Metody Marnowania Czasu: bartosz minkiewicz
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bartosz minkiewicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bartosz minkiewicz. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 marca 2013

Wilq Superbohater: Z kosmosem na pieńku [Bartosz i Tomasz Minkiewiczowie] [recenzja]

1 komentarz:
Z kosmosem na pieńku to już osiemnasty zeszyt serii Wilq Superbohater autorstwa braci Minkiewiczów, a przygody opolskiego herosa nadal trzymają swój stały, wysoki poziom. Humor, na jaki można trafić podczas lektury tego komiksu składa się najczęściej z niewybrednych żartów, które mimo prostoty naprawdę bawią, a wspomniana prostota jest wyłącznie pozorna. Czuć w tym wszystkim geniusz, bez którego nie dałoby się wpadać na podobne pomysły, pisać tak dobrych dialogów i od lat nie zawodzić swoich czytelników. Jeśli dodać do tego kreskę, również prostą i minimalistyczną, otrzymujemy komiks, jaki zdołał zatoczyć, wyjątkowo jak na to medium, szerokie kręgi, trafiając także do licznych odbiorów na co dzień nie interesujących się opowieściami obrazkowymi, o czym bardzo wielu twórców może jedynie marzyć. Zdaje się, że bracia Minkiewiczowie znaleźli swoją receptę na sukces, być może nie na oszałamiającą skalę, jednak dla większości autorów komiksów na pewno godny pozazdroszczenia. [więcej na stronie Instytutu Książki]

sobota, 14 stycznia 2012

Wilq Superbohater: 5678 Album [Bartosz i Tomasz Minkiewiczowie] [recenzja]

3 komentarze:
5678 Album to drugie kolekcjonerskie wydanie komiksu Wilq Superbohater. Wydanie przydatne dla tych, którzy nie mieli zebranych w tym tomie zeszytów, ale także dla fanów uwielbiających serię, którzy co prawda zeszyty już mają, ale i tak sprawią sobie wersję w twardej oprawie i z kolorami. W obu przypadkach mogę tylko polecić, chyba, że komuś nie odpowiadają prezentowane w komiksie humor i kreska (chociaż wiem z doświadczenia, że po przeczytaniu paru stron prawie nikt nie może przestać się śmiać). Mi odpowiadają w stu procentach.

Po pierwszym wydaniu kolekcjonerskim 5678 Album stanowi powtórkę z rozrywki, ze wszystkimi zaletami oraz wadami swojego poprzednika. Tak naprawdę wada jest jedna i jest nią wysoka cena. O ile w przedsprzedaży dało się to jeszcze jakoś przeżyć (choć i tak nie było tanio), tak teraz czytelnikowi, który przegapił możliwość zakupu komiksu przed premierą, przyjdzie zapłacić za ten zbiór ponad 120zł. A to już na pewno zaboli.

Nieważne. Wyobraźmy sobie, że drugi zbiorczy Wilq wcale nie jest aż tak drogi, skupmy się na samym komiksie. Tutaj nie ma na co narzekać. Zamieszczone tu cztery epizody serii (Zebry z Bronxu, Rapier miłości, Pod osłoną AGD i Jednogłowy pirat) to humor najwyższych lotów, oczywiście na swój specyficzny, absurdalny i głupkowaty sposób. Niektóre historie są znane z wcześniejszych publikacji w Produkcie, inne były nowe w momencie premiery poszczególnych zeszytów, a jeszcze inne zostały dodane dopiero teraz. Nie oszukujmy się, tych dodatków nie jest wiele (między innymi kilka krótkich opowieści z Entombetem w roli głównej, poza tym autorzy dołożyli pierwsze szkice bohaterów serii), ale dobrze, że są. Kolory znowu robią dobre wrażenie, a jeśli komuś bardzo zależy na takich rzeczach jak twarda oprawa i obwoluta, też może sobie to zaliczyć do plusów. Najważniejszy jest jednak sam komiks, a ten, choć to powtórka, ciągle jest świetny i warty polecenia. Pewnie można powiedzieć, że jeśli ktoś czytał jeden zeszyt serii Wilq, to tak jakby czytał wszystkie, więc nie ma co się zbytnio rozpisywać, ale od siebie dodam jeszcze, że opowieści braci Minkiewiczów nigdy za mało. I że na pewno kupię też trzecie wydanie zbiorcze, tak samo jak wszystkie kolejne odcinki wydawane w formie zeszytów.

poniedziałek, 15 marca 2010

Wilq Superbohater: 1234 Album [Bartosz i Tomasz Minkiewiczowie] [recenzja]

Brak komentarzy:
Ostatnio pisałem o Wilq dokładnie rok i tydzień temu, przyznając się jednocześnie, że jego przygody znam jedynie z łamów Produktu. Było to niewybaczalnym błędem, bo seria jest mistrz - szkoda tylko, że jej pierwszych zeszytów nie ma już w sprzedaży. Od czasów recenzji Nie będę walczył z dinozaurem jak jakiś debil moim oczekiwaniom wyszedł naprzeciw album zbierający cztery początkowe wydania - Wilq 1234. Przeleżał sobie trochę (nawet nie na mojej półce, a u panów z Gildii, gdzie zamówiłem go jeszcze przed premierą kilka ładnych miesięcy temu i odebrałem dopiero niedawno wraz z innymi komiksami), dojrzał i został przeczytany wczoraj, czyniąc niedzielę niezwykle interesującym i zabawnym dniem.

