Wracamy do jednego z moich starszych pomysłów. Co tam czytam? to efekt chęci podzielenia się z Wami wrażeniami z lektury komiksów, niekoniecznie w formie pełnoprawnych recenzji. Kilka mniej lub bardziej entuzjastycznych, napisanych na szybko zdań, czasem o jednej pozycji, czasem o kilku naraz, o serii, albumie lub o pojedynczym zeszycie. Taki jest plan.
Oczy mi się cieszą, kiedy widzę taką kreskę, a ręka od razu sięga do portfela. Nie potrafię tego wyjaśnić. Bardzo lubię minimalizm, nieraz udowadniający, że mniej naprawdę znaczy więcej. I nie interesuje mnie, że to, co w Przypadku pana Marka narysował Jan Mazur, na podobnym poziomie narysować mógłby ptawie każdy. Kupiłem i nie żałuję. To nie jest oczywiście komiks roku, ale sprawnie napisana, ciekawa, również minimalistyczna historia. I czy wspominałem coś o niezaprzeczalnym uroku tego rodzaju kreski? W wydanym przez Timofa niewielkim zeszycie wszystko gra, wszystko jest jak należy. Mam takie odczucie, że z powodu wyrzucenia wszelkich niepotrzebnych elementów nie ma tutaj nawet nad czym się rozpisywać. I choć nie ma też co porównywać Przypadku pana Marka do Goliata Toma Gaulda, po lekturze obu komiksów pozostaje bardzo podobna refleksja: ani jednego zbędnego słowa, ani jednej zbędnej kreski. Ciekawi mnie, czy autorowi wyszło to naturalnie, czy rzeczywiście musiał wyciąć kilka scen albo korciło go, żeby dodać coś więcej. Nawet jeśli tak, nie musiał. Polecam. Tuptuptup, szur szur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz