Metody Marnowania Czasu: stycznia 2016

wtorek, 19 stycznia 2016

Najdłuższy dzień przyszłości [Lucas Varela] [recenzja]

Brak komentarzy:

Albumem Najdłuższy dzień przyszłości Lucas Varela debiutuje na polskim rynku, a jest to debiut zachęcający do lektury już samą okładką. Widnieje na niej między innymi postać trzymająca tajemniczą walizkę oraz futurystyczne miasto. Widać też loga dwóch konkurujących ze sobą korporacji. Wojna wisi w powietrzu, a piękny rysunek zapowiada bardzo pozytywne wrażenia wizualne. Czy ze scenariuszem będzie podobnie? 

W 2003 roku hiphopowa grupa Ugly Duckling wydała płytę Taste the Secret, płytę dość nietypową, bowiem opowiadającą o pracy raperów w fikcyjnej restauracji MeatShake, której głównym wrogiem była (także fikcyjna) wegetariańska Veggie Hut. W Najdłuższym dniu przyszłości również dochodzi do konfliktu pomiędzy spożywczymi korporacjami, choć ich potyczka jest zrealizowana z dużo większym rozmachem, a wszystko to w realiach science fiction, z udziałem robotów i zaawansowanych technologii. Gdy do zaciekłej walki dodamy obcego, który przybywa do miasta przyszłości z widoczną na okładce walizką, wszystko robi się jeszcze bardziej skomplikowane. 

Album argentyńskiego twórcy to komiks niemy, posługujący się (czasem chaotyczną, ale jednak zazwyczaj zrozumiałą) narracją tak charakterystyczną dla opowieści obrazkowych pozbawionych słów. Sama historia wciąga czytelnika w wir niesamowitych przygód – od samego początku dzieje się bardzo dużo, zaś pomysły autora przykuwają uwagę. Znalazło się tu miejsce na kilka ciekawych rozwiązań czy zwrotów akcji, a choć komiks raczej nie zmieni czyjegoś życia, zabawa w czasie czytania jest przednia. 

Okładka nie kłamała – strony wypełnione niewielkimi, ale szczegółowymi kadrami wyglądają naprawdę pięknie, od kreski po kolorystykę. Sama fabuła to ciekawa, przyjemna rzecz, w której można nawet doszukać się przesłania, jednak najbardziej fantastyczną sprawą w Najdłuższym dniu przyszłości są właśnie ilustracje. Varela, choć nie posługuje się czymś niespotykanym, stylem niewidzianym nigdzie indziej, złożył elementy związane z warstwą graficzną komiksu w taki sposób, że samo patrzenia na jego album, nawet bez śledzenia poszczególnych wątków, sprawia ogromną przyjemność. 

Najdłuższy dzień przyszłości to mała rzecz, która bardzo cieszy. Ciekawa, świetnie prezentująca się historia. Nic rewelacyjnego, ale z drugiej strony, na pewno komiks wyróżniający się pozytywnie spośród wielu innych. 

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Wróć do mnie, jeszcze raz [Bartosz Sztybor i Wojciech Stefaniec] [recenzja]

Brak komentarzy:

Bartosz Sztybor (scenariusz) i Wojciech Stefaniec (ilustracje) to nazwiska znane czytelnikom polskiego komiksu – w każdym razie tym, którzy nie sięgają po albumy z opowieściami obrazkowymi jedynie od święta. Obaj niejednokrotnie udowadniali, że każdy z nich cieszy się swoją renomą nieprzypadkowo. Wróć do mnie, jeszcze raz to efekt ich współpracy, zgodnie z opisem: komiks obyczajowy, romans, kryminał i komiks oniryczny w jednym. Ściślej: komiks o problemach z alkoholem i narkotykami oraz o jeszcze kilku innych, wynikających z tych pierwszych.

Scenarzysta napisał prostą historię; nigdzie nie pojawia się słowo "autobiograficzna", jednak w komiksie pada zdanie wypowiadane przez głównego bohatera-narratora: "Mam na imię B., choć każdy mówi mi Sz." – czy to i jeszcze kilka innych szczegółów można traktować jako danie czytelnikowi do zrozumienia, że Bartosz Sztybor opowiada o swoich własnych przeżyciach, nie jest do końca istotne, nie zmienia sensu Wróć do mnie, jeszcze raz, ale dla części odbiorców może być interesującą zagadką. Sama opowieść to nieskomplikowane pokazanie problemów protagonisty z dużą ilością różnorodnych, nie zawsze legalnych substancji, tego, co wynika z ich zażywania oraz niełatwych prób naprawienia szkód wyrządzonych samemu sobie i bliskiej kobiecie. Choć nieskomplikowane, nie znaczy, że kiepskie czy niepotrzebne, szczególnie kiedy do chleba powszedniego głównego bohatera dołożymy ilustrowane przez Wojciecha Stefańca oniryczne/narkotyczne sekwencje. Co prawda nie ma tu zwrotów akcji, fabuły wciągającej za pomocą licznych absorbujących uwagę wątków i postaci, jednak całość jest dobrze i logicznie złożona, w każdym razie na tyle, na ile pozwala świadomość alkoholika i ćpuna, do którego głowy jesteśmy zapraszani oraz którego wizje oglądamy. Scenariusz to interesująca rzecz, ale wygląda na to, że został napisany głównie po to, by dać się wyżyć Stefańcowi. 

