Metody Marnowania Czasu: lipca 2010

sobota, 3 lipca 2010

Hellblazer: The Fear Machine [Jamie Delano i inni] [recenzja]

Brak komentarzy:
Trzeci TPB serii Hellblazer zawiera zeszyty od #14 do #22 i dostarcza kolejnej dawki emocji podobnych do tych, które towarzyszyły mi podczas lektury poprzednich części. Tym razem John Constantine (wciąż bezczelny i wciąż pakujący się w najgorsze możliwe kłopoty) ucieka przed organami ścigania, a na swej drodze spotyka grupę ludzi, którzy są bardzo związani z naturą (tak jest, jak zwykle w grę wchodzi magia) oraz prowadzą koczowniczy tryb życia. Główny bohater postanawia zamelinować się wśród nowych przyjaciół. Na początku wszystko przebiega zgodnie z jego planem, wkrótce jednak (jakżeby inaczej) sytuacja wymyka się spod kontroli. Jedna z dziewczynek z otoczenia Johna zostaje porwana, okazuje się bowiem, że posiada pewne specjalne zdolności, które będą bardzo przydatne ludziom związanym z tytułową The Fear Machine; pewnie domyślacie się, kto wyrusza w drogę, by jej pomóc?

Zarówno scenariuszowo jak i graficznie ciężko napisać o tym komiksie coś, o czym nie wspomniałem w tekście o TPB The Devil You Know. Rysunkowo jest znośnie - znany z Fables Buckingham to jeszcze nie ten Buckingham, który ilustruje przygody mieszkańców Baśniogrodu, reszta też nie powala, jednak i tak jest o niebo lepiej, niż w Original Sins. Jeśli chodzi o działkę Delano, nadal mamy do czynienia z nastrojowym horrorem, w którym akcja jest raczej na drugim miejscu, ustępując narracji. Oczywiście nie znaczy to, że w Hellblazerze niewiele się dzieje, wręcz przeciwnie - dzieje się dużo i momentami bardzo krwawo. Jeśli ktoś lubi klimat serii, nie powinien być zawiedziony.

The Fear Machine
nie jest żadnym mistrzostwem świata, zresztą tak samo jak dwa poprzednie Trade'y, ale zdecydowanie daje radę. Opowieść ma w sobie coś takiego, że choć nie można nazwać jej arcydziełem, nie jest też zwykłym czytadłem. Jedyna rzecz, która nie pasuje mi w tym tomie, to zbyt dużo zbiegów okoliczności - kilkukrotnie ktoś "przypadkiem" trafia na osobę, której akurat szukał lub bardzo potrzebował, nawet jeśli szansa na takie spotkanie była naprawdę znikoma. Mało prawdopodobna opcja, nieco drażniąca, ale w sumie niezbyt istotna; trochę mnie zirytowała, jednak nie zepsuła dobrego wrażenia.

czwartek, 1 lipca 2010

Fantasy Komiks #3 [recenzja]

Brak komentarzy:
Zarówno o formule Fantasy Komiks, jak i o tym, czym właściwie jest ten magazyn, pisałem przy okazji dwóch poprzednich numerów, nie widzę więc powodu, żeby z każdym kolejnym tomem wałkować to od nowa. Będzie jak z późniejszymi TPB serii Invincible: krótko i konkretnie.

Przy trzecim wydaniu wiadomo już, o co chodzi i z czym to się je, a sama zawartość magazynu tylko potwierdza moją wcześniejszą opinię: jest dobrze, oczywiście na tyle, na ile pozwala pomysł Egmontu na Fantasy Komiks.
Tym razem nie dostajemy żadnej nowej historii, w środku znaleźć można jedynie kontynuacje Rozbitków z Ythaq, Samuraja oraz Legendy, która powróciła po krótkiej nieobecności w FK #2. Fajnie, że nie ma Lasów Opalu, moim zdaniem najgorszej z dotychczasowych serii. Powróci w czwartym wydaniu (które, o ile dobrze kojarzę, pojawi się w sprzedaży już jutro), razem z Legendą i Samurajem.

A tymczasem czytelnik dostaje to, co już doskonale zna, o ile przeczytał wcześniejsze numery magazynu. Jeśli nie, to naprawdę wystarczy sprawdzić dwie poprzednie recenzje i zaznajomić się z ogólnymi założeniami poszczególnych serii, a osoba, która nie urodziła się wczoraj, będzie mogła bez większych problemów zgadnąć, jak mniej więcej wyglądają dalsze losy głównych bohaterów. Musiałbym pogadać z jakimś dzieciakiem, który za wiele nie przeczytał i za wiele nie obejrzał, bo być może dla takiego odbiorcy jest to faktycznie coś nowego i zaskakującego. Dla mnie nie, co nie zmienia faktu, że poziom został utrzymany, a poza tym - i pewnie będę to pisał przy każdym kolejnym numerze Fantasy Komiks - nie chodzi tu przecież o żadne odkrywcze rzeczy, a o przyjemniejsze spędzenie czasu na kibelku, w pociągu, czy gdzie tam czytacie te niezobowiązujące bzdury.
stat4u