Nie licząc epizodów zamieszczonych wcześniej w Produkcie (których przecież i tak nie uczyłem się na pamięć, więc dostarczyły kilku ton świetnej rozrywki), ja tych historii w ogóle nie znałem, a ich zajebistość po raz kolejny pokazała mi, że nie należało zaniedbywać efektu pracy braci Minkiewiczów i interesować się nim od samego początku. Cała konwencja, od charakterystycznej kreski po scenariusze pełne niesamowitych odzywek (będącymi już wręcz czymś kultowym i powszechnie używanym zarówno przez tych, którym wyraz "Wilq' nic nie mówi, jak i tych, u których inspiracja jego przygodami nie budzi żadnych wątpliwości - posłuchajcie choćby niektórych kawałków grupy Dinal*) zwala z nóg i - wiem to z doświadczenia - potrafi rozśmieszyć nawet osoby, które przed lekturą zarzekałyby się, że tego typu głupkowaty humor jest absolutnie nie dla nich. Jakby to powiedział Entombed: "Chuja tam nie dla nich".

*na czele z "Siewka, bity ściema", gdzie już sam tytuł mówi wszystko

Przypuszczam, że same opowieści z albumów Wilq Superbohater, Historie, których wolałbyś nie znać, Żółw, tuńczyk i jaskinia krokodyla oraz Powrót na basen w Suchym Borze to rzeczy raczej klasyczne dla siedzącego w temacie czytelnika komiksu. Ci mniej zaangażowani i tak kojarzą, co jest grane, a zupełnie niezorientowanym polecam w ciemno. Przy niektórych motywach i odzywkach sam nie mogłem uwierzyć w to, co czytam, kilka razy omal nie umarłem ze śmiechu, ale zdecydowanie warto otrzeć się o taką śmierć i sięgnąć po przygody opolskiego superbohatera. A jakie dodatki zapewnia ekskluzywne, zbiorcze wydanie? Po pierwsze, twardą oprawę i obwolutę, co może i nie pasuje do standardowej oszczędnej formy komiksu, ale raczej nie można uznać tego za wadę. Po drugie, kolory - rzecz jeszcze bardziej nietypowa. Wbrew moim obawom dodatek ten nie zepsuł prostej kreski i klimatu opowieści; czasem pomyślałem, że właściwie jest zbędny, ale w kilku przypadkach stanowił ciekawą odmianę, ogólnie nie ma na co narzekać - kolor idzie do tabelki zatytułowanej "plusy". Po trzecie, album zawiera kilka nowych epizodów, co jest oczywistą zaletą, zwłaszcza, że wpisują się w wysoki poziom całości.

Jedyną wadą tomu z numerem 1234 jest jego cena - i mam na myśli cenę, za którą można było kupić ten komiks przed premierą, bo kiedy patrzę na obecną (119zł!!!), boję się o swoje serce. Obwoluta obwolutą, twarda oprawa twardą oprawą, a ja i tak twierdzę, że drogo. Nawet za tak dobry komiks. Mimo to, na pewno warto go mieć, a przynajmniej przeczytać.

niedziela, 8 marca 2009

Wilq Superbohater: Nie będę walczył z dinozaurem jak jakiś debil [Bartosz i Tomasz Minkiewiczowie] [recenzja]

Brak komentarzy:

Przyznaję się bez bicia, ostatnie przygody Wilka czytałem jeszcze na łamach "Produktu". Jestem w posiadaniu czternastego zeszytu, podczas gdy trzynaście poprzednich pozostało przeze mnie nietkniętych. I nie chodzi o to, że nie podobał mi się komiks Bartosza i Tomasza Minkiewiczów (wręcz przeciwnie), ale... tak właściwie poprzednie numery przeoczyłem bez żadnego konkretnego powodu. Aż tu nagle słyszę o powrocie "Wilka" do formy, że wreszcie pojawił się dobry zeszyt po kilku słabszych, no więc kupiłem. I poczułem się jak za starych, dobrych czasów.

Wilq jest sfrustrowany i zły na wszystko, co go otacza. Wszystkich wokół uważa za kretynów i elokwentnie krytykuje, co jest jedną z głównych atrakcji opowieści. Opowieści, która jest z założenia debilna i nie należy szukać w niej mądrych żartów, ale z drugiej strony jak tu się nie śmiać przy tekstach typu "Akurat przyda się to nam jak downom zwiedzanie Big Bena" (oczywiście takie wypowiedzi zyskują na atrakcyjności, kiedy nie sa wyrwanie z kontekstu) lub kiedy czytamy o wkręceniu komisarza Gondora, że rysunek chuja jest tak naprawdę czymś zupełnie innym. Naprawdę dobra dawka humoru, świetnych (na swój debilny sposób) żartów, rysunków, dodatków (genialny pomysł z wyciętymi scenami) i kończąca wszystko zapowiedź kolejnego numeru, która chyba nikomu nie pozwoli czekać cierpliwie.

Nie jest to komiks dla każdego. Niektórych odrzucą rysunki, innych fabuła (doskonale rozumiem, że tego typu głupie żarty można zwyczajnie skwitować wyniosłym i pogardliwym "Phi, mnie to nie bawi"). Paradoksalnie takie niezbyt mądre opowieści to raczej rzecz dla najbardziej otwartych ludzi. Ale kiedy już się otworzysz, nie pożałujesz.
stat4u