Rysownikowi albumu zdarzało się już "odjechać" – czy to w Szelkach, do scenariusza Jerzego Szyłaka, czy napisanych i narysowanych w całości przez samego artystę Ludziach, którzy nie brudzą sobie rąk, ale ten komiks wydaje się być stworzony specjalnie po to, by przeszedł samego siebie. Jeśli znajdzie się czytelnik nieusatysfakcjonowany nikłą złożonością historii, przedstawiającej tak naprawdę jedynie kilka ledwo zarysowanych wątków, po skupieniu się na warstwie graficznej powinien zrozumieć, że taka a nie inna forma Wróć do mnie, jeszcze raz, jest całkowicie usprawiedliwiona. Nie lubię określeń takich jak "uczta dla oczu", ale ten album to faktycznie prawdziwa uczta dla oczu. I nie mam na myśli jedynie narkotycznych wizji bohatera; te zupełnie rzeczywiste również zostały wykonane po mistrzowsku, dla odmiany z dbałością o realizm i dużą ilość szczegółów. To Wojciech Stefaniec gra w tym komiksie pierwsze skrzypce, myślę, że przy całkowitej akceptacji Bartosza Sztybora; o to właśnie chodziło: pokazać, co potrafi ten ilustrator, tak bardzo, jak to tylko możliwe. Udało się. A scenariusz, stanowiący tylko tło, jedynie odgrywa rolę, która była mu powierzona od samego początku.

Warto przeczytać ten album, zdecydowanie warto zobaczyć, co nawyprawiał na jego stronach Stefaniec. Czy warto mieć go na półce? O, tak. Czegoś, co wygląda tak dobrze, wręcz nie wypada na niej nie mieć.

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu

piątek, 1 stycznia 2016

Fatale: Na zachód od piekła [Ed Brubaker & Sean Phillips] [recenzja]

Brak komentarzy:
Tym razem byłem przygotowany. Po przeczytaniu tomu Śmierć podąża za mną, czyli pierwszego tomu serii Fatale, byłem bardzo zadowolony i zainteresowany, co stanie się w kolejnych częściach, ale z jakiegoś powodu czekanie wyłączyło moją czujność. Kontynuacja, zatytułowana Diabelski interes, uderzyła mnie przez to ze zdwojoną siłą. Wyglądając na horyzoncie trzeciego wydania zbiorczego, dobrze pamiętałem, że mam do czynienia z jednym z najciekawszych komiksowych cykli, jakie ostatnio czytałem, przynajmniej po polsku. 

Tymczasem tom Na zachód od piekła w pewnym stopniu ignoruje oczekiwania czytelnika. To nie jest standardowy ciąg dalszy, a raczej cztery historie będące retrospekcjami związanymi z główną bohaterką Fatale. Nie żeby akcja nie trzymała w napięciu, ale jednak są to emocje innego rodzaju, szczególnie jeśli ktoś czekał na rozwinięcie wcześniejszych wątków. Pod tym względem trzecia część przynosi wyciszenie, choć to raczej nieodpowiednie słowo; jak tu się wyciszać czy uspokajać przy standardowych w tej serii dla Brubakera i (nadal będącego w świetnej formie) Phillipsa wydarzeniach obfitujących w rozlew krwi, dziwne kulty, potwory i (jakżeby inaczej) macki. Akcja poszczególnych opowieści przenosi odbiorcę w czasie i przestrzeni, ale jedno może być pewne: świadomie czy nie, specjalnie albo przez przypadek, Josephine z pewnością sprowadzi na kogoś nieszczęście. Z kolei my dostajemy dzięki temu kilka odpowiedzi, ale również będziemy zadawać nowe pytania. Przyjemna odskocznia, tylko wzmagająca i tak już wielki apetyt przed lekturą zapowiadanej na końcu tego tomu Modlitwy o deszcz.

Na zachód od piekła to rzecz jednocześnie trochę irytująca (bo chciałoby się już wiedzieć, co dalej, a nie, co wcześniej), potrzebna i jak zwykle bardzo dobrze zrealizowana. Koniec końców, mimo wszystko jeszcze raz nie ma się do czego przyczepić. Ocena 9/10 dotyczy bardziej całej serii, ale nie znaczy to, że najnowsza część odstaje od świetnej reszty. Po prostu czuję, że ktoś igra z moim głodem, ale dopóki robi to w taki sposób, jak autorzy Fatale – proszę bardzo. 

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Alei Komiksu
stat4u