Metody Marnowania Czasu: Co tam czytam? [3]

poniedziałek, 9 września 2013

Co tam czytam? [3]

Co tam czytam? to mój nowy eksperyment, efekt chęci podzielenia się z Wami wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji (aczkolwiek etykieta recenzje znajdzie się w każdym z takich wpisów, żebym sztucznie zwiększył sobie statystyki, a jakże). Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych zdań, szybkie opinie, czasem o jednej pozycji, czasem o kilku naraz, o serii lub o pojedynczym zeszycie. Taki jest plan.

Co tam w Forever Evil?

Kiedy piszę o komiksach ze stajni Marvela (wiem, że robię dość rzadko), zdarza mi się wspominać o tym, że tak naprawdę nie mam o nich pojęcia, bo nie śledzę i nigdy nie śledziłem na bieżąco losów poszczególnych bohaterów ani nie jestem w stanie połapać się we wszystkich wiekopomnych, wpływających na całe uniwersum wydarzeniach, które i tak średnio mnie interesują. Tak po prostu jest. Ale po lekturze pierwszego zeszytu miniserii Forever Evil, złapałem się na tym, że o postaciach z DC wiem równie mało. Jakieś No Man's Land, jakieś The New 52... to nie dla mnie. Podejrzewam, że owszem, to bardzo ciekawe sprawy, jednak mi wystarczy dosłownie kilka podstawowych faktów, jak choćby świadomość, że istnieje ktoś taki jak Batman. Albo że łysy facet występujący na pierwszych stronach tej historii to Lex Luthor. Niemniej muszę przyznać, że Forever Evil zdołało trochę mnie zaciekawić. O ile się orientuję, szykuje się kolejna wiekopomna, wpływająca na wszystko i wszystkich grubsza afera. Na początku ktoś uwalnia z więzień całe zastępy superłotrów, co trochę śmierdzi starym i znanym chyba każdemu planem Bane'a, jednak tym razem skala całego wydarzenia jest o wiele większa. Po pewnym czasie większość uwolnionych przestępców zbiera się w jednym miejscu, by wysłuchać tego, co ma im do powiedzenia grupa Crime Syndicate, będąca złymi odpowiednikami bohaterów z Justice League - zamiast Supermana jest Ultraman, zamiast Batmana Owlman, zamiast Green Lanterna Power Ring i tak dalej. Ich przywódca ogłasza, że cała grupa przybyła z innego świata, by opanować ten, co właściwie już im się udało, bo członkowie Justice League... nie żyją. Nieźle, prawda?

Oczywiście nie wierzę w to, że Geoff Johns zabił na śmierć najważniejszych superbohaterów DC. Albo wcale nie zabił, albo zabił, ale nie na śmierć. Tak czy inaczej, wynikające z tego konsekwencje mogą być interesujące, bo w regularnych seriach nieobecne postacie wchodzące w skład Justice League zostaną zastąpione swoimi przeciwnikami. Ma się rozumieć, że w przypadku tego wielkiego wydarzenia również nie zdołam być na bieżąco z pomysłami autorów, ale wygląda na to, że będzie się działo. Nie tylko wśród "poległych", bo taki na przykład Nightwing może się już nie pozbierać po tym, co spotkało go w pierwszym zeszycie Forever Evil. Chyba, że nastąpi reset uniwersum albo całość okaże się na przykład snem Alfreda.

Podsumowując, miniseria robi niezłe, mocne wejście, ze sporą liczbą dobrych plansz Fincha (zwłaszcza tych wypełnionych czarnymi charakterami) oraz ciekawym pomysłem na całość. Teraz wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał ciąg dalszy. I jeszcze jedna sprawa. Ultraman wyraźnie cierpi, kiedy padają na niego promienie słońca, więc w Forever Evil rozwiązuje ten problem, zasłaniając słońce księżycem. Nie wiem, jak to zrobił, skoro słońce wyraźnie go rani, a przecież wykonując tę czynność, musiał wystawić się na jego działanie, ale nieważne, mam inne pytanie. Księżyc zasłania słońce, Ultraman jest bezpieczny. Fajnie. I co, teraz zatrzyma naszą planetę, czy za każdym razem, kiedy słońce lekko "wysunie" się zza księżyca, będzie podlatywał i powtarzał cała zabawę, żeby promienie ponownie przestały mu przeszkadzać? Albo czegoś nie dostrzegłem, albo cały pomysł nie ma sensu i należy zaliczyć go do wpadek. Śmieszna sprawa. Na szczęście poza tym jest w porządku i warto sprawdzić ten komiks, nawet jeśli tak jak ja w ogóle nie jesteście na bieżąco z bohaterami DC.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u