna, ciągła wypowiedź, tylko tak dukam, dymek po dymku, przez co całkowicie wywala mi się na twarz cały rytm pochłaniania historii. Oczywiście nie twierdzę, że to wada komiksu, po prostu nie lubię tego rodzaju dzielenia tekstu.

I jeszcze jedno: do tej pory, aż do finałowej historii trzeciego tomu, kiedy trochę poznajemy przeszłość Ginko, główny bohater serii jest bardziej tłem niż pełnoprawną postacią. Przychodzi, bada sprawę, rozwiązuje problem, ale to tyle, tak naprawdę nic o nim nie wiemy, nie ma żadnych wyróżniających się cech charakteru czy poglądów. Niby czasem zrobi coś nie do końca tak, jak powinien jako Mushishi, na przykład nie pozbywając się mushi, nawet gdy wygląda to na jedyne słuszne wyjście. To mimo wszystko trochę za mało. Równie dobrze w każdym epizodzie przeszkodami mógłby zajmować się ktoś inny i nie sprawiałoby to zbyt wielkiej różnicy. Na razie jest bardzo dobrze, chciałbym jednak, żeby to wszystko do czegoś dążyło i nie było tylko zlepkiem niezwiązanych ze sobą krótkich opowieści.

Tak czy inaczej, bardzo polecam, dla mnie to jedna z najciekawszych serii, nie tylko mangowych, ale ogólnie komiksowych, jakie poznałem w ciągu ostatnich lat.


ONE PIECE, tom 6: Przysięga [Eiichiro Oda | JPF]: Dalej wielkie naparzanie się przy pływającej restauracji, dziwne, widowiskowe ataki oraz głupie dialogi (zwłaszcza kiedy dochodzi do kłótni, więc tak naprawdę co chwilę) brzmiące tak, jakby pisało je dziecko. Grand Line wydaje się jeszcze bardziej nieosiągalnym celem niż do tej pory, okazuje się, że naszym bohaterom wypadałoby najpierw nabić jeszcze wiele poziomów. Oczywiście Luffy nie widzi żadnego problemu ani niebezpieczeństwa. W skrócie: po prostu kolejny tom One Piece. Nie jestem ani trochę zachwycony, co nie znaczy, że bawiłem się źle.


STRANGE ADVENTURES #6 [Tom KingMitch Gerads & Evan "Doc" Shaner | DC]: Mojej huśtawki nastrojów związanej ze Strange Adventures ciąg dalszy. Wojna, wojna, wygląda na to, że wkrótce wreszcie dowiemy się, co takiego wydarzyło się w jej trakcie, że Alanna i Adam Strange zostali w pierwszym zeszycie oskarżeni o niewyobrażalne zbrodnie i w jaki sposób stracili swoją córkę... chociaż, jak twierdzą niektórzy, z tą córką to niekoniecznie prawda. Najważniejsze: Alanna i Mr. Terrific spotykają się, żeby porozmawiać sobie od serca, między innymi o dzieciach, które oboje stracili. Wygląda na to, że być może to nie pani Strange jest w tej historii ta złą... sam już nie wiem i podoba mi się to, że nie wiem.


TEENAGE MUTANT NINJA TURTLES #63 [Tom Waltz & Dave Wachter | IDW]: Całkiem niezły odcinek, przede wszystkim z powodu rodzącego się (a przynajmniej na to wygląda) konfliktu pomiędzy żółwiami a Splinterem, który trochę chce dobrze dla swojej rodziny, całej, włącznie z Klanem Stopy, a trochę jest kutasem. Do tego ciekawy i nawet zabawny wątek z Haroldem. Zeszyt jakby mniej przegadany niż większość ostatnich, a może tym razem dialogi były mniej męczące – tak czy inaczej, kolejny plus. To nadal przeciętny komiks, ale może być tak, jak tutaj, nie będę narzekał.

tekst: Michał Misztal

PSSST! Inne teksty o komiksach: [recenzje i inne takie] [autorzy] [serie] [wydawnictwa]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u