Metody Marnowania Czasu: Kingdomino [pierwsze wrażenia]

sobota, 18 lutego 2017

Kingdomino [pierwsze wrażenia]

Będą to dość nietypowe pierwsze wrażenia. Zwykle piszę takie rzeczy po co prawda niewielu, ale jednak świadomych rozgrywkach. Tym razem będzie inaczej. W zeszłym tygodniu pojawiłem się na nocy z planszówkami w Strefie Gier, w czasie której koledzy namówili mnie do wzięcia udziału w turnieju Kingdomino. Zapisałem się, acz niechętnie, bez większego entuzjazmu i bez znajomości zasad, które zostały mi wyjaśnione tuż przed pierwszą rozgrywką. Następnie, jako jedyny spośród 28 graczy, wygrałem wszystkie trzy eliminacyjne partie i wszedłem do finału z pierwszego miejsca. W finale byłem drugi, przegrywając ze znajomym, który też poznał zasady tuż przed rozpoczęciem turnieju.

O co chodzi w Kingdomino? W skrócie: wykładamy kafelki terenu (dwa różne lub dwa takie same tereny na każdym kafelku) i zaklepujemy je zgodnie z zasadą, że ten, kto wybierze kafelek z największą liczbą, prawdopodobnie dostanie największą premię, ale za to w kolejnej turze będzie zaklepywał ostatni (czyli dostanie to, co zostawią mu przeciwnicy). Potem dokładamy kafelki do naszego małego królestwa o maksymalnych wymiarach pięć na pięć terenów. Jeśli mamy połączone na przykład 4 kafelki z pustynią, a na jednym jest korona, dostajemy 4x1 punktów, z kolei gdyby były to dwie korony, dostalibyśmy ich 4x2. Proste, może i wymagające trochę myślenia, jednak bez przesady – nikt się nie spoci, głowa nikogo raczej nie rozboli.

Choć gra jest interesująca, sympatyczna i ładna, mam kilka uwag:

1) wydaje mi się, że szybko się znudzi, bo szału i jakiegoś niesamowitego móżdżenia nie ma; 

2) czy o planszówce świadczy dobrze to, że ktoś, kto dopiero poznał jej zasady, może przyjść na turniej i go wygrać, a druga taka osoba zajmuje drugie miejsce? 

3) nie chcę po tych czterech rozgrywkach (właściwie czterech i pół, wliczając szybkie wyjaśnianie mi, o co chodzi, oraz przykładowe dwie tury) szarżować z oskarżeniami o brak równowagi, ale... w trzech partiach, które wygrałem, osiągnąłem najwyższe wyniki na poszczególnych stołach dzięki kafelkom z wodą. W finale postanowiłem spróbować czegoś innego i przegrałem z kimś, kto wygrał dzięki... no właśnie. Zgadliście. Woda. Czy tak powinno być?

Na szczęście nie są to dla mnie rozważania jakoś szczególnie istotne, bo i tak nie marzę o częstym wracaniu do Kingdomino. Tak, to przyjemny wypełniacz, działa, można zagrać w to z dzieciakami albo z kimś, kto nie obcuje z planszówkami na co dzień. Grało się miło, ale wydaje mi się, że niewiele brakuje, żebym wiedział o tej grze już wszystko. Nie chodzi mi oczywiście o każdą dostępną kombinację i możliwość układania terenów, ale o moje odczucia jako gracza; chęci dalszego poznawania tego tytułu po prostu nie ma, ponieważ okazało się bardzo szybko, że wystarczy kilka rozgrywek, by nie było już czego poznawać. Będę dobrze wspominał, raczej nie będę wracał.

Do ewentualnych komentujących: jeśli chcecie skomentować powyższy tekst, w miarę możliwości zróbcie to tutaj, nie na forach czy Facebooku. Dzięki temu to, co napiszecie (i być może wynikająca z tego ciekawa dyskusja), pozostanie u źródła zamiast przepadać na zawsze w odmętach Internetu. Z góry dziękuję.

tekst: Michał Misztal

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u