W końcu przeczytałem pierwszy tom "The Authority". Zachęciło mnie do tego wiele pozytywnych recenzji, opinie, że to nowe spojrzenie na superbohaterów itd. Po lekturze mogę powiedzieć, że historia ma wielki potencjał, który moim zdaniem nie został do końca wykorzystany. Przedstawienie posiadających niebezpieczne moce herosów jako zwykłych, pełnych wad ludzi z codziennymi problemami to świetny pomysł, ale chciałoby się czegoś więcej, bo z recenzji można wywnioskować, że komiks jest dużo bardziej nowatorski. Owszem, miło w końcu popatrzeć, jak bohaterowie zamiast zamykać przeciwników w więzieniu (tylko po to, żeby walczyć z nimi ponownie za kilka odcinków) po prostu ich zabijają, bo w innych tego typu komiksach brakuje zdrowego rozsądku. Ale to też nie jest odkrycie Ameryki, z wrogami tak samo postępuje wiele innych komiksowych postaci.
Tak czy inaczej, to dopiero początek, i to dużo lepszy, niż wynika z poprzedniego akapitu. Dobre dialogi, dobre rysunki (chociaż kolory jakoś nie przypadły mi do gustu, wszystko jest za... kolorowe. Wiem, głupio to brzmi, ale może niektórzy zrozumieją, co mam na myśli i podzielą moje zdanie, kiedy je zobaczą), świetne wydanie i przede wszystkim potencjał, który, jeśli zostanie wykorzystany w dalszych częściach (a ponoć zostanie), to ja z kolei zostanę fanem. Podobno ma być kontrowersyjnie, chociaż nie wiem, czy po "Kaznodziei" coś będzie w stanie mnie zaskoczyć. To, co ma zajść w kolejnych odcinkach między dwoma bohaterami płci męskiej (that's gay), było już na przykład w "Nowojorskich gliniarzach", ale czego niby w "Kaznodziei" nie było?
Tak więc muszę dorwać kolejną część, "Statki Albionu", i wtedy zobaczę, czy warto kontynuować swoją przygodę z "The Authority".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz