Metody Marnowania Czasu: sierpnia 2017

wtorek, 29 sierpnia 2017

The Punisher Volume 3 [Garth Ennis & Steve Dillon] [recenzja]

Brak komentarzy:
Dopiero zabierając się za ten tekst zauważyłem, że dotychczas nie było tutaj ani słowa na temat Gartha Ennisa. Jeden z bardziej szalonych i, niestety, nierównych scenarzystów wreszcie doczekał się pierwszego - i pewnie nie ostatniego - wpisu, a konkretniej recenzji jego podejścia do postaci Punishera. Swego czasu udało mi się dorwać kilka zeszytów serii The Punisher MAX, również napisanej prze Gartha i, strasznie zachęcony, postanowiłem przeczytać całość. Potem okazało się, że wypada znać wydarzenia zaprezentowane w dwóch poprzedzających wersję MAX edycjach (trzeciej i czwartej), zabrałem się więc do czytania trójki.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Niezwykła podróż, tom 1 [Denis-Pierre Filippi & Silvio Camboni] [recenzja]

Brak komentarzy:

Mam problem z tym komiksem. Albo ze sobą. Albo z jednym i drugim. Pewnie to trzecie, ale do rzeczy.

Pierwszy tom Niezwykłej podróży prezentuje się bardzo interesująco: już sama okładka krzyczy na czytelnika, że w środku znajdzie WIELKĄ PRZYGODĘ. Jest steampunk, inspiracje twórczością Verne’a, dwoje genialnych dzieciaków robiących za głównych bohaterów, niezwykłe wynalazki, humor, a do tego bardzo przyjemne dla oka ilustracje, których autorem jest Silvio Camboni oraz równie dobre kolory, za które odpowiada Gaspard Yvan. Co mogło pójść nie tak?

Na przykład ja mogłem pójść nie tak – jako czytelnik. Bardzo chciałem polubić ten komiks, ale nie mogę nic poradzić na to, że wleciał mi do głowy i niemal natychmiast z niej wyleciał, nie zostawiając po sobie prawie niczego w środku.

Opakowanie, czyli wspomniane już efektowne kadry, jest piękne, natomiast sama historię mogę w najlepszym wypadku potraktować dopiero jako zapowiedź wielkich przygód, które spotkam w kolejnych tomach. Intryga powoli się zagęszcza (protagoniści, dwoje kuzynów, szukają ojca jednego z nich – ale to tylko najważniejszy z kilku problemów, jakie stoją im na drodze), jednak zdołała mnie zainteresować na tyle, by dać serii kredyt zaufania, nie zaś być usatysfakcjonowanym tym, co przeczytałem do tej pory. Obiektywnie wyszedł z tego dobry komiks, może nawet bardzo dobry. Tyle że z nie do końca określonego powodu jakoś do mnie nie trafia. Z drugiej strony, jak chyba widać, trochę mam ochotę tłumaczyć się z tego, że narzekam, coś w tej Niezwykłej podróży może jednak jest. 

Podejrzewam, że dla wielu młodszych odbiorców scenariusz, który napisał Denis-Pierre Filippi może być czymś wręcz niesamowitym. Jak już wspominałem: przygoda, steampunk, wynalazki, do tego tajne przejścia, tajemnice… właściwie żałuję, że nie chwyciło mnie to za serce. Może oczekiwałem właśnie komiksowego powrotu do dzieciństwa, dostałem za to przyzwoitą opowieść, która ma szansę zrobić na mnie o wiele większe wrażenie wraz z kolejnymi tomami. Na razie reakcją na samą historię jest niechętne, ale mimo wszystko wzruszenie ramionami.

Subiektywnie: pooglądać jak najbardziej, czytania raczej nie polecam. Obiektywnie: proszę nie zwracać uwagi na zrzędzenie starego dziada i sprawdzić Niezwykłą podróż, bo stary dziad prawdopodobnie się myli albo czytając ten album po prostu miał gorszy dzień.

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu

sobota, 19 sierpnia 2017

Blueberry 6 [Jean-Michel Charlier & Moebius] [recenzja]

Brak komentarzy:

Saga o przygodach Mike’a Blueberry’ego trwa. Główny bohater serii wciąż nie zdołał oczyścić się z postawionych mu w poprzednich albumach zarzutów, a niemal całe wydanie zbiorcze (zawierające historie Ostatnia szansa, Koniec drogi oraz Arizona Love) to bezpośrednia kontynuacja wątków z poprzednich opowieści.

Jeżeli ktoś czytał już poprzednie historie napisane przez Charliera i narysowane przez Moebiusa doskonale wie, czego się spodziewać: westernu na najwyższym poziomie. W wielu miejscach wciąż zbyt przegadanego jak na mój gust, co może czynić lekturę męczącą, ale całość wynagradza ten drobny zarzut po stokroć. Natężenie przygody, brawurowe działania protagonisty oraz jego wspólników w celu wyjścia na prostą i ukarania swoich przeciwników, akcja, powroty starych znajomych wynagradzające znajomość serii – dla tych wszystkich (i jeszcze kilku innych) atutów warto sięgnąć po Blueberry’ego. Rzecz jasna również dla ilustracji będących klasą samą w sobie. Nie ma tu może wielu niespodzianek (w tym sensie, że jest to po prostu ciąg dalszy rozwijający wcześniejsze wątki), no, może poza kończącą wydanie zbiorcze historią miłosną – nadal utrzymaną w ramach konwencji, ale jednak stanowiącą wytchnienie po poprzednich albumach. W przypadku tego cyklu nie jest to wadą. Ciekawych pomysłów czy zwrotów akcji nie brakuje. 

Przeżywanie przygód Blueberry’ego i przekonywanie się na własne oczy, w jak dobrym stylu ta klasyczna seria się rozrasta, tylko na tym zyskując, to prawdziwa przyjemność. Po lekturze czytelnik raczej nie będzie miał do powiedzenia czegoś więcej niż po przeczytaniu wcześniejszych albumów, ale jeśli je polubił – a zakładam, że tak, skoro dotarł tak daleko – z pewnością nie zmieni zdania.

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu

wtorek, 15 sierpnia 2017

Hugo [Bernard Dumont] [recenzja]

Brak komentarzy:

No cześć, Hugo. Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Po raz pierwszy dowiedziałem się o tobie, kiedy byłem dzieciakiem i spędzałem wakacje u babci. Piętro niżej w jej bloku była biblioteka, z której prawie każdego dnia wynosiłem spory stos komiksów. Mnóstwo tytułów, z których część niestety zdążyłem już pewnie zapomnieć. Kajko i Kokosz, Asteriksy, całe dobro z wydawnictwa Orbita: Thorgale, Timothee Titan, Bruce J. Hawker oraz oczywiście twoje przygody. Czyli znamy się już dość długo, co? Pamiętam, że byłem zachwycony komiksem o tobie.

Wróciłem do niego ponownie kilka lat temu – gdzieś w 2013 albo 2014. Myślałem, że będzie to sentymentalna podróż, po której stwierdzę, że faktycznie, z tego Hugo to była kiedyś niezła seria, tyle że teraz wyrosłem i czytam poważniejsze rzeczy (to akurat niekoniecznie prawda, po prostu lubię sobie to wmawiać). Nic bardziej mylnego. Hugo, który około dwie dekady od naszego poznania się miał być taki dziecinny, okazał się być nadal świetnym cyklem, przepięknie narysowanym i z porywającą fabułą. Jasne, przede wszystkim dla młodszego czytelnika, jednak nie tylko. To były (i nadal są) dobre historie. Przesadziłbym, gdybym napisał, że ukształtowały mnie jako czytelnika komiksów, ale nawet jeśli, to niewiele – na pewno miały w tym spory udział. To wciąż znakomite fantasy, dobre pod niemal każdym względem. Z drugiej strony, nie jestem obiektywny, bo jak mogę podważać geniusz i piękno historii, które poznałem jako względnie bezkrytyczne dziecko po wizycie w bibliotece pod mieszkaniem babci?

No i wznowili twoje przygody. W jednym tomie, w twardej oprawie. Wiadomo, że polecam ten album, przecież nie mógłbym napisać o nim niczego innego. Jedyne moje zastrzeżenie to nowy przekład, który miejscami mniej lub bardziej drażni. Raz, że pewne zwroty czy nazwy zapamiętałem inaczej. Nie mam pojęcia, jak oceni je nowy czytelnik, nie mający styczności z poprzednią wersją. Mi kilkukrotnie coś nieuchwytnego zupełnie tu nie pasowało. Dwa: "pomysłowe" tłumaczenie choćby czarów na "Katnisseverdeenna" czy "Harro-Pottera" – zakładam, że w oryginale również mogły odnosić się do mniej lub bardziej znanych postaci popkultury, ale wolę jednak nie tak oczywistą wersję z albumu wydanego przez Orbitę, z czarami takimi jak choćby "Libeta-Lim" czy "Rigenimmortacitamen". Ale to tylko niewielka wada i być może zbędne czepianie się. 

Nie zmienia to faktu, że jesteś wspaniałym komiksem, Hugo. Dzięki, że powróciłeś.

tekst: Michał Misztal, recenzja opublikowana pierwotnie na stronie Gildii Komiksu

wtorek, 8 sierpnia 2017

The Filth [Grant Morrison & Chris Weston]

Brak komentarzy:

Może zabrzmi to dziwnie, ale naprawdę nie obejrzałem w swoim życiu wielu filmów. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ wśród tych, które miałem okazję zobaczyć i które lubię najbardziej, znajdują się 12 Małp oraz Drabina Jakubowa (oba na podium). Co łączy je z komiksem The Filth autorstwa Granta Morrisona i Chrisa Westona? We wszystkich trzech przypadkach główni bohaterowie nie wiedzą, czy to, co dzieje się wokół nich, jest prawdą, czy tylko iluzją. Nie mają pojęcia, czy zwariowali, czy może są jednymi z nielicznych, którzy widzą całą prawdę. Taka tematyka zawsze mnie interesowała, dlatego - choć nie bez obaw - sięgnąłem po kolejną miniserię wydaną przez Vertigo.

piątek, 4 sierpnia 2017

Planszówkowe Podsumowanie Miesiąca: Lipiec 2017

Brak komentarzy:
Vampire: the Eternal Struggle
33 partie w 10 tytułów (ostatnio 26 partii w 12 tytułów)

Najwięcej partii: Superhot (10)

Gra niepozbawiona grzechów (mam na myśli przede wszystkim chaotyczną polską instrukcję, w której nie ma części zasad), być może bez wielkich fajerwerków, ale co poradzę - podoba mi się. Pewnie wkrótce spróbuję napisać o niej coś więcej, na razie z przyjemnością rozegrałem 10 partii, podczas których nie brakowało powodów do frustracji, ale ogólnie było warto. Główna obawa? O ile na samym początku Superhot wydawał się czymś bardzo skomplikowanym, im więcej podejść, tym łatwiej się wygrywa. Na szczęście jest możliwość podniesienia poziomu trudności, ale niektórzy narzekają, że i to nie pomaga. Zobaczymy. Na razie jako gra solo sprawdza się u mnie bardzo dobrze.

stat4u