Ostatnio pisałem o Wilq dokładnie rok i tydzień temu, przyznając się jednocześnie, że jego przygody znam jedynie z łamów Produktu. Było to niewybaczalnym błędem, bo seria jest mistrz - szkoda tylko, że jej pierwszych zeszytów nie ma już w sprzedaży. Od czasów recenzji Nie będę walczył z dinozaurem jak jakiś debil moim oczekiwaniom wyszedł naprzeciw album zbierający cztery początkowe wydania - Wilq 1234. Przeleżał sobie trochę (nawet nie na mojej półce, a u panów z Gildii, gdzie zamówiłem go jeszcze przed premierą kilka ładnych miesięcy temu i odebrałem dopiero niedawno wraz z innymi komiksami), dojrzał i został przeczytany wczoraj, czyniąc niedzielę niezwykle interesującym i zabawnym dniem.
Nie licząc epizodów zamieszczonych wcześniej w Produkcie (których przecież i tak nie uczyłem się na pamięć, więc dostarczyły kilku ton świetnej rozrywki), ja tych historii w ogóle nie znałem, a ich zajebistość po raz kolejny pokazała mi, że nie należało zaniedbywać efektu pracy braci Minkiewiczów i interesować się nim od samego początku. Cała konwencja, od charakterystycznej kreski po scenariusze pełne niesamowitych odzywek (będącymi już wręcz czymś kultowym i powszechnie używanym zarówno przez tych, którym wyraz "Wilq' nic nie mówi, jak i tych, u których inspiracja jego przygodami nie budzi żadnych wątpliwości - posłuchajcie choćby niektórych kawałków grupy Dinal*) zwala z nóg i - wiem to z doświadczenia - potrafi rozśmieszyć nawet osoby, które przed lekturą zarzekałyby się, że tego typu głupkowaty humor jest absolutnie nie dla nich. Jakby to powiedział Entombed: "Chuja tam nie dla nich".
*na czele z "Siewka, bity ściema", gdzie już sam tytuł mówi wszystko
Przypuszczam, że same opowieści z albumów Wilq Superbohater, Historie, których wolałbyś nie znać, Żółw, tuńczyk i jaskinia krokodyla oraz Powrót na basen w Suchym Borze to rzeczy raczej klasyczne dla siedzącego w temacie czytelnika komiksu. Ci mniej zaangażowani i tak kojarzą, co jest grane, a zupełnie niezorientowanym polecam w ciemno. Przy niektórych motywach i odzywkach sam nie mogłem uwierzyć w to, co czytam, kilka razy omal nie umarłem ze śmiechu, ale zdecydowanie warto otrzeć się o taką śmierć i sięgnąć po przygody opolskiego superbohatera. A jakie dodatki zapewnia ekskluzywne, zbiorcze wydanie? Po pierwsze, twardą oprawę i obwolutę, co może i nie pasuje do standardowej oszczędnej formy komiksu, ale raczej nie można uznać tego za wadę. Po drugie, kolory - rzecz jeszcze bardziej nietypowa. Wbrew moim obawom dodatek ten nie zepsuł prostej kreski i klimatu opowieści; czasem pomyślałem, że właściwie jest zbędny, ale w kilku przypadkach stanowił ciekawą odmianę, ogólnie nie ma na co narzekać - kolor idzie do tabelki zatytułowanej "plusy". Po trzecie, album zawiera kilka nowych epizodów, co jest oczywistą zaletą, zwłaszcza, że wpisują się w wysoki poziom całości.
Jedyną wadą tomu z numerem 1234 jest jego cena - i mam na myśli cenę, za którą można było kupić ten komiks przed premierą, bo kiedy patrzę na obecną (119zł!!!), boję się o swoje serce. Obwoluta obwolutą, twarda oprawa twardą oprawą, a ja i tak twierdzę, że drogo. Nawet za tak dobry komiks. Mimo to, na pewno warto go mieć, a przynajmniej przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz