Metody Marnowania Czasu: Rage of Mages [recenzja]

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rage of Mages [recenzja]


Pamiętam entuzjastyczną recenzję tej gry w jednym z numerów CD-Action z 1998 roku oraz jej demo, po którym od razu chciałem zagrać w pełną wersję. Nie miałem pojęcia, skąd ją wziąć (a tym bardziej, skąd wziąć na nią pieniądze), ale w międzyczasie w kioskach pojawiło się Cool Games, czasopismo z dodaną do niego drugą częścią Rage of Mages, którą kupiłem dzięki książkom sprzedanym na szkolnym kiermaszu. Ostatecznie nigdy nie ukończyłem kontynuacji, mijały lata i nawet nie chciało mi się do niej wracać, jednak jakiś czas temu przypomniałem sobie o tej serii oraz pomyślałem, że w czasach Allegro znalezienie jedynki nie powinno być większym problemem. Po paru miesiącach ktoś wreszcie wystawił tę grę za 20zł, dzięki czemu cofnąłem się w czasie do 1998 roku.

Rage of Mages to połączenie RTS i RPG. Wszystko wygląda jak w strategiach czasu rzeczywistego (przynajmniej tych z dawnych lat, nie mam pojęcia, jak wyglądają obecne), ale nie ma budynków, są tylko jednostki, które traktujemy już jak typową drużynę RPG - rozwijamy ich cechy, znajdujemy i kupujemy coraz lepszy sprzęt i tak dalej. A sensem gry jest właściwie tylko i wyłącznie masakrowanie kolejnych zastępów przeciwników. Nawet, jeśli celem jakiejś misji jest coś innego, na przykład odnalezienie artefaktu, żeby to zrobić, i tak trzeba przedrzeć się przez hordy wrogów i dojść tam po ich trupach. W drugiej części wygląda to trochę inaczej, pojawiają się zwroty akcji, jest bardziej zróżnicowanie, ale jedynka to po prostu masowe napierdalanie wszystkiego, co się rusza i chce zrobić nam krzywdę, a taki cel przyświeca większości żywych istot znajdujących się na każdej nowej mapie.


Tworząc początkowego bohatera mamy dostępne dwie profesje, wojownika i maga. Na starcie nie ma większego wyboru, jeśli chodzi o dobieranie statystyk, rozwój następuje dopiero w trakcie gry. Postacie mają kilka głównych cech, jak na przykład siła, nie ulegających większym zmianom aż do końca (choć można dokonywać nieznacznych modyfikacji za pomocą magicznych przedmiotów). Bardziej rozwijamy cechy poboczne, takie jak walka mieczami, toporami oraz mnóstwem innej broni, a w przypadku magów umiejętność używania magii różnych żywiołów. Nie ma tu poziomów, zwiększanie tych cech zależy od częstotliwości używania danej broni lub rodzaju magii. Jeśli nasz wojownik będzie przez całą grę walczył jedynie mieczem, nie ma co liczyć na to, że da radę dobrze strzelać z łuku. Logiczne. W tego typu grach często denerwujące było to, że bohater przez cały czas używał topora, zaś po zdobyciu kolejnego poziomu inwestował otrzymane punkty na przykład w nowe zaklęcia. W Rage of Mages, jeśli chcemy nauczyć kogoś rzeczy, z którą nie miał wcześniej do czynienia, możemy odwiedzić szkołę w mieście i zapłacić za naukę. Też logiczne.

Miasto jest bazą wypadową, w której, oprócz odwiedzania szkoły (o ile jest ona komukolwiek potrzebna), można iść do karczmy, gdzie dostaje się kolejne zadania i werbuje najemników, gotowych za pieniądze pomóc naszej drużynie wykonać następną misję, oraz do sklepu, by sprzedać stosy odnalezionych (najczęściej wśród zwłok) przedmiotów i kupić nowe. Akurat ilość wyposażenia jest ogromną zaletą Rage of Mages. Praktycznie po każdej misji pojawia się coś nowszego i droższego, na początku trudno się w tym wszystkim zorientować. Taka sytuacja ma miejsce mniej więcej do 3/4 gry, kiedy znamy już niemal każdy rodzaj sprzętu i jesteśmy tak bogaci, że niczego nam nie brakuje. Wtedy kolejne misje robią się już trochę za łatwe. Na starcie jeden ogr jest w stanie pokonać całą drużynę paroma ciosami, później masakrujemy całe ich wioski, pozbawiając przeciwników takich ilości złota, że nawet nie mamy na co go wydać. Pamiętam, że druga część była pod tym względem o wiele trudniejsza, tam nigdy nie starczało pieniędzy i należało przez cały czas oszczędzać.


Same mapy wyglądają jak te w strategiach czasu rzeczywistego, w misjach, gdzie mamy do dyspozycji same jednostki, bez możliwości budowania. Wrogów jest wiele, od tych niedorzecznych, jak zmutowane wiewiórki, po gobliny, orki, trolle, ogry, smoki oraz ludzi. Każdy przeciwnik występuje w kilku mniej lub bardziej groźnych odmianach. Przy zastosowaniu odpowiednich strategii rozwałka nie jest specjalnie skomplikowana, choć zdarzają się potyczki, które udawało mi się wygrywać dopiero po kilkunastu próbach, kiedy byłem już porządnie sfrustrowany. Gracz nie ma obowiązku czyszczenia całej mapy, ale wiadomo, że to bardziej opłacalne działanie. Większa liczba walk to więcej złota, przedmiotów i szybsze zwiększanie umiejętności członków drużyny, także nawet jeśli już wykonało się cel misji, warto zostać na danym obszarze i wszystko przeszukać. A także wszystko zabić.

Po latach Rage of Mages to wciąż niezła gra, choć traktowałem ją wyłącznie jako rozluźniającą zabawę. Nie licząc kilku frustrujących walk, całość polega na tym, że idzie się przed siebie i dokonuje bezmyślnej masowej eksterminacji wrogów. Bez rewelacji, jednak na tyle sympatycznie, żebym jeszcze kiedyś zagrał i w końcu przeszedł drugą, o wiele trudniejszą część. Ale to później, na razie chcę trochę odpocząć od zostawiania za sobą stosów zwłok nieprzyjaciół.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

stat4u