
Młody Sascha ćpa. Ćpa dużo, często i co jakiś czas próbuje nowych rzeczy. W czasie ćpania poznaje dziewczyny. Potencjalnie da się zrobić dobry komiks nawet o czymś tak oklepanym i opisywanym już dziesiątki tysięcy razy, ale Hommerowi nie wyszło. Po prostu pokazuje swoje przygody z narkotykami bez włożenia w to czegokolwiek, co mogłoby mnie zainteresować, bez dobrych opisów czy dialogów. Zamiast o paleniu skrętów i nieudanych związkach równie dobrze mógłby opowiadać o tym, jak wyszedł do sklepu po ziemniaki, przypuszczam, że osiągnąłby podobny efekt. Nie ma tu ikry, ciekawych postaci, nie mam pojęcia, dlaczego autor zechciał opowiedzieć nam tę historię. Ze sposobu przedstawiania kolejnych wydarzeń wynika, że sam uważa ją za nudną.

Jest jeszcze pies głównego bohatera. Pies, któremu Sascha opowiada swoje przygody, a który jest jednocześnie ucieleśnieniem czegoś tam. To już kwestia interpretacji. Tyle, że nie za bardzo chce mi się nad tym zastanawiać. Gdyby Hommer dał radę mnie zainteresować, może bym to zrobił, ale biorąc pod uwagę to, co napisałem wyżej, nie mam ochoty. Jeśli rozmowy z czworonogiem miały być głównym atutem tej opowieści, czymś, co rzuca na nią zupełnie inne światło, do mnie to nie przemawia. Może przemówi do kogoś innego, w każdym razie ja nie polecam.